Sweeney Todd:
Sweeney Todd: Nareszcie! Moje ramie jest znów kompletne!
Sweeney Todd: Nie! Nikt się nad nią nie zlitował?
Pani Lovett: A więc to ty. Benjamin Barker
Sweeney Todd: Gdzie jest Lucy? Gdzie jest moja żona?
Pani Lovett: Otruła się arszenikiem z apteczki w rogu, próbowałam ją powstrzymać, ale mnie nie posłuchała, on ma twoją córkę.
Sweeney Todd: On? Sędzia Turpin?
Pani Lovett: Adoptował ją jak swoją własną.
Sweeney Todd: Piętnaście lat pocenia się i życia w piekle przez fałszywy zarzut. Piętnaście lat marzenia o powrocie do żony i dziecka.
Pani Lovett: No cóż, nie mogę powiedzieć, że te lata panu służyły, panie Barker.
Sweeney Todd: Nie, nie Barker. Ten człowiek nie żyje. Teraz jest Todd. Sweeney Todd... i on się zemści.
Pani Lovett: Panie T, nie zrobił pan tego! Ty szaleńcze! Zabiłeś człowieka, który nie uczynił ci nic złego!
Sweeney Todd: Rozpoznał mnie. Próbował szantażować. Chciał połowy zysków.
Pani Lovett: Oh, to zmienia postać rzeczy. Przez moment myślałam, że zwariowałeś. Ugh! Tyle krwi. Biedaczek. A co tam! Kto nie marnuje, nie jest w potrzebie!
Anthony Hope: Czy wszystko w porządku, panie Todd?
Sweeney Todd: Wybacz mi, Anthony. Mój umysł jest niespokojny. Na tych znanych mi ulicach czuję cienie... Wszędzie...
Anthony Hope: Cienie?
Sweeney Todd: ...duchy.
Sędzia Turpin: Jakie to rzadkie zjawisko spotkać bratnią duszę.
Sweeney Todd: Z takim samym gustem... przynajmniej w kwestii kobiet.
Sędzia Turpin: Co?
Sweeney Todd: Lata bez wątpienia mnie zmieniły, sir. Ale przypuszczam, że twarz golibrody, twarz więźnia w doku, nie jest łatwa do zapamiętania.
Sędzia Turpin: Benjamin... Barker...
Sweeney Todd: Benjamin Barker!
Pani Lovett: Nazywał się Barker. Benjamin Barker.
Sweeney Todd: Co było jego zbrodnią?
Pani Lovett: Głupota.
Sweeney Todd: Masz pokój nad sklepem, prawda? Skoro czasy są tak trudne, dlaczego go nie wynajmiesz?
Pani Lovett: Ludzie twierdzą, że jest nawiedzony.
Sweeney Todd: Nawiedzony?
Pani Lovett: Tak. I kto powie, że się mylą? Widzisz, kilka lat temu, coś się tam stało. Coś niezbyt miłego.
Pani Lovett: Co zrobimy z chłopcem?
Sweeney Todd: Przyślij go!
Pani Lovett: Nie, panie T. Jeden na dziś wystarczy. Poza tym myślałam, żeby zatrudnić młodzieńca do pomocy w zakładzie. Kolana już nie te same
Sweeney Todd: W porządku.
Pani Lovett: Oczywiście będziemy musieli schować gin. Chłopak pije jak marynarz.
Sweeney Todd: Nareszcie! Moje ramie jest znów kompletne!
Sweeney Todd: Nie! Nikt się nad nią nie zlitował?
Pani Lovett: A więc to ty. Benjamin Barker
Sweeney Todd: Gdzie jest Lucy? Gdzie jest moja żona?
Pani Lovett: Otruła się arszenikiem z apteczki w rogu, próbowałam ją powstrzymać, ale mnie nie posłuchała, on ma twoją córkę.
Sweeney Todd: On? Sędzia Turpin?
Pani Lovett: Adoptował ją jak swoją własną.
Sweeney Todd: Piętnaście lat pocenia się i życia w piekle przez fałszywy zarzut. Piętnaście lat marzenia o powrocie do żony i dziecka.
Pani Lovett: No cóż, nie mogę powiedzieć, że te lata panu służyły, panie Barker.
Sweeney Todd: Nie, nie Barker. Ten człowiek nie żyje. Teraz jest Todd. Sweeney Todd... i on się zemści.
Pani Lovett: Panie T, nie zrobił pan tego! Ty szaleńcze! Zabiłeś człowieka, który nie uczynił ci nic złego!
Sweeney Todd: Rozpoznał mnie. Próbował szantażować. Chciał połowy zysków.
Pani Lovett: Oh, to zmienia postać rzeczy. Przez moment myślałam, że zwariowałeś. Ugh! Tyle krwi. Biedaczek. A co tam! Kto nie marnuje, nie jest w potrzebie!
Anthony Hope: Czy wszystko w porządku, panie Todd?
Sweeney Todd: Wybacz mi, Anthony. Mój umysł jest niespokojny. Na tych znanych mi ulicach czuję cienie... Wszędzie...
Anthony Hope: Cienie?
Sweeney Todd: ...duchy.
Sędzia Turpin: Jakie to rzadkie zjawisko spotkać bratnią duszę.
Sweeney Todd: Z takim samym gustem... przynajmniej w kwestii kobiet.
Sędzia Turpin: Co?
Sweeney Todd: Lata bez wątpienia mnie zmieniły, sir. Ale przypuszczam, że twarz golibrody, twarz więźnia w doku, nie jest łatwa do zapamiętania.
Sędzia Turpin: Benjamin... Barker...
Sweeney Todd: Benjamin Barker!
Pani Lovett: Nazywał się Barker. Benjamin Barker.
Sweeney Todd: Co było jego zbrodnią?
Pani Lovett: Głupota.
Sweeney Todd: Masz pokój nad sklepem, prawda? Skoro czasy są tak trudne, dlaczego go nie wynajmiesz?
Pani Lovett: Ludzie twierdzą, że jest nawiedzony.
Sweeney Todd: Nawiedzony?
Pani Lovett: Tak. I kto powie, że się mylą? Widzisz, kilka lat temu, coś się tam stało. Coś niezbyt miłego.
Pani Lovett: Co zrobimy z chłopcem?
Sweeney Todd: Przyślij go!
Pani Lovett: Nie, panie T. Jeden na dziś wystarczy. Poza tym myślałam, żeby zatrudnić młodzieńca do pomocy w zakładzie. Kolana już nie te same
Sweeney Todd: W porządku.
Pani Lovett: Oczywiście będziemy musieli schować gin. Chłopak pije jak marynarz.
Parnassus:
Tony: Nie zabijaj posłańca!
Tony: Marzysz? Albo powinienem powiedzieć... czy jesteś w stanie wycenić swoje marzenia?
Tony: Nic nie jest wieczne, nawet śmierć.
Wrogowie publiczni:
John Dillinger: Możesz to schować. Nie przyszedłem tu po twoje pieniądze. Jestem tu po pieniądze banku.
Billie Frechette: Czego chcesz?
John Dillinger: Wszystkiego. Teraz.
John Dillinger: Żegnaj, kosie.
Melvin Purvis: Co nie pozwala panu spać w nocy, panie Dillinger?
John Dillinger: Kawa.
John Dillinger: Wychowywałem się na farmie w Moooresville, w Indianie. Moja mama zmarła, jak miałem trzy lata, ojciec mnie lał, bo nie znał innego sposobu na wychowanie. Lubię baseball, filmy, dobre ciuchy, szybkie samochody, whiskey i ciebie... Co jeszcze chcesz wiedzieć?
John 'Red' Hamilton: Nie pracujemy z ludźmi, których nie znamy. I nie pracujesz, kiedy jesteś zdesperowany. Walter Dietrich. Pamiętasz to?
John Dillinger: Walter zapomniał. Kiedy jesteś zdesperowany, nie masz wyboru.
Police Chief Fultz: Ile czasu zajmuje ci napad na bank?
John Dillinger: Równo minutę i czterdzieści sekund.
Billie Frechette: Gapią się na mnie, bo nie przywykli do widoku dziewczyny w sukience za trzy dolary w swojej restauracji.
John Dillinger: Słuchaj, laleczko. To dlatego, że ich interesuje tylko to, skąd ludzie pochodzą. A najważniejsze jest to, dokąd ktoś zmierza.
Billie Frechette: Dokąd ty zmierzasz?
John Dillinger: Dokądkolwiek zechcę.
John Dillinger: Przyjaciele mówią mi John, ale taki sukinsyn jak ty niech lepiej zwraca się do mnie panie Dillinger.
Alicja w Krainie Czarów:
Szalony kapelusznik: Jest takie miejsce. Jedyne takie miejsce na Ziemi. Kraj pełen cudów, tajemnicy i niebezpieczeństwa. Niektórzy mówią, że żeby tam przetrwać, trzeba być szalonym jak kapelusznik, którym ja szczęśliwie jestem.
Szalony kapelusznik: Masz niesamowicie ogromną głowę. Bardzo chciałbym zrobić ci kapelusz. Robiłem kiedyś kapelusze dla Białej Królowej. Jej głowa była taka malutka.
Stayne - Knave of Hearts: Jeśli ją ukrywacie, stracie głowy.
Szalony kapelusznik: Już je straciliśmy.
Szalony kapelusznik: Czy ja oszalałem?
Alice Kingsley: Obawiam się, że tak. Jesteś pozbawiony piątej klepki. Ale zdradzę ci sekret. Wszyscy najlepsi ludzie są szaleni.
Szalony kapelusznik: Badam wszystkie rzeczy zaczynające się na literę M.
Alice Kingsley: To niemożliwe.
Szalony kapelusznik: Tylko jeśli w to wierzysz.
Szalony kapelusznik: Dlaczego zawsze jest się albo za małym, albo za dużym?
Turysta:
Frank Taylor: Kurwa! Jesteś wygłodniała.
Elise: Masz na myśli 'olśniewająca'?
Frank Taylor: Tak.
Elise: Jesteś wygłodniały.
Frank Taylor: Jestem.
Frank Taylor: Dlaczego wszyscy próbują mnie zabić?
Elise: Operacja plastyczna warta dwadzieścia milionów. I wybrałeś właśnie taką twarz.
Frank Taylor: Nie podoba ci się?
Elise: Ujdzie.
Recepcjonista: Buongiorno, signore.
Frank: Bon Jovi! Potrzebuję pomocy!
Frank Taylor: Bycie innym jest dobre. Tam skąd pochodzę, najlepszy komplement to powiedzenie komuś, że jest normalny. Nienawidzę tego. Doprowadza mnie to do szału!
Frank Taylor: Mam na imię Frank.
Elise: Okropne imię.
Frank Taylor: Jedyne, jakie mam.
Elise: Być może znajdziemy ci nowe.
Frank Taylor: Wolałabyś, żebym palił?
Elise: Wolałbym byś był mężczyzną, który robi to, na co ma ochotę.
Reginald Shaw: Alexander, to ty? Naprawdę?
Frank Taylor: Naprawdę.
Reginald Shaw: Pokaż zęby. Alexander miał krzywe zęby, przebarwione od nadmiernego palenia.
Frank Taylor: Aparat i elektroniczne papierosy.
Reginald Shaw: Miał wysokie czoło.
Frank Taylor: Przez dwa tygodnie po operacji miałem migrenę.
Reginald Shaw: Brzmisz inaczej.
Frank Taylor: Implant głosowy.
Reginald Shaw: Nie, nie. Chodzi mi o sposób mówienia.
Elise: Tak, racja. Alexander był Anglikiem. Ten człowiek to Amerykanin.
Frank Taylor: Przyzwyczaiłem się do amerykańskiego akcentu, ciężko mi się teraz przestawić.
Elise: To żałosne. To nie jest Alexander Pierce! To turysta.
Reginald Shaw: Turysta?
Elise: Siedziałam koło niego w pociągu.
Frank Taylor: [do Shawa] Skąd turysta wiedziałby o tym, że zabiłeś każdego faceta, który spał z twoją żoną?
Elise: Bo ja mu o tym powiedziałam.
Reginald Shaw: [do Elise] Powiedziałaś o tym turyście?
Frank Taylor: Dlaczego miała by to robić? To absurd.
Rango:
Rango: Teraz pamiętaj, synu: chodź do szkoły, jedź warzywa i spal wszystko poza Shakespearem.
Rango: Hej! Za co?
Priscilla: Śmiesznie wyglądasz.
Rango: Tak? Ty też śmiesznie wyglądasz.
Priscilla: Masz śmieszną koszulę.
Rango: Masz śmieszną sukienkę.
Priscilla: Masz śmieszne oczy.
Rango: A ty masz śmieszną twarz!
Priscilla: Jesteś obcy. Obcy tu długo nie przebywają.
Rango: Czy to niebo?
Duch Zachodu: Gdyby to było niebo, jedlibyśmy Pop-Tarts z Kim Novak.
Rock-Eye: Hej, żartowałem! Stary, jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
Rango: Aaah, nie znam cię
Rock-Eye: Jaszczurki, żaby... jesteśmy ze sobą praktycznie rzecz biorąc spokrewnieni, prawda?
Rango: Znajdź sobie swoją własną kryjówkę! W tej nie ma miejsca!
Rock-Eye: No weź! Przesuń się! Pozwolę ci pocałować moją siostrę!
Rango: Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie ...!
Rango: Nie martw się! Mam plan! Pomocy! Otwórzcie drzwi! Dobra! Plan B!
Fasola: Nie jesteś stąd, prawda?
Rango: Wciąż nad tym pracuję. Uh, jak masz na imię?
Fasola: Fasola.
Rango: Zabawne imię.
Fasola: Cóż mogę powiedzieć? Mój tatuś uwielbiał suszoną fasolę.
Rango: Cóż, masz szczęście, że nie uwielbiał szparagów.
Rango: Mmm, ostre!
Fasola: Jesz jego prochy!
Rango: Eh! Nosisz jego szczątki?
Fasola: Nie! Jego popiół; uwielbiał palić. Nigdy nie znaleźli ciała.
Wounded Bird: Zabiłeś ptaka?
Rango: Tak, zabiłem.
Wounded Bird: Nie ma ptaka, pojawia się wąż.
Rango: Co masz na myśli?
Priscilla: Oh, mówi o Grzechotniku Jake'u, panie Rango. Zwykle nie przychodził do miasta przez tego jastrzębia, ale teraz może przyjść. Będę mogła wziąć twoje buty, jak umrzesz?
Rango: Nie boję się. Do licha, chcę poznać tego Grzechotnika Jake'a.
Priscilla: To samo mówił Amos.
Rango: Kto to jest Amos? [Rango widzi pomnik z napisem "Amos, Szeryf w stanie spoczynku"]
Rango: Zauważyłem, że zauważyłaś, że cię zauważyłem.
Rango: Zmiotę tę brzydotę z twojej twarzy!
Rango: Dobra, ludziska; odsunąć się, otoczyć miejsce, teraz to miejsce zbrodni. Zabezpieczyć dowody, zebrać odciski palców, poszukać włókien, zeskanować DNA, pobrać próbkę moczu od każdego i proszę przynieść mi latte. Tylko nie pomieszajcie tych dwóch.
Rango: To do mojej broni. To balsam do broni.
Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach:
Jack Sparrow: Znasz to uczucie, kiedy stoisz w wysokim miejscu... nagłe pragnienie skoku?Nie czuję tego.
Jack Sparrow: Czy wszyscy to widzieli? Bo nie zrobię tego po raz drugi.
Jack Sparrow: Rozumiem wszystko... poza tą peruką.
Jack Sparrow: Ukradłaś mnie. Przyszedłem tu, by się odzyskać.
Angelica: Kocham cię.
Jack Sparrow: Muszę lecieć.
Jack Sparrow: Widzisz? Wciąż żyjesz, a to już sukces.
Angelica: Byłeś jedynym piratem, za którego mogłam się podać.
Jack Sparrow: To nie jest komplement.
Jack Sparrow: Kupił to?
Angelica: Ja to sprzedałam.
Jack Sparrow: Okłamałaś mnie, mówiąc prawdę?
Angelica: Tak.
Jack Sparrow: Dobre, mogę to wykorzystać?
Kapitan Teague: Słyszałem, że szukasz Fontanny.
Jack Sparrow: Byłeś tam?
Kapitan Teague: Czy ta twarz wygląda, jakby była w Fontannie Młodości?
Jack Sparrow: Zależy od światła.
Angelica: Przyznaj, Jack. Nadal mnie kochasz.
Jack Sparrow: Gdybyś miała siostrę i psa... wybrałbym psa.
Angelica: Zaczekaj! Noszę w sobie twoje dziecko.
Jack Sparrow: Nie pamiętam byśmy kiedykolwiek...
Angelica: Byłeś pijany.
Jack Sparrow: Nigdy nie byłem aż tak pijany.
Angelica: Kocham cię.
Jack Sparrow: To tak samo jak ja. Zawsze kochałem, zawsze będę.
Jack Sparrow: Jak na kogoś, kogo rzekomo zdeprawowałem, mogłaś się pochwalić znakomitą techniką.
Dziennik zakrapiany rumem:
Paul Kemp: Przybijemy tego gościa do jego własnych drzwi frontowych.
Paul Kemp: Oscar Wilde kiedyś powiedział: "Dziś ludzie znają cenę wszystkiego, ale nie wartość."
Paul Kemp: Dlaczego musiała się pojawić? Akurat wtedy, gdy świetnie sobie bez niej radziłem.
21 Jump Street (film)
Tom Hanson: Cholera! Tom Hanson, DEA! Na kolana! Już!
Oficer Doug Penhall: Kurwa! Doug Penhall, DEA! Jesteście aresztowani!
Domingo: Co do...
Oficer Doug Penhall: Rzućcie broń!
Schmidt: Już! Już!
Tom Hanson: Zamknij się, do kurwy! Zniszczyliście pięcioletnie śledztwo, debile!
Schmidt: Nie mieliśmy pojęcia, jesteś niesamowitym aktorem, stary.
Domingo: Grałeś na saksofonie na ślubie mojej siostry, stary!
Tom Hanson: Twardy cycuszek, w dodatku ją przeleciałem!
Domingo: Co?
Tom Hanson: Wy gówniarze. Czy wiecie, jak trudno jest infiltrować taki gang? Widzicie ten nos? Jest sztuczny. Chcecie, kurwa, nosić sztuczne nosy?
Schmidt: Są gorsze rzeczy na świecie.
Tom Hanson: Musieliśmy zrobić sobie tatuaże na kutasach, stary!
Oficer Doug Penhall: Właściwie to powiedziałem to, żeby cię podpuścić.
Tom Hanson: Co?
Oficer Doug Penhall: Chyba bolało.
Jenko: Hej, stary, wiemy, co to znaczy być agentami specjalnymi. Metro Police, dywizja Jump Street.
Tom Hanson: Pracujecie w Jump Street? Zabawne, my robiliśmy w Jump Street.
Jenko: Co? Super, stary!
Tom Hanson: Taa!
Mroczne cienie:
Barnabas Collins: Posłuchaj mnie, mieszkańcu przyszłości, będziesz moim wiernym sługą, dopóki cię nie uwolnię.
Willie Loomis: Więc co najpierw, panie?
Barnabas Collins: Oczyścisz mnie, sługo!
Angelique Bouchard: Złożę ci ofertę, Barnabasie. Ostateczną. Możesz się do mnie przyłączyć i możemy razem prowadzić Collinsport jako wspólnicy i kochankowie... albo z powrotem zamknę cię w trumnie.
Barnabas Collins: Mam już swoją kontrofertę. Brzmi ona w ten sposób: możesz położyć swoje wspaniałe usta na moim zadku i go wielokrotnie całować!
Barnabas Collins: Kiedy konie będą gotowe?
Elizabeth Collins Stoddard: Nie mamy koni, mamy Chevroleta.
Carolyn Stoddard: Jesteś naćpany, czy jak?
Barnabas Collins: Próbowali mnie naćpać, moja droga. Nie udało się.
Barnabas Collins: Angelique rzuciła na mnie klątwę bycia wampirem, po to, by moje cierpienie nigdy nie ustało.
Carolyn Stoddard: Brakuje tylko Alice'a Coopera.
Barnabas Collins: Cóż, ją też powinniśmy zaprosić.
[w kuli widzi, kim tak naprawdę jest Alice Cooper ]
Barnabas Collins: ...najbrzydsza kobieta, jaką kiedykolwiek widziałem.
Barnabas Collins: Strasznie mi przykro, ale nawet nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, jak bardzo jestem spragniony...
Barnabas Collins: Kobieta lekarz... co za wiek.
Barnabas Collins: Ile masz lat?
Carolyn Stoddard: Piętnaście.
Barnabas Collins: Masz piętnaście lat i nie masz męża? Musisz zrobić z tych bioderek dobry użytek, inaczej twoje łono uschnie i umrzesz.
Barnabas Collins: Powiedź mi, co wiesz o Barnabasie Collinsie?
Elizabeth Collins Stoddard: Znam tylko legendy. Dwa wieki temu wiedźma zamieniła go w wampira i zamknęła.
Barnabas Collins: Co wiadomo o jego śmierci?
Elizabeth Collins Stoddard: Nic
Barnabas Collins: To dlatego, madame, że on nie umarł. To ja jestem Barnabas Collins.
Elizabeth Collins Stoddard: Więc jesteś też...
Barnabas Collins: Jestem wampirem, madame. Ale jestem także Collinsem i przysięgam na wszystkie świętości, że nie skrzywdzę nikogo, kto mieszka pod tym dachem.
Barnabas Collins: Ma najbardziej żyzne biodra, jakie kiedykolwiek widziały me oczy.
Carolyn Stoddard: Jesteś dziwny.
Barnabas Collins: [omyłkowo uznał to za komplement] Naprawdę tak uważasz?
Barnabas Collins: Musi mieć pani wiarę, pani doktor. Jeśli człowiek może stać się potworem, potwór może stać się człowiekiem.
David Collins: Wujku Barnabasie, dlaczego masz damską bieliznę na głowie?
Barnabas Collins: Nie zwróciłem na to uwagi...
Barnabas Collins: Widzę, że posunęliście się nawet do tego, że sprzedaliście rodzinną srebrną zastawę.
Roger Collins: Skąd wiedziałeś? To dokładna replika.
Barnabas Collins: Gdyby to było srebro, stanąłbym w płomieniach przy pierwszym dotyku.
Dr. Julia Hoffman: On tak na serio?
Barnabas Collins: Więc tak to się kończy. Był taki czas, kiedy mogłem cię pokochać. Mogliśmy spędzić razem wieczność.
Angelique Bouchard: Nadal... możemy.
Barnabas Collins: Nigdy mnie nie kochałaś. Chciałaś mięć nade mną władzę.
Dr. Julia Hoffman: Proszę mi wybaczyć! Jest pan dobrym człowiekiem! Jest pan gentlemanem! Proszę, proszę...
Barnabas Collins: Madame, nie jestem ani dobry, ani delikatny! I nie wybaczam!
Angelique Bouchard: Powiedź, że mnie kochasz! Powiedź to!
Barnabas Collins: Wybacz mi, Angelique. Ale gdybym to powiedział, skłamałbym.
Barnabas Collins: To ta, która tak bardzo mnie nienawidziła, zamieniła mnie w to ohydne stworzenie!
Elizabeth Collins Stoddard: Nie, gdyby cię nienawidziła, zabiłaby cię. Klątwa wymaga poświęcenia.
Angelique Bouchard: Wielbię cię!
Barnabas Collins: Zaraziłaś mnie!
Angelique Bouchard: Uwielbiam cię!
Barnabas Collins: Gardzę tobą!
Barnabas Collins: [do Angelique] Nawet po śmierci mam słabość do żywego ciała. Szczególnie twojego.
Angelique Bouchard: Cóż za chłodny opis czegoś tak gorącego.
Jeździec znikąd:
Tonto: Ludzie myślą, że nie żyjesz. Lepiej dla ciebie, żeby tak zostało.
John Reid: Chcesz, żebym nosił maskę?
Tonto: Przychodzi taki czas, kiedy dobry człowiek musi nałożyć maskę.
John Reid: Dlaczego rozmawiasz z koniem? Dlaczego jestem ubrudzony ziemią?
Tonto: Pochowałem cię.
John Reid: Dlaczego żyję?
John Reid: Jeśli mamy jeździć razem, będziemy jeździć w imię sprawiedliwości.
Tonto: Sprawiedliwość to coś, czego szukam, Kemosabe.
Tonto: Do kanionu wjechało ośmiu mężczyzn... Wykopałem siedem grobów. Koń powiedział, że jesteś chodzącym duchem: człowiekiem, który był po drugiej stronie i powrócił, człowiekiem, którego nie można zabić...
Tonto: Z tym koniem dzieje się coś bardzo złego.
Stache: Wybieracie się dokądś?
Tonto: Tak.
John Reid: Nie.
Tonto: Tak.
John Reid: Nie.
Tonto: Tak.
John Reid: Nie.
Stache: Milczeć!
Tonto: Tak.
Tonto: Niezły strzał.
John Reid: To miało być tylko ostrzeżenie.
Tonto: W takim razie wcale nie taki dobry.
John Reid: Hi ho, Silver, na przód!
Tonto: Nigdy więcej tego nie rób.
John Reid: Przepraszam.
Tonto: Nigdy nie zdejmuj maski.
John Reid: Ten koń potrafi latać?
Tonto: Nie bądź głupi.
Tonto: Natura jest zdecydowanie...
John Reid: ...wyprowadzona z równowagi.
Tonto: Wendigo wyciął serce brata... Gdzie jest sprawiedliwość dla brata?
John Reid: Nie jestem dzikusem!
Tonto: Nie jesteś mężczyzną.
Tonto: Sprawiedliwość... człowiek sam musi ją wymierzać.
Tusk:
Ally Leon: Czy ofiary zostały wykorzystane seksualnie?
Guy LaPointe: Nie. Nie dotykał ich w ten sposób. Dokonał na nich rzezi. Amputował kończyny, wyciął języki. Ale nie robił z nimi nic seksownego.
Teddy Croft: Mówi pan, że nie ma żadnych śladów, a mimo to ciągle powtarza "on".
Guy LaPointe: A kto to mógł zrobić prócz pieprzonego mężczyzny? Kobieta daje życie. Ale mężczyzna? Wściekły na to, że nie może dać życia? On tylko wie, jak je odbierać. Chłopcy nadali naszemu tajemniczemu zabójcy pseudonim Pierwsza Żona. Bo Pierwsza Żona nie pozwala ci mówić, nie pozwala ci nigdzie chodzić i nie pieprzy się z tobą. To brzmi zabawnie dla tych, którzy byli żonaci kilka razy.
Teddy Croft: Powinniśmy zadzwonić na policję, albo do Mounties, do kogokolwiek. Ale potrzebujemy zawodowców, Ally. [do Lapointe] Bez urazy.
Guy LaPointe: Pierdol się. Bez urazy.
Transcendencja:
Will Caster: Od stu trzydziestu tysięcy lat zdolności naszego rozumu się nie zmieniały. Kombinacja intelektu neurobiologów, matematyków i hakerów zgromadzonych na tej sali blednie w porównaniu z podstawowymi możliwościami sztucznej inteligencji, świadoma maszyna może szybko pokonać ograniczenia narzucone przez biologię. I w krótkim czasie jej analityczna moc stanie się większa niż inteligencja wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek chodzili po świecie, razem wziętych. Wyobraźcie sobie taką istotę, która posiada również cały wachlarz ludzkich emocji. Nawet samoświadomość. Niektórzy naukowcy nazywają to osobliwością. Ja transcendencją.
Will Caster: Chcę, byś tu zaczekała.
Evelyn Caster: Co? Dokąd idziesz?
Will Caster: Wszędzie.
Joseph Tagger: Will?
Will Caster: Jesteś zaskoczony moim widokiem, Josephie?
Joseph Tagger: Um... To zależy.
Will Caster: Od czego?
Joseph Tagger: Czy jesteś w stanie udowodnić swoją samoświadomość?
Will Caster: To trudne pytanie, doktorze Tagger. A czy to potrafisz udowodnić swoją?
Evelyn Caster: Cóż, najwyraźniej nie stracił swojego poczucia humoru.
Will: Spójrz na niebo. Uzdrawiamy ekosystem, nie krzywdzimy go. Cząstki dostają się do powietrza, budują się z zanieczyszczeń. Lasy mogą odrosnąć. Woda jest tak czysta, że możesz pić ją prosto z rzeki. To twoje marzenie.
Członek publiczności: Chce pan stworzyć boga? Własnego boga?
Will: To bardzo dobre pytanie. Czy człowiek nie robił tego od zawsze?
Evelyn Caster: Co ty robisz, Will? Nie możemy z nimi walczyć.
Will Caster: Nie będziemy z nimi walczyć. Przewyższymy ich.
Will Caster: Moja żona zawsze chciała zmienić świat. Ja go najpierw zrozumiem.
Joseph Tagger: To jest zdumiewające, Will.
Will Caster: Właściwie to jest jeszcze wczesne stadium. To, co widzisz, to dopiero przedsmak tego, co osiągniemy.
Will Caster: Spójrz, mnie już dawno nie będzie. A ty, ty nigdy nie dotrzesz do kresu, jeśli nie spróbujesz.
Max Waters: Wiem. Chciałbym myśleć, że byłem wystarczająco mądry, by cię ocalić.
Will Caster: Nie doceniasz samego siebie. Jesteś trzecią najmądrzejszą osobą, jaką znam.
Will Caster: Joseph powiedział, że jesteś poza moją ligą, ale ja zawsze lubiłem wyzwania.
Will Caster: Masz palpitacje serca, pocisz się. Boisz się mnie.
Will Caster: Dlaczego straciłaś wiarę, Evelyn? Dlaczego we mnie nie wierzyłaś?
Bezwstydny Mortdecai:
Mortdecai: Czy słyszałeś kiedyś wyrażenie, "otwórz swoje jaja?"
Jock: Nie, sir.
Mortdecai: Poczułem się brudny.
Mortdecai: Nie miałem pojęcia, że byłem tak głęboko w dziurce Jej Królewskiej Mości!
Mortdecai: Całowanie mężczyzny bez wąsów jest jak jedzenie jajka bez soli.
Johanna: Uhh, nawet mi tego nie mów.
Jock: Mówiłem!
Mortdecai: Jak już pewnie wiecie, mam wiele zalet. Jestem marszandem, utalentowanym szermierzem, świetnie posługuję się wszelaką bronią. Jestem kochany i szanowany przez wszystkich, którzy mnie znają. Ale zawsze czułem, że czegoś mi brakuje. Jakiegoś ostatecznego kawałka mej osobistej układanki. Potrzebowałem czegoś odważnego, charakterystycznego. [Otrzymuje koktajl] Ah, dziękuję. Dzieła sztuki, którym pokazałbym niebiosom, że jam jest Lord Charlie Mortdecai. Tym magicznym czymś są moje wąsy...
Mortdecai: Johanna. Jesteś tam, kochanie? To ja, Charlie... Twój mąż.
Johanna: Czego chcesz?
Mortdecai: Oh, moja ty rozkoszy. To twój prywatny Szejk z Arabii, który szuka wejścia do twego namiotu. Przybyłem, by przenieść cię przez gorącą pustynię, karmić cię pod tropikalnymi gwiazdami. Przysłać ci wielbłąda do łóżka, cholera jasna!
Johanna: Mój Szejku, czy to oznacza, że ekskomunikowałeś te wąsy?
Mortdecai: Będę je przycinał. Kochanie. Wyruszam w niebezpieczną podróż, z której mogę nie wrócić. Ta sytuacja wymaga odpowiedniego odesłania. Krótkie posiedzenie kongresu. Zatopienie Bismarcka, jeśli wolisz. I przy okazji, czy wspomniałem, że to kwestia bezpieczeństwa narodowego?
Mortdecai: Oh, moja kochana, desperacko próbowałem być ci niewierny, naprawdę. Ale nie potrafiłem.
Johanna: Moment, w którym uświadamiasz sobie, że zakochujesz się we własnym małżonku jest okropny, czyż nie?
Mortdecai: To spojrzenie zmiękcza wszystkie moje organy, prócz jednego.
Mortdecai: Co powinienem teraz zrobić?
Jock: Uciekać, sir.
Mortdecai: Znowu?
Jock: Tak!
Mortdecai: Powinienem wspomnieć, że nie po raz pierwszy postrzeliłem Jocka.
Martland: Czy znajdujesz jakiś dobry powód ku temu, bym cię teraz nie aresztował?
Mortdecai: Unikam dyskomfortu?
Mortdecai: Jock. Drogi, słodki, wypełniony nasieniem Jocku. Strzeż się tej Ameryki, tego nowego kolosa, tej krainy równości i wolności! Co to za piekielne miejsce? Mam wrażenie, że zabłądziliśmy i trafiliśmy na plan filmu pornograficznego. [pyta pracownika hotelu] Czy zabłądziliśmy i trafiliśmy na plan filmu pornograficznego?
Pracownik hotelu: Meldują się panowie?
Mortdecai: Nazywam się Mortdecai, jestem lordem Silverdale. Chciałbym prosić o kubeł lodu, tabliczkę z napisem nie przeszkadzać i buldożer.
Pracownik hotelu: Meldują się panowie?
Jock: Tak, meldujemy się.
Mortdecai: Podejrzewam, że będę musiał wprowadzić nowy wystrój.
Hotel Clerk: Pokój 326, z widokiem na basen.
Mortdecai: [otrzymuje kartę do pokoju] Wystarczy, że się pokażę i dostaję kartę kredytową. Nic dziwnego, że wasz kraj jest w finansowej ruinie.
Hotel Clerk: Potrzebuje pan pomocy przy bagażu?
Mortdecai: Nie, nie potrzebuję pomocy przy bagażu. Mam pieprzonego sługę. Dziwny kraj.
Mortdecai: Halo, Amerykanin? Te pokoje są zrobione z cementu. Dobre przy ataku z powietrza. Ale dla tych, którzy próbują wypocząć po męczącej podróży, akustyczny koszmar. Więc czy możecie państwo przestać stękać jak antylopy gnu, bym mógł zaznać nieco snu?
Proszę! Proszę!
Jock: Przepraszam, sir. Postaramy się być ciszej.
Mortdecai: Dobry Boże, Jock! Odłóż to, człowieku!
Black Mass:
Whitey Bulger: Morris... Ty i ja musimy o czymś pogadać... W czym, do cholery, marynowałeś ten stek, jest nie z tego świata! Zabiłeś mnie nim!
John Morris: To rodzinny sekret.
Whitey Bulger: No dalej, możesz to zrobić. Co jest sekretnym rodzinnym składnikiem? No dalej, co to za sekret?
John Morris: Czosnek i odrobina soi.
Whitey Bulger: I to wszystko?
John Morris: Tak.
Whitey Bulger: Myślałem, że to rodzinny sekret.
John Morris: To składniki.
Whitey Bulger: Nie, nie. Powiedziałeś mi, że to rodzinny sekret, a potem mi go wyjawiłeś, ot tak. Dziś zdradziłeś rodzinny przepis, więc może jutro wydasz mnie. Czy mam rację, zakładając coś takiego?
John Morris: [Patrzy na Connolly'ego] Ja...
Whitey Bulger: Nie patrz na Johna... on ci, kurwa, nie pomoże.
John Morris: Mówiłem tylko, że...
Whitey Bulger: Tylko mówiłeś? Za mówienie odsyła się ludzi do Allenwood. Przez mówienie trafiłem na dziewięć lat do Levinworth i Alcatraz, rozumiesz? Mówienie może cię szybko zaprowadzić do grobu.
[śmieje się maniakalnie]
Whitey Bulger: Spójrz na jego minę! Hej! Jaja sobie robię. To pieprzony przepis! Mam go w dupie! Smakuje świetnie, jaja sobie z ciebie robię.
John Connolly: [śmieje się nerwowo] Tak, cóż...mnie też nabrałeś.Chcę wznieść toast za sukces.
John Morris: Za sukces
Whitey Bulger: Dopiero się rozkręcam.
Whitey Bulger: Hej, stary. Posłuchaj bardzo uważnie tego, co mam ci do powiedzenia, bo przez całe życie będziesz się uczył. Trzeba wyciągać naukę z różnych rzeczy, zgadza się? Nie chodzi o to, co robisz, tylko o to, kiedy i gdzie, i z kim to robisz. Jeśli nikt tego nie widział, to się nie zdarzyło.
Lindsey Cyr: Jimmy, on ma sześć lat. Naprawdę myślisz, że to najlepsza rzecz, jaką możesz powiedzieć własnemu dziecku?
Whitey Bulger: Tak.
Whitey Bulger: Lepiej, żeby to był twój najlepszy strzał. Bo jak wstanę, to cię zjem.
Lindsey Cyr: Sama wyjmę wtyczkę
Whitey Bulger: Coś ty powiedziała? Coś ty, do kurwy nędzy, powiedziała? Mojego syna? Chcesz odłączyć mojego syna?
Lindsey Cyr: Nie chce go widzieć w takim stanie, Jimmy.
Whitey Bulger: Jak możesz być taka zimna?
Lindsey Cyr: Nie mów tak.
Whitey Bulger: Jak możesz być taka zimna?
Lindsey Cyr: Nawet się, kurwa, nie waż tak do mnie mówić!
Whitey Bulger: Ja bym nigdy nie mógł. Jesteś żałosna.
Lindsey Cyr: Ty jedyny nie masz prawa mi tego mówić.
Whitey Bulger: Kim ty, do kurwy, jesteś?
Whitey Bulger: Złóż mu ofertę za firmę.
John Callahan: Próbowałem. Nie sprzeda.
Whitey Bulger: A czy wdowa po nim sprzeda?
Oficer Flynn: Grozisz mi, Bulger?
Whitey Bulger: Gdybym planował zrobić ci krzywdę, ostrzeżenie cię byłoby ostatnią rzeczą, którą bym zrobił, głupia kurwo.
Oficer Flynn: Lepiej się pilnuj, Bulger.
Whitey Bulger: Lepiej się pierdol, Flynn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz