niedziela, 1 października 2017

The High Times (tłumaczenie)

Wywiad The High Times: Doug Stanhope

By Johnny Depp
High Times
30.09.2017

Aktor Johnny Depp odnalazł w Dougu Stanhope'ie pokrewną duszę. Po obejrzeniu występu Stanhope'a No Refunds w dwa tysiące siódmym roku Depp zwrócił uwagę na stand-up, zapragnął dowiedzieć się więcej o człowieku, który podobnie jak znakomity Lenny Bruce mówił surową prawdę ze sceny. Po rozmowie telefonicznej zaprzyjaźnili się, co zaowocowało tym, że Depp wyprodukował dwa projekty Stanhope'a: The Comedians’ Comedian’s Comedians i No Place Like Home, oba dostępne na Seeso. Depp napisał także przedsłowie do książki Stanhope'a, wydanej w dwa tysiące szenastym Digging Up Mother.

Mimo iż obaj osiągnęli zupełnie inne poziomy sławy, na zupełnie innych polach, połączyła ich komediowa estetyka, w której najwyższym celem jest mówienie prawdy - bez względu na koszt.

W tym miesiącu postanowiliśmy odpuścić sobie klasyczny format wywiadu dla High Times, daliśmy panu Deppowi i panu Stanhope'owi wolną rękę; odbyli beztroską rozmowę o komedii, kreatywności i sławie. 

Poniższy tekst to fragment tej rozmowy. 

Johnny Depp: Nie wiem, czy kiedyś ci to mówiłem, ale jestem twoim wielkim miłośnikiem - może nawet kimś więcej niż miłośnikiem. Może nawet trochę się w tobie podkochuję, ale twoje wyczucie stylu... dla mnie to wiele mówi o człowieku - wyczucie stylu. 
Doug Stanhope: Mam dwa rodzaje strojów: ubrania z lat siedemdziesiątych i piżamy. 
JD: Dokładnie o to chodzi, bo mogłeś pójść w kierunku, powiedzmy na to, Gladys Knight & the Pips, albo Temptations, ale zdecydowałeś się na wizerunek wczesnego Mike'a Douglasa, który bardzo mi odpowiada. 
DS: Sprzedawca używanych samochodów. Te nieformalne garnitury są bardzo obcisłe. Wszystko mi odstaje - mam wzdęty, spuchnięty od picia brzuch - nie mogę ich nosić. 
JD:  Nie, widziałem cię niedawno... wyglądałeś świetnie. Wyglądałeś fantastycznie. 
DS:  Nie, nie, miałem na sobie sportową kamizelkę - Herb Tarlek z WKRP w Cincinnati.
JD: Opisywałeś miejsce, w którym się znajdowałeś. Pamiętasz, kiedy cię namierzyłem i odbyliśmy naszą pierwszą rozmowę? 
DS:  Tak. To było w Victorii - chyba w Days Inn - zadzwoniłeś do mnie. Stałem na parkingu, padał deszcz, gnieździłem się pod drzewem, żeby nie zamókł mi papieros, kiedy z tobą rozmawiałem, nie lubię rozmawiać z ludźmi, których nie znam bez papierosa czy drinka. Brałem kwas z organizatorem mojej trasy i oddzwoniłem do ciebie następnego ranka. "Hej, cokolwiek by się działo, nie łącz mnie z Johnnym Deppem, kiedy jestem na kwasie, bo do mnie dzwonił i mam jego numer i to mogłoby się źle skończyć". 
JD: To w sumie przyszło nagle. Twoim pierwszym występem, jaki obejrzałem, był No Refunds. Wiem, że już o tym rozmawialiśmy, ale naprawdę mnie zszokował. Sprawił - cóż, nie chcę ci się zbyt mocno podlizywać... 
DS: Byłeś pierwszą osobą, od której to usłyszałem. Myślałem, że ten numer będzie tylko dla mnie: "Próbowaliście kiedyś zasnąć na trzeźwo? Kiedy tego próbujesz, w twojej głowie rozpoczyna się karnawał". Myślałem, że jestem jedynym zapijaczonym pojebem, ale tylu ludzi mówi mi "To właśnie ten numer! To właśnie to słyszałem!". 
JD: Dokładnie. Ten mnie naprawdę powalił i to przez niego byłem tak zauroczony. 
DS: Takie numery podobają ci się najbardziej. To taki banał, kiedy myślisz, że coś jest tylko dla ciebie i rzucasz "Och, wow, nie chciałem zabrzmieć jak Jerry Seinfeld", ale ludzie i tak to podłapują i mówią: "Cholera, ciągle mi się to przytrafia!". 
JD: I w tym rzecz: to prawda absolutna. Wiesz, jaką mam obsesję na punkcie pieprzonej prawdy, więc oglądając ten występ, cały czas myślałem: to  Lenny Bruce. A teraz George Carlin. Don Rickles. Richard Pryor.  Ten facet to kopalnia talentów - stuprocentowa poprawność. 
DS: Cieszę się, że żyję w tych czasach. Kiedy dorastałem, miałem cztery kanały w telewizji, teraz jest Internet i kablówka. Miliard kanałów, gdyby w Kentucky Derby zamiast dwudziestu koni wystartowało miliard, ludzie, którym podoba się mój koń, nie znaleźliby mnie. Nie muszę użerać się z ludźmi sterczącymi pod moją bramą z aparatami, jak ty. Masz przejebane. 
JD: Cóż, to dziwne, bo obaj, w pewnym stopniu... Chodzi mi o to, że to wszystko jest ze sobą powiązane. 
DS: Żyjesz pod mikroskopem, gdzie nie widzisz drugiej strony. Jesteś amebą i otaczają cię studenci z jaskrą.
JD: Znajdujemy się na uprzywilejowanych pozycjach. Trzeba to przyznać. Ostatnią rzeczą, o której chcę słuchać, jest narzekanie jakiegoś pieprzonego aktora na to, że nie radzi sobie z ryzykiem zawodowym. Narzekać można na absurdy. 
DS: Nigdy nie wychodzisz. 
JD: Nie, ale to część...
DS: To właśnie w tobie kocham: żyję jak ty... Mimo iż nikt nie wie, kim jestem, nigdy nie wychodzę z domu. 
JD: (śmieje się) No wiesz, to dziwna droga. Zostałem aktorem przez przypadek - dosłownie przez przypadek. I zastanawiam się, czy ty kiedykolwiek podjąłeś świadomy wybór. Czy to była świadoma decyzja w stylu - "będę pieprzonym komikiem" - czy nie miałeś wyboru? 
DS: Nie, nigdy nie myślałem "Właśnie po to zesłano mnie na ten świat". Wpadłem w to - nie potrafiłem śpiewać, nie byłem atrakcyjny ani wysportowany, a mimo to chciałem zaliczać panienki. Ale byłem zabawny, więc powiedziałem sobie: "Spróbuję tego otwartego mikrofonu" - i tak doszedłem do tego miejsca. Niczego nie planowałem. To całe uznanie to psie gówno, w które przypadkowo wdepnąłem. 
JD: (śmieje się) Ile miałeś wtedy lat?
DS: Dwadzieścia trzy. Ty w tym wieku zająłeś się aktorstwem, bo twój zespół był do dupy. 
JD: Dokładnie... właśnie tyle miałem lat. Ale to abstrakcyjne poczucie humoru odziedziczyłeś po mamie, zgadza się? 
DS: Tak. Kiedy byliśmy dziećmi, moja matka miała poczucie humoru kelnerki z przydrożnego baru. Więc, gdy mówiliśmy "kurwa", ona się do nas dołączała... bawiły ją też pierdy. Sporo z tego żartowała. 
JD: Rzecz w tym, że ważna komedia bierze się skądś. Narasta i, z tego co pamiętam, w wieku trzech lat jesteśmy ugotowani, kształtuje się w nas na całe życie. Więc to w tobie zbudowano. Zaszczepiono ci wyczucie czasu, bo tego gówna nie da się teraz nauczyć. Nie da się, przepadło.
DS: Nauczyłem się jednego: nigdy nie analizuję. Nie wiem, dlaczego to robię, po prostu to robię. I wychodzi... Nie wiesz, dlaczego jesteś jaki jesteś - przestań zadawać pieprzone pytania.
JD: Tak, Hunter Thompson powiedział kiedyś mądrze: "Kup bilet i rusz w podróż". Ludzie tak się boją podróży, albo tak bardzo przejmują się jej rezultatem...
SD: Albo znaczeniem podróży.
JD: Dokładnie o to mi chodzi. Mam nadzieję, że zaraz przed jakimś okropnym momentem, robią śmieszną minę i rzucają: do zobaczyska, zamiast myśleć: O cholera, nic nie miało sensu. Pracowałem, martwiłem się, szukałem, modliłem - zrobiłem to wszystko. To kompletna bzdura...
SD: Nie mam żadnych odpowiedzi, ale każdego dnia chciałbym mieć ciągle ten sam punkt widzenia. Chciałbym znajdować się w jakimś systemie, w którym nie zadaję sobie żadnych pytań. 
JD: Oczywiście. Myślę, że to dobrze, że się nie egzaminujesz - nie wyobrażam sobie ciebie wstrzymującego się przed czymś. Nie pamiętam, byś kiedykolwiek odpowiadał mi o występie, który uważałeś za spaprany. Nie wyobrażam sobie ciebie przepraszającego za to. Widzę tylko twoją harówkę. 
DS: Och nie, było wiele koszmarnych wpadek. (Śmieje się) Musiałem zaliczyć wiele upadków, by wyhodować sobie tak twardą skórę. Te historie są najśmieszniejsze. Nikt nie kładzie się na kozetce i mówi: "Hej, pamiętasz jak rozwaliłem system w Cincinnati?". Nie, mówisz o porażkach. Jak weterani wojenni.
JD: Pewnie. Tak było z moimi pierwszymi filmami - w swoim przekonaniu nadal byłem muzykiem, więc nigdy nie podjąłem świadomej decyzji o zostaniu aktorem. Tak się stało, bo potrzebowałem kasy, zaproszono mnie na jakiś casting, pokazałem się, dostałem rolę. To był taki dziwny cykl zdarzeń. 
DS: Tak. Czasami rozumiem ludzi, którzy cię nienawidzą: "Tak, chciałem grać w zespole, ale musiałem dorabiać jako gwiazda filmowa". 
JD: Tak, i nigdy nie będę tym zrzędzącym aktorem, który jęczy: "Och, jestem taki biedny". Ludzie chcą sobie zrobić z tobą zdjęcie. Kiedy przestaną chcieć się z tobą fotografować, wtedy dopiero powinieneś się martwić. 
DS: Mówię to samo o trawce. Ludzie zawsze próbują wcisnąć mi trawkę, kiedy mówię, że nie palę. Ale próbują... I kiedy przestaną mi ją proponować, będę się czuł pominięty. "Co takiego zrobiłem, że nie proponujesz mi narkotyków, których nie biorę?". Bo zamieniłbym te narkotyki na te, które biorę. 
JD: Jaki masz dziś stosunek do marihuany? 
DS: Dawałem jej szansę od trzynastego roku życia - teraz mam pięćdzisiąt lat. Pamiętam jak za dzieciaka zrywałem się ze szkoły i paliłem trawkę, wracałem do domu, kładłem się na wznak na łóżku, chowałem przed ojcem, kiedy wracał wcześniej z pracy... Kilka lat temu jadłem brownie: "Nie, kiedy jesz, jest inaczej". Zawsze jest tak samo. Niektórym trawka nie służy. Joe Rogan - paliłem jego towar. Joe Rogan to najbardziej radykalny, najbardziej hardcorowy palacz - jest takim palaczem, jak ja alkoholikiem. Mogę wypić dwadzieścia drinków i zachować trzeźwość. Rogan może palić to potworne ziele, a ja wziąłem bucha i odpadłem - musiał napisać tweeta do widzów: "Przepraszam za występ Douga Stanhope’a. To moja wina. #trawkadlawszystkich". 
JD: (śmieje się) Dobra, to dziwne pytanie, bo nie potrafię tego robić. Próbowałem, ale jeszcze mi się nie udało. Czy potrafisz się relaksować? Jeśli tak, jak ty to, do cholery, robisz? Bo chciałbym wiedzieć. 
DS: To przez to, że zawsze jest coś do zrobienia i masz tego świadomość. Ale trzy lata temu, zrobiłem sobie prywatny odwyk. Mam starą przyczepkę i siedziałem w niej trzydzieści dni. Dwa drinki dziennie, żadnych papierosów, bo próbowałem je wtedy rzucić - zabiłby mnie szybciej niż alkohol. Codziennie nadawałem, choćby przez dziesięć minut, relacjonowałem to i było dobrze. 
JD: Czy nie wydaje ci się, że jesteś odrobinę niestabilny? 
DS: (śmieje się) Niestabilny, tak, ale jeśli mówisz ludziom: "Słuchajcie, idę na odwyk", wyobrażają sobie okropne kłopoty. Nie, po prostu chcę, żebyście przestali do mnie wydzwaniać. Musi brzmieć okropnie, bo jeśli powiem: "Hej, rozpoczynam zdrowy tryb życia", odpowiadają: "Pierdol się. Jimmy przyjechał tylko na dwa dni. Musisz z nami wypić!". Więc jeśli użyjesz słowa "odwyk", mówią: "Och, pewnie umierasz!". Musisz sięgnąć po ekstrema, żeby ludzie przestali z tobą pogrywać. Więc byłem na własnym odwyku przez trzydzieści dni. I poczułem się znacznie lepiej. Nie budziłem się każdego ranka, myśląc o śmierci. Czułem się świetnie. Więc tak, chadzam na odwyki. 
JD:  (śmieje się)
DS: Nakręćmy najgorszy sitcom na świecie... dla zabawy.
JD: Mógłbym to zrobić we śnie. 
DS: Można na tym zarobić sporo forsy. Mógłbyś coś takiego zrobić - chciałbym być częścią kawału. Chcę wszystko rozpierdalać. Nie w stylu samobójczym, ale wyśmiewać się z tego pojebanego biznesu. 
JD: Dokładnie...
DS: Zrobię to na haju. Chcę być gościem, który jest niezręcznie naćpany w każdym odcinku. Nawalam się i nie mogę z nikim rozmawiać. Ale z szacunku dla High Times, będę nawalał się co odcinek i nic nie mówił. Bo to nie byłoby aktorstwo. 
JD: Ale musiałbyś naprawdę się nawalić.
DS: Wiem. Nie musiałabym wtedy grać - siedziałabym sparaliżowany i nie nawiązywał kontaktu wzrokowego. 
JD: (śmieje się) Oto kolejne pytanie, na które pragnę usłyszeć twoją odpowiedź. Odkąd pojawiły się rankingi i sondaże, ludzie wciąż mówią o sukcesie i to mnie dezorientuje. Naprawdę nie rozumiałem sukcesu. Nie potrafiłem go sobie zwizualizować, nie czułem, czym powinien być. Nie wiedziałem, co znaczył. Czy ty masz jakieś zobrazowanie sukcesu? Jak on dla ciebie wygląda? 
DS: Wydałem dwanaście czy czternaście albumów i chyba na drugim opowiadałem o ludziach, którzy mówią: "Hej, oby tak dalej. Pewnego dnia ci się uda". Opowiedziałem: "Myślałem, że już się udało. Utrzymuję się z żartów". 
JD: Zgadza się.
DS: Przez ten zawód nie miałem dorosłego życia. Okradł mnie z tego. Zacząłem mając dwadzieścia trzy lata, teraz mam pięćdziesiąt i zarabiam na tym, że się upijam i wrzeszczę na ludzi. Nigdy nie musiałem być dorosłym człowiekiem. Tak, przez całe moje głupie życie byłem dzieciakiem. 
JD: Jedną z najbardziej genialnych rzeczy, jakie mówiłeś podczas No Refunds było: "Na końcu umierasz, durniu. Nikt ci o tym nie powiedział?". 
DS: Jeśli miałbym jakieś powiedzonko, to było właśnie to: "Na końcu umierasz". Martwisz się jakimiś przeciętnym gównem i mówisz coś o etyce pracy z sąsiedniej kabiny? Na końcu i tak będziesz martwy. Tym się będziesz przejmować?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga