piątek, 14 kwietnia 2017

Disney Pirates: The Definitive Collector's Anthology (tłumaczenie)

Od wczesnego dzieciństwa, gdzieś pomiędzy niewinnością i ignorancją, zdawałem sobie sprawę z tego, iż traf chciał, że posiadłem dar obsesyjnej wnikliwości  i bezustannej ciekawości otaczających mnie ludzi. Przez parę lat, zanim stałem się nastolatkiem, byłem przekonany, że moim życiowym powołaniem jest bycie naśladowcą.  Zachwycało mnie to, że możliwym było tak zmienić głos, manieryzm i mimikę, że w jednej chwili ludzie, na których patrzyłem, przestawali być sobą. Znikali i stawali się innymi istotami! 
Fascynowało mnie ludzkie zachowanie, zwłaszcza, gdy obserwowana osoba nie była świadoma tego, że ktoś na nią patrzy. Te rzadkie momenty pozwalały doświadczyć prostoty i szczerego zachowania - czystej szczerości - obiekt po prostu istniał, nie był świadomy tego, co się wokół niego działo - przelatywał od jednej myśli do drugiej. Potem stało się moim obowiązkiem alarmować, wytrącać z równowagi, zaskakiwać, szokować, irytować, terroryzować te nieszczęsne obiekty, które zwykle były członkami mojej rodziny - biedactwa. Robiłem to po to, by zaspokoić swoją potrzebę, swoją fiksację, chciałem po prostu zakłócać ich mrzonki, robiłem to w dobrej wierze, by mogli zaznać nieuchronnego, mimowolnego wzdrygnięcia strachu. Dlaczego, spytacie? Bo mnie to śmieszyło. Wyłem godzinami, a nawet dniami, wspominając te wypadki. Ale potrzebowałem czegoś więcej. W swojej młodzieńczej wesołości uzależniłem się od tych całkowicie spontanicznych reakcji. Prawda, jak to mówią, cię wyzwoli. I tak z pewnością było. Znalazłem swoje prawdziwe powołanie. Prowokowanie i szturchanie - samego siebie i innych - miałem w genach. Wiem, że jest w tym odrobina okrucieństwa i tu salutuje burzliwej historii mojej niesfornej puli genowej. Ale, jakimś dziwacznym zbiegiem okoliczności, gdzieś po drodze te wszystkie łobuzerskie prowokacje z mego dzieciństwa stały się moimi narzędziami pracy. Czy byłem absolutnie pewien tego, że będzie to miało potworne konsekwencje? Tak! Ale nie przejmowałem się tym. Nie potrafiłem się przejmować. To było ponad moje siły. To było silniejsze ode mnie. Miałem ograniczone rekwizyty, ale nie umysł. Gumowe węże, sztuczne pająki, przerażające dźwięki. Moi rodzice obawiali się o moją poczytalność, kiedy to mój przyćmiony mózg wyczarowywał kawał za kawałem, tylko po to, bym mógł zaspokoić swoje niepokojące poczucie humoru.

Prułem do przodu jak nosorożec. Im więcej się uczyłem, tym ostrożniej podchodziłem do poważnych i ograniczonych ludzi, i doprowadzałem nauczycieli do szału, kiedy przyłapywali mnie na gorącym uczynku, obrażali mnie! Chyba właśnie dlatego nigdy nie przejmowałem się ludźmi w garniturach. To byli moi wrogowie. Mieli upośledzony humor. Byli dyrektorami szkół, dziekanami, oficerami łapiącymi wagarowiczów, lekarzami, dentystami, nieuczciwymi ewangelistami. Surowi i zgorzkniali ludzie, ich uśmiechy rodziły się z perwersyjnego poglądu sugerującego, że mają monopol na władzę. Autorytety zawsze stanowiły problem. Moimi idolami byli ukochani niegodziwcy. Ludzie łamiący zasady. Od Czarnobrodego do Dillingera. Od Jima Morrisona do Iggy'ego Popa. Lista ciągnie się w nieskończoność. Moje pełne zawirowań chłopięce kresomózgowie lgnęło do tych ikonicznych indywidualistów, którzy otwarcie szydzili z konwenansów, nie przejmowali się niczym, to było dla nich tak naturalne jak oddychanie. Byli moim impulsem do ucieczki od zwykłego życia. Wiedziałem, że byłem stworzony do czegoś mniej zdyscyplinowanego i niekontrolowanego. Mogłem odkrywać  życie! Niektórzy sugerują, że kapitan Jack Sparrow był efektem tych poszukiwań.  Ale prawdą jest, że zawsze był integralną częścią mnie, od dnia zero. 

W skrócie: dzień pierwszy. Plan filmu Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły. Absurdalne uczucie. Jak pierwsza w życiu podróż do miejsca, które zawsze znałeś. Wszystko zrozumiałem. Od razu. Właśnie w tym miejscu miałem się znaleźć. Moja burzliwa wędrówka, moja walka o szczerość osiągnęła swój zenit. Ale bój nie był zakończony. Nigdy się nie kończy, musiałem walczyć o moją wizję postaci. O moją prawdę. I ta wizja została zrealizowana dzięki jajom Jerry'ego, Gore i najlepszego producenta wykonawczego, jakiego kiedykolwiek zatrudniał Walt Disney, Dicka Cooka, że nie wspomnę o naszej wspaniałej i oddanej ekipie - prawdziwi żołnierze, którzy zrobili te filmy, wylewając pot i krew! Nadali tym filmom magię. Ale przede wszystkim musimy podziękować naszej drogiej publiczności. Bez nich nie byłoby chwały. Nigdzie byśmy nie zaszli. A teraz, pięć filmów później, mamy nowych reżyserów,  Joachima i Espena, którzy wnoszą świeże spojrzenie, nadal w podróży i nadal tym zachwyceni! 

Przyszłość to zagadka, która czeka na rozwiązanie, ale wiem, że dokądkolwiek pójdziemy, kapitan Jack Sparrow będzie tuż obok nas. Jego impertynencki, absurdalny duch zawsze będzie się wałęsał pomiędzy tym co nas poskramia, nudzi i zwodzi. 

Więc nie pozwólcie się poskromić. Nie nudźcie się. I nie pozwólcie się zwodzić. 

Niech żyje pirackie życie. 

—Johnny DEPP (Surrey, 02.05.'17)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga