Anty-gwiazdor: Johnny Depp
Autor: ALEX BHATTACHARJI
Zdjęcia: MARK SELIGER
Details.com
25.11.2014
Być może słyszeliście, że aktor jest w dołku, jego ostatnie filmy nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań. Czyich oczekiwań? W wieku pięćdziesięciu jeden lat Depp chce łamać konwencje i stawiać wyzwania przed samym sobą. Nadchodzący rok przypomni nam wszystkim jego artystyczną rangę - Wilk w Into the Woods, komiczny łajdak w Mortdecai, Whitey Bulger w Black Mass - i siłę myślenia o czymś więcej, niż box office.
"Jak to kiedyś pięknie powiedział mi Marlon, życie to ptasi śpiew. To we mnie zostało." Jak jego przyjaciel, mentor i outsider Brando, Johnny Depp wypowiada się poetycko o druzgocąco pięknej, ulotnej naturze egzystencji ludzkiej - jest też odrobinę punkowy. "Zegar tyka dla każdego. Ważne jest to, czy siedzisz i się na niego gapisz w strachu przed nieuchronnym zgonem - co jest bezsensowne - czy po prostu żyjesz."
Depp wypowiada się jak człowiek wolny od strachu, ponieważ ostatnio wytrzymał obstrzał krytyki i przestał być obsesyjnie oddany swemu rzemiosłu "To, co mnie naprawdę satysfakcjonuje, to fakt, że tak jak Marlon, dotarłem do tego miejsca, gdzie mam wszystko w dupie" mówi Depp, opisując ewolucję swojego wyzwolenia. "Najpierw bardzo się wszystkim przejmowałem i pilnie pracowałem. Potem zaczęło mi zależeć tak kurewsko, że trafiłem pod pieprzony obstrzał krytyki. Ale później stało się coś cudownego. Nagle zaczęło mi zależeć tak, że miałem już na wszystko wyjebane, a kiedy masz na wszystko wyjebane, osiągasz totalną wolność. Jesteś gotowy spróbować wszystkiego."
Dowodem jego nowo odnalezionej wolności są szybkie transformacje, jakie przechodził w ciągu ostatniego roku. "To było szalone" mówi Depp, który wrócił do Los Angeles z Londynu, gdzie zakończył pracę na planie filmu Alice in Wonderland: Through the Looking Glass. "Od Whitey'ego Bulgera do Szalonego Kapelusznika, wyobraź sobie tę schizofrenię."
Pierwszą nową rolą Deppa będzie ta w Into the Woods, adaptacji kompilacji nie kończących się szczęśliwie baśni Stephena Sondheima, w reżyserii Roba Marshalla, która do kin trafi w Boże Narodzenie. Depp zatopił zęby w Wilku, chytrej postaci z bogatym tłem komediowym ( by jego drapieżność i uwodzicielskość nadawała się do filmu familijnego). "Jestem zachwycony tym, jak przedstawiliśmy Wilka" mówi. "Jest w nim sporo cudownego, czarnego humoru."
W styczniu do akcji wkroczy komedia Mortdecai, gdzie gra arystokratycznego marszanda, który zasługuje na miejsce wśród najlepszych czarnych charakterów granych przez aktora. A we wrześniu zobaczymy Deppa jako bostońskiego gangstera i zbiega Whitey'ego Bulgera w Black Mass. Depp zagłębił się w psychikę legendarnego członka gangu, który był informatorem FBI (często współpracował z federalnymi, żeby pozbyć się swoich rywali), zanim trafił na drugie miejsce listy najbardziej poszukiwanych przestępców, tuż za Osamą bin Ladenem. "Ludzie, których określa się jako złych, nie wierzą w to, że są źli" mówi Depp o Bulgerze. By połączyć ze sobą złożoną moralność i poczucie zagrożenia, Depp wrócił pamięcią do dni, kiedy to był zbuntowanym, gniewnym młodym człowiekiem urodzonym w Kentucky, który musiał przeprowadzać się dwadzieścia pięć razy, aż do momentu, gdy zaczął samodzielne życie w wieku siedemnastu lat, to pomogło mu wydobyć z siebie dziki temperament szefa gangu. "Bulger przechodził od zera do dziewięćdziesiątki w ciągu pieprzonej milisekundy. I nie chodziło o to by nastraszyć jakiegoś gościa, a o to by go załatwić raz na zawsze. Tak, stary gniew bardzo mi się przydał. I nie musiałem go długo w sobie szukać."
To coś więcej niż tylko powrót do dawnego poziomu. To pokaz artystycznych możliwości Deppa i jego aktorskich ambicji, to demonstracja tego, jak bardzo zdeterminowany jest do tego, by mieć wszystko w dupie (nie zapominajmy o tym, że zagrał małą rolę w filmie Tusk Kevina Smitha i Yoga Hosers) i przypomnienie, jak bardzo mylili się ci, którzy kwestionowali jego miejsce na firmamencie pop kultury.
"To aktor charakterystyczny w ciele gwiazdora" mówi Rob Marshall, reżyser Into the Woods (i czwartej części Piratów z Karaibów). "Znika w tych rolach, wszystko robi z ogromną intensywnością. Świetnie się z nim współpracuje, był podekscytowany tym, że mógł pracować w zespole, że cały projekt nie opierał się wyłącznie na jego barkach." Depp ucieka od gwiazdorstwa, odkąd tylko odciął się od projektu, który przyniósł mu sławę, 21 Jump Street. Sława pali go jak promienie słoneczne palą wampira. "Stary, jestem kurewsko nieśmiały" mówi Depp. "Żyję jak zbieg. Nie lubię sytuacji towarzyskich - w jakiś dziwny sposób odpowiada mi uciekanie i chowanie się. Mam już coraz mniej możliwości obserwacji, bo to mnie się ciągle obserwuje."
Deppa nie interesuje bycie główną rozrywką ani noszenie kostiumu superbohatera. Wytrwale unika obowiązków gwiazdora, nawet podczas przygody z blockbusterami. Nie zapominajcie o tym, jak brawurowy i wywrotowy był Kapitan Jack Sparrow - dla przypomnienia: zarząd Disneya twierdził, że był zbyt pijany i zbyt gejowski, a Michael Eisner oznajmił, "On niszczy film!". W tym przypadku można Deppowi wybaczyć to, że łączy go miłosno-nienawistna relacja z zawadiackim alter-ego, które planuje powrócić (zdjęcia rozpoczną się w lutym). Dzięki Sparrowi film zarobił dwadzieścia milionów dolarów, dlatego też studio upomina się o niego za każdym razem, gdy chce powrócić do box-office.
"To jak bycie psem, który znalazł trop" mówi Depp. "Oczekują, że ciągle będziesz brał udział w wyścigu, który przez przypadek wygrałeś. Od pierwszej sekundy jesteś towarem, niczym więcej. Mają oczekiwania, co do kolejnej części Piratów. Będzie świetnie, jeśli coś z tego wyjdzie. Cholera, wtedy będzie zabójczo. Ale na Boga, stawiać jakieś konkretne wymagania... moim zdaniem to obrzydliwe."
Obrazoburczy Depp nie stracił apetytu do ścigania się, choć jego wyścig to wyścig jednej osoby, a trasę wyznaczył sobie sam. Cieszy się z tego, że może brać udział w wysoko-budżetowych filmach, gdy przemawia do niego postać, a jeszcze bardziej cieszy go to, że może rozwijać pełne pasji projekty w ramach działalności swojej firmy Infinitum Nihil, która zajęła się produkcją It Only Rains at Night Neala Jimeneza. "Ukradłem to z biurka agenta jakieś dwadzieścia pięć lat temu" mówi Depp, śmiejąc się. "Zawsze chciałem albo w tym zagrać, albo to wyreżyserować. To piękny i dziwny scenariusz."
Depp pracował nad wyczerpującym klipem, który jest trudnym zadaniem dla aktora, który uzewnętrznia się w każdej granej przez siebie postaci. "Marlon powiedział, 'bądź ostrożny, mamy ograniczoną ilość twarzy' " mówi, odnosząc się do słynnego cytatu Brando dotyczącego trwonienia kreatywności przez aktorów. "Rozumiem, o co mu chodziło - i miał rację. Ale ja jeszcze nie zużyłem swojego zapasu."
To, co traci Depp - choć i na początku nie miał tego zbyt wiele - to tolerancja dla gierek. "Kocham proces. Inne rzeczy... Poradzę sobie jeszcze przez jakiś czas z byciem zbiegiem, ale nie wiem, jak długo człowiek może tego chcieć. W gruncie rzeczy aktorzy muszą handlować własną dupą, by sprzedać film. Wszystkie związane z nim produkty, biorą na siebie zawodowe ryzyko..." Depp na to gwiżdże. Jest zbyt zajęty, by bawić się w to gówno. "W pewnym sensie trzeba kopać głęboko i powtarzać sobie, 'Stary, to ptasi śpiew.' "
• • •
"Infinitum Nihil. Nazwa firmy przyszła do mnie z uśmiechem, bo pomyślałem, że to wszystko to nieskończona nicość. Dobrze jest być świadomym nicości. Możesz po prostu być i nie przejmować się tym całym niepotrzebnym gównem i tym, co nazywamy szukaniem tego, czego sobie tam szukamy. Jebać szukanie - liczy się tu i teraz. Kocham nieskończoność, niekończącą się nicość. I jest taka arktyczna bielizna, która nazywa się Infinity Zero czy jakoś tak. To też mnie uszczęśliwia. "
Autor: ALEX BHATTACHARJI
Zdjęcia: MARK SELIGER
Details.com
25.11.2014
Być może słyszeliście, że aktor jest w dołku, jego ostatnie filmy nie spełniły pokładanych w nich oczekiwań. Czyich oczekiwań? W wieku pięćdziesięciu jeden lat Depp chce łamać konwencje i stawiać wyzwania przed samym sobą. Nadchodzący rok przypomni nam wszystkim jego artystyczną rangę - Wilk w Into the Woods, komiczny łajdak w Mortdecai, Whitey Bulger w Black Mass - i siłę myślenia o czymś więcej, niż box office.
"Jak to kiedyś pięknie powiedział mi Marlon, życie to ptasi śpiew. To we mnie zostało." Jak jego przyjaciel, mentor i outsider Brando, Johnny Depp wypowiada się poetycko o druzgocąco pięknej, ulotnej naturze egzystencji ludzkiej - jest też odrobinę punkowy. "Zegar tyka dla każdego. Ważne jest to, czy siedzisz i się na niego gapisz w strachu przed nieuchronnym zgonem - co jest bezsensowne - czy po prostu żyjesz."
Depp wypowiada się jak człowiek wolny od strachu, ponieważ ostatnio wytrzymał obstrzał krytyki i przestał być obsesyjnie oddany swemu rzemiosłu "To, co mnie naprawdę satysfakcjonuje, to fakt, że tak jak Marlon, dotarłem do tego miejsca, gdzie mam wszystko w dupie" mówi Depp, opisując ewolucję swojego wyzwolenia. "Najpierw bardzo się wszystkim przejmowałem i pilnie pracowałem. Potem zaczęło mi zależeć tak kurewsko, że trafiłem pod pieprzony obstrzał krytyki. Ale później stało się coś cudownego. Nagle zaczęło mi zależeć tak, że miałem już na wszystko wyjebane, a kiedy masz na wszystko wyjebane, osiągasz totalną wolność. Jesteś gotowy spróbować wszystkiego."
Dowodem jego nowo odnalezionej wolności są szybkie transformacje, jakie przechodził w ciągu ostatniego roku. "To było szalone" mówi Depp, który wrócił do Los Angeles z Londynu, gdzie zakończył pracę na planie filmu Alice in Wonderland: Through the Looking Glass. "Od Whitey'ego Bulgera do Szalonego Kapelusznika, wyobraź sobie tę schizofrenię."
Pierwszą nową rolą Deppa będzie ta w Into the Woods, adaptacji kompilacji nie kończących się szczęśliwie baśni Stephena Sondheima, w reżyserii Roba Marshalla, która do kin trafi w Boże Narodzenie. Depp zatopił zęby w Wilku, chytrej postaci z bogatym tłem komediowym ( by jego drapieżność i uwodzicielskość nadawała się do filmu familijnego). "Jestem zachwycony tym, jak przedstawiliśmy Wilka" mówi. "Jest w nim sporo cudownego, czarnego humoru."
W styczniu do akcji wkroczy komedia Mortdecai, gdzie gra arystokratycznego marszanda, który zasługuje na miejsce wśród najlepszych czarnych charakterów granych przez aktora. A we wrześniu zobaczymy Deppa jako bostońskiego gangstera i zbiega Whitey'ego Bulgera w Black Mass. Depp zagłębił się w psychikę legendarnego członka gangu, który był informatorem FBI (często współpracował z federalnymi, żeby pozbyć się swoich rywali), zanim trafił na drugie miejsce listy najbardziej poszukiwanych przestępców, tuż za Osamą bin Ladenem. "Ludzie, których określa się jako złych, nie wierzą w to, że są źli" mówi Depp o Bulgerze. By połączyć ze sobą złożoną moralność i poczucie zagrożenia, Depp wrócił pamięcią do dni, kiedy to był zbuntowanym, gniewnym młodym człowiekiem urodzonym w Kentucky, który musiał przeprowadzać się dwadzieścia pięć razy, aż do momentu, gdy zaczął samodzielne życie w wieku siedemnastu lat, to pomogło mu wydobyć z siebie dziki temperament szefa gangu. "Bulger przechodził od zera do dziewięćdziesiątki w ciągu pieprzonej milisekundy. I nie chodziło o to by nastraszyć jakiegoś gościa, a o to by go załatwić raz na zawsze. Tak, stary gniew bardzo mi się przydał. I nie musiałem go długo w sobie szukać."
To coś więcej niż tylko powrót do dawnego poziomu. To pokaz artystycznych możliwości Deppa i jego aktorskich ambicji, to demonstracja tego, jak bardzo zdeterminowany jest do tego, by mieć wszystko w dupie (nie zapominajmy o tym, że zagrał małą rolę w filmie Tusk Kevina Smitha i Yoga Hosers) i przypomnienie, jak bardzo mylili się ci, którzy kwestionowali jego miejsce na firmamencie pop kultury.
"To aktor charakterystyczny w ciele gwiazdora" mówi Rob Marshall, reżyser Into the Woods (i czwartej części Piratów z Karaibów). "Znika w tych rolach, wszystko robi z ogromną intensywnością. Świetnie się z nim współpracuje, był podekscytowany tym, że mógł pracować w zespole, że cały projekt nie opierał się wyłącznie na jego barkach." Depp ucieka od gwiazdorstwa, odkąd tylko odciął się od projektu, który przyniósł mu sławę, 21 Jump Street. Sława pali go jak promienie słoneczne palą wampira. "Stary, jestem kurewsko nieśmiały" mówi Depp. "Żyję jak zbieg. Nie lubię sytuacji towarzyskich - w jakiś dziwny sposób odpowiada mi uciekanie i chowanie się. Mam już coraz mniej możliwości obserwacji, bo to mnie się ciągle obserwuje."
Deppa nie interesuje bycie główną rozrywką ani noszenie kostiumu superbohatera. Wytrwale unika obowiązków gwiazdora, nawet podczas przygody z blockbusterami. Nie zapominajcie o tym, jak brawurowy i wywrotowy był Kapitan Jack Sparrow - dla przypomnienia: zarząd Disneya twierdził, że był zbyt pijany i zbyt gejowski, a Michael Eisner oznajmił, "On niszczy film!". W tym przypadku można Deppowi wybaczyć to, że łączy go miłosno-nienawistna relacja z zawadiackim alter-ego, które planuje powrócić (zdjęcia rozpoczną się w lutym). Dzięki Sparrowi film zarobił dwadzieścia milionów dolarów, dlatego też studio upomina się o niego za każdym razem, gdy chce powrócić do box-office.
"To jak bycie psem, który znalazł trop" mówi Depp. "Oczekują, że ciągle będziesz brał udział w wyścigu, który przez przypadek wygrałeś. Od pierwszej sekundy jesteś towarem, niczym więcej. Mają oczekiwania, co do kolejnej części Piratów. Będzie świetnie, jeśli coś z tego wyjdzie. Cholera, wtedy będzie zabójczo. Ale na Boga, stawiać jakieś konkretne wymagania... moim zdaniem to obrzydliwe."
Obrazoburczy Depp nie stracił apetytu do ścigania się, choć jego wyścig to wyścig jednej osoby, a trasę wyznaczył sobie sam. Cieszy się z tego, że może brać udział w wysoko-budżetowych filmach, gdy przemawia do niego postać, a jeszcze bardziej cieszy go to, że może rozwijać pełne pasji projekty w ramach działalności swojej firmy Infinitum Nihil, która zajęła się produkcją It Only Rains at Night Neala Jimeneza. "Ukradłem to z biurka agenta jakieś dwadzieścia pięć lat temu" mówi Depp, śmiejąc się. "Zawsze chciałem albo w tym zagrać, albo to wyreżyserować. To piękny i dziwny scenariusz."
Depp pracował nad wyczerpującym klipem, który jest trudnym zadaniem dla aktora, który uzewnętrznia się w każdej granej przez siebie postaci. "Marlon powiedział, 'bądź ostrożny, mamy ograniczoną ilość twarzy' " mówi, odnosząc się do słynnego cytatu Brando dotyczącego trwonienia kreatywności przez aktorów. "Rozumiem, o co mu chodziło - i miał rację. Ale ja jeszcze nie zużyłem swojego zapasu."
To, co traci Depp - choć i na początku nie miał tego zbyt wiele - to tolerancja dla gierek. "Kocham proces. Inne rzeczy... Poradzę sobie jeszcze przez jakiś czas z byciem zbiegiem, ale nie wiem, jak długo człowiek może tego chcieć. W gruncie rzeczy aktorzy muszą handlować własną dupą, by sprzedać film. Wszystkie związane z nim produkty, biorą na siebie zawodowe ryzyko..." Depp na to gwiżdże. Jest zbyt zajęty, by bawić się w to gówno. "W pewnym sensie trzeba kopać głęboko i powtarzać sobie, 'Stary, to ptasi śpiew.' "
• • •
"Infinitum Nihil. Nazwa firmy przyszła do mnie z uśmiechem, bo pomyślałem, że to wszystko to nieskończona nicość. Dobrze jest być świadomym nicości. Możesz po prostu być i nie przejmować się tym całym niepotrzebnym gównem i tym, co nazywamy szukaniem tego, czego sobie tam szukamy. Jebać szukanie - liczy się tu i teraz. Kocham nieskończoność, niekończącą się nicość. I jest taka arktyczna bielizna, która nazywa się Infinity Zero czy jakoś tak. To też mnie uszczęśliwia. "
Dzięki za tłumaczenie :) Nie mogłam zrozumieć do końca po angielsku.
OdpowiedzUsuńNie ma za co :). Prawdę powiedziawszy, i ja miałam z tym tekstem drobny problem - użyto w nim słownictwa, z którym wcześniej się nie spotkałam + trafiło się też parę idiomów. W dodatku dopadło mnie choróbsko, więc i koncentrację miałam nieco obniżoną, ale chciałam się z tym jak najszybciej uwinąć, żebyście nie musieli długo czekać.
UsuńSuper! Świetny wywiad :)
OdpowiedzUsuńO tak, widać że profesjonalnie przetłumaczony. :)
OdpowiedzUsuń