wtorek, 23 lutego 2021

Mark Rylance dla WP

 Mark Rylance, który wystąpił z Johnnym w filmie Czekając na barbarzyńców, udzielił wywiadu portalowi WP. Część rozmowy dotyczyła współpracy z Deppem:

Artur Zaborski: Jak się panu pracowało z Johnnym Deppem?
Mark Rylance: To wspaniały aktor, jest niesamowicie zespolony ze swoją postacią, świetnie się z nim pracuje. Jest bardzo obecny na planie i skupiony na pracy. Współpraca z kimś takim to sama przyjemność. Sprawia, że zapomina się, że jest Johnnym Deppem - ma się wrażenie obcowania z postacią, w którą się wciela.

Nie miał problemu z tym, że jest pan większą gwiazdą niż on?
Niech pan nie żartuje.

Na plan wchodziliście, kiedy pan był świeżo po Oscarze za rolę u Stevena Spielberga w "Moście szpiegów”. Wszystkie media o panu pisały. Johnny ma na koncie "tylko" nominacje do statuetki.
Oscar zmienił w moim życiu tylko tyle, że teraz jestem już nie Markiem Rylancem, tylko Markiem Rylancem laureatem Oscara. Prawda jest taka, że nigdy się nie spodziewałem, że zagram w filmie w układzie ja w roli głównej, a wielka gwiazda na drugim planie. Johnny jest nadal bardzo młody, jego kariera pędzi. Myślę jednak, że jest jednym z ostatnich przedstawicieli wielkich gwiazd Hollywoodu, do jakich zaliczają się Brad Pitt czy Leonardo DiCaprio. To ostatnie pokolenie, które osiągnęło tak niepodważalny status.

Dlaczego pan tak sądzi?
Teraz popularność jest znacznie bardziej rozproszona, bo mamy platformy streamingowe i jakościowe produkcje telewizyjne. Jeszcze 20 lat temu, jak grało się w filmie, to wszyscy ten film oglądali. Teraz część widzów idzie do kina na bieżący repertuar, ale inni skupiają się tylko na tym, do czego mają dostęp w komputerze. Powstaje niewspółmiernie więcej filmów i seriali, co powoduje, że gra w nich znacznie więcej aktorów i aktorek. W efekcie nie da się już wypromować młodych ludzi tak jak DiCaprio przy "Titanicu" czy Deppa przy filmach Burtona. Nie sądzę, żeby system produkcji studyjnej długo wytrzymał. Wątpię, żeby producenci chcieli wykładać pieniądze na wielomilionowe produkcje. Czeka nas raczej wysyp tańszych filmów, które będzie mogło produkować znacznie więcej firm. A to automatycznie pociąga mniejsze środki na marketing i promocję. Nadal będziemy mieli znanych aktorów i aktorki, ale już nie będzie wielkich globalnych gwiazd.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga