czwartek, 8 lutego 2018

GQ (tłumaczenie)

Wywiad w głównej mierze stanowi zlepek rozmów opublikowanych wcześniej w InStyle i Numéro Homme, ale zawiera kilka dodatkowych pytań i uzupełnień znanych już wypowiedzi, dlatego zdecydowałam się go przetłumaczyć i opublikować, posiłkując się przetłumaczonymi już fragmentami. 

Johnny Depp o byciu fajnym, o samotności i nowej kampanii Diora.

Po raz drugi Johnny Depp wziął udział w kampanii Diora Sauvage. W ekskluzywnym wywiadzie powiedział, dlaczego woli trzymać się w cieniu i co naprawdę sprawia, że fajni ludzie się wyróżniają. Wszystkie zdjęcia z sesji znajdziecie w najnowszym numerze GQ, który jest już dostępny w sklepach.

Panie Depp, porozmawiajmy o byciu fajnym. Co to określenie dla ciebie znaczy? Kogo określiłbyś słowem fajny? 
Bycie fajnym ma wiele różnych definicji. Zawsze uważałem, że najfajniejszą rzeczą jest bycie sobą. Patti Smith jest fajna, bo jest szczera i prawdziwa. Iggy Pop jest fajny i prawdziwy, tacy sami byli Jim Morrison, Marlon Brando, Hunter S.Thompson. Dziś pewien gość powiedział mi, że został wolontariuszem pomagającym dzieciom z wirusem HIV. To jest prawdziwa odwaga. Jego historia tak bardzo mnie poruszyła, że aż go przytuliłem. Sporo pracowałem z organizacją Make-A-Wish, fundacją, która pomaga spełniać ostatnie życzenia umierających dzieci. Ich sytuacja jest okropna, cierpią, ale w ich oczach nie ma strachu, widać w nich tylko odwagę. I tak, to jest naprawdę fajne. Czy nazwałbym siebie fajnym? Nie wiem, czy pasuje do mnie to określenie, może ludzie uważają mnie za fajnego, bo jestem spokojny. 

Latem ruszysz w trasę po Europie z Hollywood Vampires. Jak ważna jest w twoim życiu muzyka?
Muzyka jest dla mnie wszystkim, nawet w pracy. Stosuję te same metody pracy jako aktor i muzyk. Uczę się, słucham. Wytrenowałem sobie słuch ucząc się grać na gitarze z płyt, dlatego teraz łatwiej jest mi modulować głos. Tembr, akcent, natężenie. Jako dzieciak naśladowałem różnych ludzi i to bardzo mi pomogło. Ciągle używam tego doświadczenia w pracy. Chyba wszyscy bezustannie odtwarzamy w głowie muzykę. Każda scena ma przypisany do siebie utwór. Gdy chcę wrócić do jakiejś sytuacji, albo muszę coś poczuć lub pokazać, po odtworzeniu piosenki odczucia pojawiają się w ciągu kilku sekund. Niektóre numery natychmiast budzą wspomnienia. Moje są posortowane za pomocą muzyki. 

Czym jest dla ciebie męskość?
Prawdziwy mężczyzna zawsze dotrzymuje słowa. Bycie mężczyzną to bycie prawdziwym, lojalnym i obecnym. Mężczyzna musi walczyć z niesprawiedliwością na drobną i wielką skalę, bez strachu lub mimo obaw. Męskość to bycie sobą. Bycie szczerym i godnym zaufania. 

Już drugi raz wystąpiłeś w kampanii Diora Sauvage - czy uważasz, że wizerunek stworzony przez Jeana-Baptiste Mondino odzwierciedla twoją osobowość?
Kiedy Jean-Baptiste na ciebie patrzy, rozbiera cię na czynniki pierwsze: usuwa warstwy, dopóki nie znajdzie czegoś interesującego. Tak odnajduję esencję fotografowanej osoby. Wilk pojawia się tu z konkretnego powodu. Wilk to samotnik, a część mnie nieustannie szuka odosobnienia. Zawsze staram się unikać tłumów.

Więc też jesteś samotnikiem?
Wolę pozostawać w cieniu. Lepiej się czuję w ciemności. Jean-Baptiste to uchwycił. Jestem nieśmiałą osobą. To interesujące, bo kiedy gram jakąś postać, nie mam żadnych ograniczeń. Za kamerą mogę zrobić, co mi się żywnie podoba. To nieco dziwne, czuć się lepiej przed kamerą niż we własnej skórze. Gdybym miał wygłosić toast na jakimś przyjęciu... to byłaby katastrofa! Kiedy gram rolę, otwiera się przede mną zupełnie inny świat. Jean-Baptiste uchwycił część mnie, tę, która nie chce mówić o tych wszystkich dziwacznych słowach ani nawet ich zauważać. Celebryta, wysoka pozycja i te inne nonsensy, z którymi zupełnie się nie identyfikuję. 

Myślisz, że Mondino przemycił do tej kampanii role, które grałeś? Czy pamiętasz jakieś aspekty granych przez siebie postaci?
Nie, nie zrobił tego. Dla aktora nie jest najważniejsza gra tylko reakcja. O to w tym chodzi, przez tobą stoi najtrudniejsze zadanie: bycie naturalnym. Bycie. Ta kampania był bardzo naturalna, nie czułem, że odgrywam rolę. Po prostu byłem, a on odzierał mnie z warstw, aż znalazł to, co go zainteresowało. On to pokazał, a ja zaakceptowałem. Pozwolił mi się zaangażować w proces twórczy, co było w tym wszystkim najpiękniejsze. Niczego nie planowaliśmy, nic nie było na siłę fajne lub niezwykłe. Po prostu pokazał światło padające na góry. Jest w tym mistrzem. Szczerze mówiąc, lepiej bawiłem się przez tych kilka dni kręcenia na pustyni niż na jakimkolwiek planie filmowym, bo wszystko było naturalne. 


Czy chciałbyś kogoś zagrać? Jakąś postać historyczną, współczesną, albo kogoś, kto po prostu cię inspiruje?
Są ludzie, którzy mnie fascynują i książki, na których punkcie mam obsesję. Naprawdę można pokochać fikcyjną postać. Buszujący w zbożu na ten przykład. Nikt nigdy nie powinien oglądać Holdena Caulfielda na ekranie. Niech żyje w wyobraźni czytelników i będzie postacią, którą stworzył Salinger. Są na świecie wielcy ludzie, którzy powinni pozostać tacy, jacy są. Jednym z nich jest Picasso. Nie da się pokazać jego wielkości w filmie. Albo W drodze Jacka Kerouaca. Gdy byłem dzieckiem, ta książka była moją biblią, nadal wiele dla mnie znaczy, ale nigdy nie sądziłem, że można by ją zekranizować. Nie obejrzałam filmowej adaptacji, mimo iż znam jej reżysera, Waltera Sallesa, to wspaniały facet. Główny bohater Sal Paradise to sam Jack Kerouac i nie jestem w stanie wyobrazić go sobie z cudzą twarzą. To zbyt dobra postać, by ją podrobić.

Czy są jakieś hollywoodzkie ikony, które zainspirowały cię do grania na swoich własnych zasadach?
Zawsze inspirowała mnie czyjaś osobowość. Prawdziwi indywidualiści, różni komicy, artyści estradowi, aktorzy czy piosenkarze. Ludzie jedyni w swoim rodzaju, Charlie Callas, Don Rickles, Foster Brooks, który świetnie udawał pijaka, Dean Martin, Marlon Brando, Yul Brynner. To były wyróżniające się i unikatowe jednostki, a dla mnie to liczy się najbardziej. Nikogo nie naśladowali. Podążali własnymi ścieżkami i to było unikatowe. Obecne pokolenie i pokolenie, które pojawiło się po moim uważają, że nie muszą być indywidualistami, nie obchodzą ich ci wyjątkowi ludzie. Chcą zdobyć sławę dla samej sławy. Ale dlaczego ktoś chciałby być sławny? Nie wiem i nie obchodzi mnie to. Dla mnie to nigdy nie miało większego znaczenia.

Twoją najsławniejszą postacią jest bez wątpienia kapitan Jack Sparrow. Jak to jest go grać? Jak bardzo czujesz się z nim związany?
Granie faceta pokroju Jacka Sparrowa - kogoś, kto może powiedzieć wszystko, nawet jeśli to nie ma żadnego sensu, ale gdzieś po drodze próbuje ten sens swoim słowom nadać, co czyni jego wypowiedzi jeszcze bardziej abstrakcyjnymi, a mimo to wychodzi z tego wszystkiego cało - jest dziwne. Kiedy gram kapitana Jacka, prawie cały czas muszę się szczerzyć. Już samo to mnie śmieszy. On może zrobić i powiedzieć wszystko. "Cześć, kochanie!". Potrafi być niesamowicie niegrzeczny. Jego charakter jest całkowitym przeciwieństwem mojego. Też potrafię być niegrzeczny, ale nigdy nie byłem aż takim ekstrawertykiem. Zawsze byłem bardzo nieśmiały. Stawanie się kapitanem Jackiem Sparrowem, odnajdywanie go w sobie, zrzucanie zasłony i pozwolenie sobie na bycie absurdalnym i groteskowym, to niekończący się eksperyment. 

Jak wiele jego zachowań opisanych jest w scenariuszu? A ile jest w nim twojej inwencji?
Od lat siedzę w tym biznesie i zawsze przerabiałem pojedyncze zdania. Czasem coś wygląda idealnie na papierze, ale kiedy wymawiasz to na planie, brzmi niewłaściwie, masz wrażenie, że ludzie w prawdziwym życiu tak nie mówią, nie porozumiewają się w taki sposób. Więc często zmieniam niektóre fragmenty, w przypadku Jacka Sparrowa przerabiam wszystkie. Zrezygnowałem z czytania notatek dołączonych do scenariusza. Jasne, kiedy czytam scenariusz po raz pierwszy, czytam i dialogi, i didaskalia, by zrozumieć film jako całość. Ale potem już nigdy do nich nie wracam. Nie chcę wiedzieć, gdzie mam stać, albo co mam robić w danej scenie. Wszystko na planie powinno przychodzić naturalnie. Mam wtedy więcej wolności. Oczywiście reżyser może coś zaznaczyć w scenariuszu, ale ja wolę nic o tym nie wiedzieć. Czasem scena rozumie się sama przez się. 

Na jakiej zasadzie wybierasz filmy, w których chcesz zagrać?
To zależy. Zwykle już po przeczytaniu dziesięciu stron scenariusza jestem w stanie wyobrazić sobie, jakby ten film mógł wyglądać. Właściwie to już po trzech czy czterech stronach wiem, czy nadaję się do danego projektu. Wybieram filmy, w których mogę pokazać coś nowego i oryginalnego. Jeśli coś mnie wzrusza lub jeśli fabuła wywołuje u mnie dreszcze, zaczynam sobie tworzyć w głowie pewne obrazy i w dziewięciu na dziesięć przypadków są one trafne. Kerouac powiedział kiedyś: "Pierwsza myśl to najlepsza myśl". Hemingway też tak uważał. Kiedy zapytano go o to, jak zostać świetnym pisarzem, odpowiedział: "Napisz jedno prawdziwe zdanie", brzmi jak coś prostego, ale jest niesamowicie trudne. 

2 komentarze:

Archiwum bloga