Autor: Kornelia
Byłam bardzo ciekawa Transcendencji - mimo, że film został okrzyknięty
klapą, a kolejne newsy mówiły o słabym otwarciu i klęsce finansowej.
Świeżo po seansie mogę powiedzieć, że Transcendencja klapą nie jest, ale
- jak zauważa spora część krytyków - film ma niewykorzystany potencjał.
Wychodząc z kina, nie byłam rozczarowana, ale miałam poczucie, że
niektóre wątki urywają się w najciekawszym momencie, postacie nie są do
końca rozbudowane, a znakomici aktorzy jak Morgan Freeman nie mają
dużego pola do popisu.
Ale zacznijmy od początku. Początek filmu już niejako podsuwa nam myśl, że zarówno Will, jego żona oraz rewolucja jaka się za ich sprawą dokonywała - należą do przeszłości. Widzimy przyjaciela pary, przechadzającego ulicami miasteczka w Kalifornii. Miasta pozbawionego prądu, z telefonami i innymi urządzeniami elektrycznymi leżącymi bezładnie na ulicy. Stojąc w opuszczonym ogrodzie pary, Max wspomina Willa i Evelyn. W tym momencie akcja przenosi się do przeszłości. Wolałabym, żeby pierwsza scena tyle nie zdradzała. Następnie mamy sceny, które było widać w zwiastunie - sielankę rodzinną Willa i Evelyn, wykład o "tworzeniu Boga" na uczelni, postrzelenie Willa przez organizację, która sprzeciwi się rozwijaniu się technologii w tym kierunku oraz podłączenie umierającego naukowca do komputera, co ostatecznie poróżnia Evelyn z Maxem.
Można podzielić film na dwie części - przed i po transformacji Willa Castera. Pierwsza część mi się podobała - cieszyłam oko Deppem - zwłaszcza, że nieczęsto widzi się go nieucharakteryzowanego! Ba! Nie często widzi się go w filmach - wyniszczonego chorobą, wymiotującego do toalety. Inaczej mówiąc - "Depp nie deppowy", ale z ciekawością przyglądałam mu się na ekranie. Rebecca Hall, jako kochająca żona, chwytająca się ostatniej deski ratunku - też wypadła przekonująco. Paul Bettany - był przekonujący w roli wiernego przyjaciela pary.
Teraz przechodzimy do drugiej części filmu i tu niestety się zawiodłam. Komputerowy Will i Evelyn, przenoszą się do zapomnianego przez Boga miasteczka gdzieś w Ameryce (które przypominało mi atmosferą miasta z powieści S.Kinga) i tam budują swoje ogromne laboratorium. Mija dwa lata. Will "rozrasta" się i dokonuje mających ogromne znaczenie dla ludzkości odkryć. Evelyn, która zaczyna mieć wątpliwości "ile Willa jest w Willu" - nadzoruje laboratorium. Tym czasem rząd z naukowcem Josephem (Morgan Freeman) oraz organizacja terrorystyczna, z którą zaczął współpracować Max - próbują zniszczyć Willa.
Jeśli ktoś oczekiwał jakiś niesamowitych efektów specjalnych, będzie zawiedziony. Jest kilka scen, które cieszą oko - ale szczęka nie opada. To ważne, bo to film z gatunku Sci- fiction. Druga część filmu nie powala. Mam wrażenie, że wszystkie najlepsze sceny widać w zwiastunie. Dlaczego film na niewykorzystany potencjał? Bo najciekawsze jest - co Will był w stanie dokonać jako superkomputer! Jak wyglądałby świat po jego rewolucji? W jaką stronę poszłaby ewolucja? Może świat byłby lepszy? Niestety, twórcy postanowili nie brnąć dalej. A szkoda! To byłoby wspaniałe wyzwanie dla twórców efektów specjalnych.
Mam też wrażenie, że postacie nie były wyraźnie nakreślone. Plusem jest, że bohaterowie nie są czarno- biali. Nie ma tu jasnego podziału dla dobrych i złych. Ale w czasie oglądania filmu nurtowały mnie pytania odnośnie postępowania niektórych postaci. Na przykład co sprawiło, że bystra studentka stała się nagle ogromną przeciwniczką postępu i terrorystką. A ściślej mówiąc - jaką drogę przebyła od studentki do zabijającej ludzi (w myśl zasady, że technologia może szkodzić ludziom) terrorystki. Jak zauważył sam Will - to niezła ironia.
Mimo wszystko wyszłam z seansu zadowolona. Może dlatego, że nie jestem do końca obiektywna :) Słabość do Johnny'ego robi swoje! I jakby nie patrzeć - miłość Willa i Evelyn ma w sobie coś pięknego. Na końcówce się nawet wzruszyłam! Niemniej polecam film, bo warto. Choć może zostawić w Was pewien niedosyt.
Ale zacznijmy od początku. Początek filmu już niejako podsuwa nam myśl, że zarówno Will, jego żona oraz rewolucja jaka się za ich sprawą dokonywała - należą do przeszłości. Widzimy przyjaciela pary, przechadzającego ulicami miasteczka w Kalifornii. Miasta pozbawionego prądu, z telefonami i innymi urządzeniami elektrycznymi leżącymi bezładnie na ulicy. Stojąc w opuszczonym ogrodzie pary, Max wspomina Willa i Evelyn. W tym momencie akcja przenosi się do przeszłości. Wolałabym, żeby pierwsza scena tyle nie zdradzała. Następnie mamy sceny, które było widać w zwiastunie - sielankę rodzinną Willa i Evelyn, wykład o "tworzeniu Boga" na uczelni, postrzelenie Willa przez organizację, która sprzeciwi się rozwijaniu się technologii w tym kierunku oraz podłączenie umierającego naukowca do komputera, co ostatecznie poróżnia Evelyn z Maxem.
Można podzielić film na dwie części - przed i po transformacji Willa Castera. Pierwsza część mi się podobała - cieszyłam oko Deppem - zwłaszcza, że nieczęsto widzi się go nieucharakteryzowanego! Ba! Nie często widzi się go w filmach - wyniszczonego chorobą, wymiotującego do toalety. Inaczej mówiąc - "Depp nie deppowy", ale z ciekawością przyglądałam mu się na ekranie. Rebecca Hall, jako kochająca żona, chwytająca się ostatniej deski ratunku - też wypadła przekonująco. Paul Bettany - był przekonujący w roli wiernego przyjaciela pary.
Teraz przechodzimy do drugiej części filmu i tu niestety się zawiodłam. Komputerowy Will i Evelyn, przenoszą się do zapomnianego przez Boga miasteczka gdzieś w Ameryce (które przypominało mi atmosferą miasta z powieści S.Kinga) i tam budują swoje ogromne laboratorium. Mija dwa lata. Will "rozrasta" się i dokonuje mających ogromne znaczenie dla ludzkości odkryć. Evelyn, która zaczyna mieć wątpliwości "ile Willa jest w Willu" - nadzoruje laboratorium. Tym czasem rząd z naukowcem Josephem (Morgan Freeman) oraz organizacja terrorystyczna, z którą zaczął współpracować Max - próbują zniszczyć Willa.
Jeśli ktoś oczekiwał jakiś niesamowitych efektów specjalnych, będzie zawiedziony. Jest kilka scen, które cieszą oko - ale szczęka nie opada. To ważne, bo to film z gatunku Sci- fiction. Druga część filmu nie powala. Mam wrażenie, że wszystkie najlepsze sceny widać w zwiastunie. Dlaczego film na niewykorzystany potencjał? Bo najciekawsze jest - co Will był w stanie dokonać jako superkomputer! Jak wyglądałby świat po jego rewolucji? W jaką stronę poszłaby ewolucja? Może świat byłby lepszy? Niestety, twórcy postanowili nie brnąć dalej. A szkoda! To byłoby wspaniałe wyzwanie dla twórców efektów specjalnych.
Mam też wrażenie, że postacie nie były wyraźnie nakreślone. Plusem jest, że bohaterowie nie są czarno- biali. Nie ma tu jasnego podziału dla dobrych i złych. Ale w czasie oglądania filmu nurtowały mnie pytania odnośnie postępowania niektórych postaci. Na przykład co sprawiło, że bystra studentka stała się nagle ogromną przeciwniczką postępu i terrorystką. A ściślej mówiąc - jaką drogę przebyła od studentki do zabijającej ludzi (w myśl zasady, że technologia może szkodzić ludziom) terrorystki. Jak zauważył sam Will - to niezła ironia.
Mimo wszystko wyszłam z seansu zadowolona. Może dlatego, że nie jestem do końca obiektywna :) Słabość do Johnny'ego robi swoje! I jakby nie patrzeć - miłość Willa i Evelyn ma w sobie coś pięknego. Na końcówce się nawet wzruszyłam! Niemniej polecam film, bo warto. Choć może zostawić w Was pewien niedosyt.
Ja także polecam film, byłem wczoraj na premierze i jest naprawdę dobry. Johnny jest naprawdę tam niesamowity i przynajmniej nie mogą mu zarzucić tutaj czegoś w rodzaju, że jest jak nie wiem Jack Sparrow, na "Jeźdźcu znikąd", prawda? A teraz czekamy na "Mortdecai" do kolejnego roku, mam rację? :)
OdpowiedzUsuńOoo, tak - czekam z niecierpliwością na Mortdecai. Niestety, perspektywa długiego czekania jest straszna :)
OdpowiedzUsuńPrawda. A mam tutaj takie pytanie do wszystkich, a właściwie prośbę. Potrzebuję zdjęcia z Transcendencji, klatka po klatce, znalazłem trochę, ale ciągle nie ma tam tego, na co poluje. Może macie jakąś taką stronę hm? Byłbym bardzo wdzięczny. :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.deppmania.net/photogallery/index.php
UsuńNa tej stronie jest zawsze mnóstwo screenów. Nawet jeśli teraz nie ma jeszcze tych z Transcendence, to pewnie niedługo się tam znajdą. Osobiście dawno tam nie zaglądałam, więc nie bardo orientuję się w sytuacji.
Ja także wyszłam z filmu zadowolona. Okazał się on nietypową produkcją, odbiegającą trochę od gatunku science-fiction. Ale według mnie to na plus, bo nie za bardzo przepadam za tym rodzajem :D Na Mortdecai trochę poczekamy, ale to mnie nie matrwi, gdyż w międzyczasie wyjdzie musical Into the woods, w którym uszłyszymy troszkę śpiewu Johnny'ego ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie a w tym Into The Woods, wiadomo jak będzie wyglądał Johnny? :)
OdpowiedzUsuńJak twierdzą ludzie obecni na CinemaCon, Johnny nosi w filmie kapelusz i ma kozią bródkę. Więcej detali, ani tym bardziej zdjęć, jeszcze nie opublikowano.
Usuń