środa, 19 czerwca 2013

Rolling Stone

Johnny Depp: banita wchodzi w pięćdziesiąty rok życia

Wolny, trzeźwy i wciąż zastanawiający się, o co w tym wszystkim chodzi.
By Brian Hiatt


Czasami, może późno w nocy, w plenerze, po tym, jak odkłada gitarę albo zamyka jedną z czterech czy pięciu książek, które aktualnie czyta, lub wyłącza "najbardziej tandetny program telewizyjny" (jest człowiekiem Honey Boo Boo ), Johnny Depp zaczyna zadawać sobie pytania. Kocha swoją pracę, miał trochę gorszych momentów, ale coraz częściej zarabia przyzwoite pieniądze – pieniądze, za które kupił wyspę, założył domowe studio i sprawił, że jego dzieci i wnuki nigdy nie będą musiały się o nic martwić. Ale. Czy jest jeszcze coś, czym chcesz się pobawić? Czy nie byłoby miło pójść gdzieś, pomyśleć i popisać - niekoniecznie opowieści, ale zwykłe przemyślenia?
Dziś, w swoim biurze w L.A, w trakcie przerwy w pracy na planie filmu sci-fi Transcendence w Albuquerque, świeżo po przyjęciu urodzinowym swojej czternastoletniej córki, z artystyczną rolą w prawdopodobnym kinowym hicie (jako wymalowany wojownik Tonto w The Lone Ranger) Depp myśli, może. "Dobiegam do pięćdziesiątki" mówi kilka tygodni przed końcem swoich lat czterdziestych, zaciągając się jednym ze swoich grubych, brązowych, własnoręcznie skręcanych papierosów. "Nie mogę powiedzieć, że będę chciał to robić przez kolejnych dziesięć lat."
Myśli o emeryturze pojawiają się "każdego dnia" mówi. Ale to nic bliskiego. "Myślę, że póki mam okazję i pragnienie, i kreatywność, by robić to, co teraz robię, powinienem się tego trzymać" mówi Depp swoim bardziej fascynujący aniżeli mamroczącym, tytoniowym barytonem. "A potem, w pewnym momencie, zejdę do podstawowego minimum i skupię się na życiu. Prawdziwym życiu. I pojadę gdzieś, gdzie nie będę musiał uciekać czy zakradać się przez kuchnie lub podziemne labirynty hoteli. W pewnym momencie, kiedy już jesteś wystarczająco stary, albo odzyskujesz kilka komórek mózgowych, zdajesz sobie sprawę z tego, że prowadziłeś życie uciekiniera."
Ale znowu starzenie się otwiera przed nim interesujące role – spójrzcie na jego dawnego kompana Marlona Brando. A on nie jest dobry w odpoczywaniu. "Nie wiem, czy potrafię się relaksować" mówi. "Relaks, nie, nie potrafię tego. Mój mózg, gdy leniuchuje, jest złą rzeczą. Robię się wtedy dziwny. To znaczy, nie dziwny. Staję się podenerwowany." Gasi papierosa w stojącej na drewnianym stoliku popielniczce z wbudowanym kołem ruletki na szczycie.
Kiedy Depp pozwala swoim myślom odpłynąć, dzieje się coś takiego: "Jest taka część mnie, która martwi się o świat. Jeśli jesteś wrażliwy na takie rzeczy i ciągle o nich myślisz, wpadasz w pieprzony obłęd. Zaczynasz myśleć – ludzie ze sobą walczą, bo każdy twierdzi, że jego bóg jest lepszy od drugiego. A zylion ludzi przez to umiera. Gwałtownie. Okropnie. Niewinni ludzie. I nie ma sposobu – nie możesz tego przyjąć jak maszyna, a potem wypluć jako sensowne dane. Nie możesz tego zrobić. Więc musisz – musisz się chronić – nie wiem. Musisz się bronić..." Przerywa, patrzy przez swoje niebieskie aviatorki i śmieje się, zdając sobie sprawę z mentalnej ślepej uliczki, w jaką zabrnął. "O co w tym wszystkim chodzi, Alfie?" mówi. "Albo, ALF! Prawdopodobnie  ALF brzmi lepiej. O co w tym wszystkim chodzi, ALF?"
To mogłaby być dla niego dobra rola, przewiduje. "Powinienem zagrać ALFA" mówi zachwycony. "Zajebiście fantastyczny pomysł. ALF. Tak, film powinien nosić tytuł ALF: rzeczy, których nigdy nie widziałeś."

Z Johnnym Deppem naprawdę świetnie się rozmawia. Łatwo dostrzec, dlaczego jego idole  – Brando, Keith Richards, Hunter S. Thompson, Bob Dylan –  stali się jego przyjaciółmi. "Johnny jest tak samo interesujący jak Dylan czy Brando – czy ja" mówi  Richards, który udzielił Deppowi wielogodzinnego wywiadu do dokumentu, nad którym pracuje, opowiadającym o życiu i karierze gitarzysty Stonesów – i również zagrał jego ojca w sequelach Piratów z Karaibów. "Interesuje się wieloma rzeczami i ma świetne poczucie humoru. Do takich ludzi się lgnie. W zasadzie jest taki jak ja – nieśmiały chłopak, od którego się wiele dowiadujesz. Wiemy też, że jest coś, co musimy zrobić... ale nie wiemy, co to jest."

Depp w tym momencie ubrany jest jak włóczęga, o którego martwiliby się inni włóczędzy. Na głowie ma znoszoną, brązową fedorę z wielką dziurą na szczycie, zupełnie jak Indiana Jones. Na jeansową koszulę, pod którą ma jeszcze dodatkową pomarańczową koszulkę w paski, narzucił bezkształtny brązowy materiał. Jego jeansy są ogromne, jakby cięte przez stolarza, pociachane praktycznie na kawałki, przez które widać plamy białej farby na nogach i kawałki taśmy klejącej zasłaniające najgorsze dziury z tyłu. Na palcach ma kilka pierścionków z czachami. Brązowe skórzane buty (nałożone na białe skarpetki) są jedynym nieniepokojącym elementem jego stroju – prezent od producenta, A.S. 98, są nowiutkie, ale wyglądają, jakby miały trzydzieści lat. Ma kozią bródkę i wąsy, i wiele, wiele tatuaży, niektóre są stosunkowo nowe. "Kończy mi się miejsce" mówi.
Nosi przepisane okulary, których bardzo potrzebuje, mimo iż nie działają na jego lewe oko. Od urodzenia, był "ślepy jak nietoperz", ma wadę, której nie da się skorygować. "Wszystko jest bardzo, bardzo zamazane" mówi. "Nigdy dobrze nie widziałem." Prawe oko jest krótkowzroczne (od niedawno, dalekowzroczne). Więc za każdym razem, gdy gra – chyba, że ma to szczęście, że w scenie, którą nagrywa jego postać nosi okulary przeciwsłoneczne – Depp widzi tylko to, co znajduje się kilka cali przed nim.
A co do taśmy na jego jeansach: "Wpadłem na to, kiedy któregoś ranka musiałem jechać z synem do szkoły – mieli jakiś apel, czy coś takiego. W każdym razie musiałem tam być na konkretną godzinę i oczywiście byłem spóźniony, i chciałem sprawdzić, czy zabrałem portfel, paszport i inne dokumenty. Z jakiegoś powodu, zawsze mam przy sobie paszport." Wyciąga paszport z tylnej kieszeni - jest niemal tak samo zużyty jak jego kapelusz. "Uciekinier" powtarza. "Więc tam sięgnąłem i pomyślałem 'Jezu Chryste!' Wyczułem  ogromną dziurę – i brak bielizny." W tym momencie musiałem mu przerwać – to ważna rzecz, okładka Tiger Beat, rok około tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty ósmy. Johnny Depp nie nosi bielizny?
"To powszechne podejście" mówi, prawdopodobnie rumieniąc się w cieniu swojego okropnego kapelusza. "No więc zacząłem wtedy pilnie szukać taśmy klejącej. Wiem, to żałosne. A potem znów je zakładałem."
Spodnie są te same, ale w życiu Deppa zaszło wiele zmian.  W rogu biura swojej firmy produkcyjnej, eleganckiej groty, gdzie karmazynowe zasłony blokują późnopopołudniowe słońce, popija bezalkoholowe piwo. Nie pije od półtora roku, nie używa słowa "rzuciłem". "Zdecydowałem, że mogę z tego wyjść" powiedział. "Prześwietliłem dokładnie wina i spirytusy, a one prześwietliły mnie, i odkryliśmy, że pięknie nam się ze sobą żyło, nawet aż za dobrze."
Nigdy nie uważał się za alkoholika. "Nie" mówi. "Nie czuję fizycznej potrzeby picia. Nie, to bardziej mój lek, przez lata uspokajał cyrk. Bo kiedy zacznie się cyrk, uroczystość w mózgu, może być źle." Ustalił sobie zasady – na chwilę obecną pije wino, nie rusza mocniejszych trunków. Był naprawdę dobry w piciu, nie tracił szybko głowy, jak to mówił Thompson. "Może dlatego Hunter i ja tak dobrze się dogadywaliśmy" mówi. "Mogę pić przez bardzo długi czas. Tygodniami. Nie istnieje dla mnie żaden limit. Po jakimś czasie dochodzisz jednak do wniosku, że nie szarżowałbyś tak ze swoim samochodem."
Jak zauważa Richards, Depp potrafi być nieśmiały – istnieje powód, dla którego woli być muzykiem towarzyszącym, a nie wokalistą. "Źle się czuję w towarzystwie" mówi Depp, śmiejąc się w sposób, który zdaje się bardziej mówić to żenującej, niż tak, wiem, że w ciężko w to uwierzyć, w końcu jestem nieziemsko piękny i nazywam się Johnny Depp... "To zawsze było mi kulą u nogi. Imprezy nigdy nie były dla mnie miłym doświadczeniem. Nie czuję się tam komfortowo. Tak samo było z programami telewizyjnymi na początku. Odkryłem, że w takich sytuacjach muszę pić. Walnąć kilka głębszych i powiedzieć 'OK, muszę się zdobyć na odwagę, by trochę pogadać, przejść przez to i wyjść bez uszczerbku."
Rzucił też palenie na dwa i pół roku, dopóki reżyser Rum Diary Bruce Robinson nie dał mu cygara na zakończenie pracy. "Dosłownie, nikotyna cię uderza i wpadasz z powrotem. Jeśli jesteś palaczem, poważnym palaczem, jesteś ćpunem. Jesteś uzależniony od tego narkotyku." Pali mniej niż kiedyś, w ciągu trzech godzin spalił sześć papierosów, ale to kłopotliwa kwestia: z każdą paczką dostaje ostry, groteskowy obrazek pod tytułem zachorujesz na raka.
"Pokazują kolesia z trzema zębami i z czerwonym, dyndającym ustnikiem" mówi. "Na to mają patrzeć palacze. OK, w porządku. Ale człowiek kładzie tę paczkę na pieprzonym stole i widzą to dzieci. Czy to jest w porządku? Jezu. Są jeszcze gorsze gówna. Co się dzieje z tymi ludźmi? Wszyscy wiemy, że palenie szkodzi. Życie też szkodzi! Zabija cię! Wiesz, co mam na myśli? Cholera! Tak samo jest z tymi ludźmi, którzy uparcie nie palą i nie chcą przebywać wśród palaczy. Nie, nie możesz palić na Sunset Strip, kiedy jesz na zewnątrz – jednakże możesz wdychać spaliny i brud, i zarazki, które unoszą się nad ulicą."
Największa zmiana to delikatna kwestia: rozstanie Deppa z Vanessą Paradis, partnerką, z którą żył przez czternaście lat i matką swoich dzieci. "Ostatnie lata były wyboiste" mówi powoli. "Momentami nieprzyjemne, ale taka jest natura rozstań, szczególnie takich, w które zamieszane są dzieci. Związki są trudne" mówi. "Szczególnie w takim zgiełku, w jakim żyję ja, bo zawsze albo ciebie nie ma, albo nie ma tej drugiej osoby, więc jest ciężko. Jej nie było łatwo. Mi nie było łatwo. Dzieciom też nie było łatwo. Więc tak wyszło. Trajektoria tego związku – bawisz się w to, dopóki trwa, jedna rzecz prowadzi do drugiej. I nieważne, co było przyczyną rozstania, to nie zmienia faktu, że nadal zależy ci na tej osobie, a ona jest matką twoich dzieci, i zawsze będziecie się znać, i zawsze będziecie istnieli w swoich życiach ze względu na dzieci. Można się tym cieszyć."
Tabloidy pokroju TMZ (czy TLC, jak to myśli Johnny) jako powód rozstania podały to, że Depp spędzał zbyt dużo czasu ze swoim kumplem  Marilynem Mansonem  – tak jakby odszedł od rodziny, by czcić Szatana. "Johnny i ja nigdy nie byliśmy kumplami do kieliszka" mówi  Manson. "Mimo iż to on nawrócił mnie na absynt, tak, będę go za to winił, pchnęło nas ku sobie przeznaczenie. Oboje przechodziliśmy przez różne problemy, a przebywanie z nim uczyniło mnie szczęśliwszym, jego też. Można to nazwać bromance." Piosenkarz mówi, że nikt nie był bardziej zaniepokojony ich bliskością, niż jego dziewczyna. "To przeraziło moją dziewczynę, 'Tak, spotykasz się z Johnnym Deppem, on jest singlem' i to najgorsza rzecz dla każdej dziewczyny. Ale on jest zaskoczony tym, że dziewczyny chcą z nim rozmawiać. On wciąż jest tak dziecinny, w tym dobrym sensie. Przysięgam na Boga, że on nie zdaje sobie z tego wszystkiego sprawy."
Depp (który spotyka się z dwudziestosiedmioletnią aktorką Amber Heard) spędzał też czas z przyjacielem, którego dopiero niedawno poznał osobiście: z Damienem Echolsem z Trójki z Memphis, który spędził w więzieniu osiemnaście lat za morderstwo, którego nie popełnił. Identyfikując się z wyrzutkiem z małego miasta, Depp finansował i wspierał sprawę Echolsa przez wiele lat. Dom gwiazdy filmowej był jego pierwszym przystankiem. "Chodź tu, jebańcu" powiedział Depp Echolsowi i wpuścił go do środka, gdzie czekał na niego posiłek. (Depp mówi "Pomyślałem, że gdybym to ja wyszedł po osiemnastu latach z paki, chciałbym zjeść pieprzone Tater Totsy. Chciałbym taco. Dajcie mi pełno śmieciowego żarcia.") Od tamtego czasu zrobili sobie pięć albo sześć takich samych tatuaży, włącznie z krukiem, którego Depp nosi na głowie w The Lone Ranger. "Za każdym razem, gdy się spotykamy" mówi Echols "nie mam wrażenia, że przebywam z gwiazdą filmową. Przy nim czuję się jak w domu. Dla mnie on pachnie domem."
Mimo iż młodszy Depp był znany z rozpusty i demolowania hoteli po zerwaniach (Kate Moss, Winona Ryder), utrzymuje, że to wcale nie była prawdziwa przyczyna. "Jeśli chodzi o rozstania, nie zamierzałem topić smutków w alkoholu czy łagodzić wstrząsu" mówi Depp. "To mogłoby mieć fatalne skutki. Czułem, że moim obowiązkiem było przejść przez to, będąc czystym. Mogłem skupić się na czymś poważnym, co sprawiło, że czułem, że moje dzieci jakoś to zniosą."
Rodzice Deppa rozwiedli się, gdy miał piętnaście lat i kiepsko to zniósł. Więc, kiedy omawia swoje własne rozstanie, ciągle nawiązuje do swoich dzieci. "Były niesamowicie wyrozumiałe, niesamowicie silne" mówi. "A to dla nikogo nie było łatwe. Vanessie nie było łatwo. Mi nie było łatwo. Dzieci są najbardziej skomplikowane. Chodzi o to, że dzieci są najważniejsze. Nie możesz ich ochronić, bo to by się równało kłamstwu. Więc przynajmniej możesz być z nimi szczery i mówić im całą prawdę – to bardzo ważne nie stchórzyć..." Pomogło mu w tym niepicie, pozwoliło mu "zacisnąć zęby i poradzić sobie z prawdziwym życiem, z jasnością."

Oprócz jego gabinetu, pomieszczenia siedziby wytwórni Deppa Infinitum Nihil (w tłumaczeniu "nieskończone nic", jest to nawiązanie do słów Tołstoja), są jasne, przestronne i mają dostęp do Internetu, na froncie znajduje się duża, otwarta kuchnia. Sala konferencyjna jest chwilowo przepełniona plakatami The Lone Ranger przysłanymi przez Disneya – więcej pamiątek tu nie ma. W korytarzu prowadzącym do jego biura wisi olejny obraz przedstawiający Deppa jako wampira, ten sam, który wisiał nad kominkiem w Dark Shadows. Obrazy autorstwa Deppa wiszą gdzie indziej, włącznie z iście freudowskimi portretami Dylana i Brando wykonanymi pędzlem imponującą techniką.
W biurze Deppa jego brązowe, wolne od komputera drewniane biurko ozdobione jest po lewej stronie plakatem Piratów z Karaibów, a po prawej kolejnym obrazem jego autorstwa, surrealistycznym i nieco przerażającym portretem człowieka bez twarzy ubranego w biały uniform (co komiczne, później dowiedziałem się, że obraz nazywa się "Phil Collins"). W rogu stoi stuletnia gitara akustyczna, a z sufitu zwisają  klasyczne, zdobnicze żyrandole. Na półkach stoją różne nagrody, zdjęcia jego dzieci i książki różnych autorów, od Williama Blake'a i Nathanaela Westa po Neila Gaimana i Anne Rice. Jest tam nawet rzadka kopia Bare-Faced Messiah, wydanego w latach osiemdziesiątych exposé L. Rona Hubbarda, o którym mógłby porozmawiać z Tomem Cruisem, gdyby do niego wpadł.
Stajemy na przeciwko podwójnych drzwi wychodzących na sąsiedni pokój, który przypomina muzeum: jest tu maszyna do pinballa z motywem Piratów z Karaibów, z twarzą Deppa, i bez żadnego konkretnego powodu, naturalnych rozmiarów replika szkieletu Człowieka Słonia schowana za szkłem. Pomiędzy szkieletem a automatem stoi bezgłowy manekin odziany w oryginalny skórzany strój, który Depp nosił w Edwardzie Nożycorękim. To niedawny zakup. "Parę dni temu zobaczyłem to po raz pierwszy" mówi Depp. "Nie wiedziałem, że zrobili z tym coś takiego, wszedłem tu i pomyślałem 'Jezu. Nie wiedziałem go od czasu, kiedy to miałem go na sobie lata temu.' To było coś. Noszenie tego.  Tampa na Florydzie, ponad stustopniowy upał. Milionowa wilgotność. Moje włosy były ułożone na kształt tego okropnego drzewa, nosiłem przy sobie siatkę wody. A potem jeszcze pomalowali mi twarz tą tłustą farbą. Sporo schudłem kręcąc ten film. To było coś ważnego."
Film powstał w tym samym roku, w którym Depp odszedł z obsady 21 Jump Street, stworzył też wtedy wzór dla najlepszych ról w swojej karierze. I mimo iż potrafi być ożywczy w bardziej kontrowersyjnych rolach – jako rozdarty wewnętrznie tajny agent w Donniem Brasco czy głupi, ale dumny diler narkotykowy w Blow – najbardziej zaangażowany, najżywszy, najbardziej unikatowy wydaje się być, kiedy nosi zabawny kapelusz i makijaż (a nawet, jak to było w przypadku Alicji w krainie czarów, komputerowo rozszerzone oczy). Reżyser Nożycorękiego Tim Burton, który pracował z Deppem jeszcze siedem razy, napisał o nim: "Był sobie młodzieniec /Którego wszyscy uważali za przystojnego /Więc obwiązał swoją twarz / I przytrzymał w charakterze zakładnika."
"Świetnie mnie ujął" mówi Depp. "Nie w sensie bycia przystojnym, ale wciąż jestem taki sam, jaki byłem, mając szesnaście czy siedemnaście lat, kiedy to grałem w barach. Wolałem stać z dala od świateł, w ciemności grać na gitarze i pozwolić na to, by cała uwaga skupiała się na wokaliście. Było mi z tym dobrze. "

Pokręcone ścieżki kariery Deppa – jego odmawianie "noszenia broni i pierdolenia lasek" – zaprowadziły go do kilku niesamowitych występów w latach dziewięćdziesiątych, od Eda Wooda po Las Vegas Parano, ale nie zrobiły z niego wielkiej gwiazdy. "Mogłem wylecieć z obiegu kilka lat temu. Przez dobre osiemnaście lat kierowałem się ku termos i pudełkom śniadaniowym. W oczach ludzi biznesu grałem w filmach, które okazywały się porażką. Nie było wśród nich żadnych wielkich hitów. Więc byłem zdumiony tym, że wciąż dostawałem role."
Grając rolę magicznego, wymalowanego kapitana Jacka Sparrowa w Piratach, użył techniki, którą podłapał, oglądając z córką kreskówki (nie wspominając już filmów Bustera Keatona i życia Keitha Richardsa). A kiedy obraz trafił do kin "zaczęło się szaleństwo" – i jego kariera wygląda jak najlepiej rozegrana długa gra w historii Hollywood. Jest jedną z kilku gwiazd, których filmy zarabiają dwa miliardy dolarów na całym świecie (druga część Piratów i Alicja w Krainie Czarów), jest równocześnie dziwacznym aktorem charakterystycznym i największą gwiazdą filmową świata. "Dwadzieścia lat temu" mówi reżyser Piratów Gore Verbinski "nikt nie zaangażowałby Johnny'ego Deppa do stumilionowego filmu z gigantycznymi robotami. Teraz nikt nie wyobraża sobie takiego filmu bez niego!"
"Kiedy mam na sobie charakteryzację, jest mi łatwiej" mówi Depp. "Jest mi łatwiej patrzeć na cudzą twarz niż na swoją własną. Myślę, że tak ma każdy. Jezu, budzisz się rano, myjesz zęby i mówisz 'Ugh, znowu ten jebaniec? Nadal tu jesteś? Czego chcesz?' Ukrywanie się: myślę, że to jest ważne. To jest ważne dla twojego zdrowia psychicznego, albo tego, co z niego zostało."
Kolejny sposób na ochronę zdrowia psychicznego: Depp przez wszystkie te lata nie obejrzał żadnego filmu ze swoim udziałem (oprócz Rozpustnika z dwa tysiące czwartego roku, reżyser osobiście poprosił go, by to zrobił – "Ten film naprawdę polecam"). "Wolę odejść z doświadczeniem. Jako aktor mam za zadanie dać reżyserowi opcje. Mogę mieć nadzieję, że wybrano te ujęcia, które  uważam za najlepsze. No, ale z kolei, jeśli tego nie obejrzę, nigdy się nie dowiem. Więc z ignorancji mam więcej pożytku."
Teraz, kiedy Disney go zaakceptował, Depp nie ma już tyle czasu na mniejsze projekty, ile miał go w latach dziewięćdziesiątych – ale duże projekty mają swoje zalety. The Lone Ranger Verbinskiego jest wywrotny, ukazuje członków kawalerii Stanów Zjednoczonych jako złych, a Komanczów jako bohaterów, Lone Ranger Armie'ego Hammera w gruncie rzeczy jest tylko towarzyszem Tonto. "Nie chciałem, by był tematem kpin" mówi Depp, który wyrobił sobie pokaźne muskuły do tej roli. "Po pierwsze, nie zadzierałbym z kimś, kto nosi martwego ptaka na głowie. Po drugie, ma pieprzoną farbę na twarzy, która mnie przeraża." W żyłach Deppa płynie indiańska krew – jedyny film, jaki wyreżyserował, Odważny, ukazuje smutny rezerwat. The Lone Ranger trafi do szerszej publiczności. "Od środka" mówi Verbin­ski "możesz zadać znaczniej więcej szkód."
Kiedy Verbinski po raz pierwszy powiedział szefostwu, że Depp jest zainteresowany projektem, byli podekscytowani. "Wszyscy przez chwilę pomyśleli 'Johnny Depp jako Lone Ranger? Świetnie! Zróbmy ten film.' A potem zrzedły im miny, 'Co? On chce zagrać Tonto? Przecież to tylko postać towarzysząca!' "
Gwiazdor miał swoje powody. "Chciałem dać trochę nadziei dzieciakom z rezerwatów" mówi Depp, który nosi starożytny symbol Komanczów na zawiązanym na szyi sznurku. "Żyją bez bieżącej wody i mają problemy z narkotykami i alkoholem. Chciałem przekazać tym dzieciakom coś w stylu, 'Jebać to! Wciąż jesteście wojownikami.' "
Depp miał możliwość dostarczyć tę informację osobiście niektórym młodym członkom plemienia Komanczów, kiedy to w zeszłym roku, podczas tradycyjnej ceremonii, adoptowała go LaDonna Harris. Nadali mu imię "Zmiennokształtny." "Brzmi bardzo opisowo" mówi Harris, która nie uważa makijażu Deppa i ptaka na głowie Tonto za lekceważąco nierealistyczne, jak to uznały niektóre indiańskie grupy. "Komancze są indywidualistami" mówi.
Kilka miesięcy po adopcji, Depp wygłosił nieopublikowaną mowę na targach Komanczów w Oklahomie, uczestniczył w paradzie, zanurkował w tłumie dzieciaków i odwiedził stary cmentarz. Otrzymał tam mokasyny i czapkę z wydry wodza plemienia; w zamian dał im jeden ze swoich obrazów. Na koniec dnia Depp powiedział Harris, że nigdy wcześniej nie czuł się nigdzie tak akceptowany.

Depp wygląda jak muzyk rockowy, ale mówi jak pisarz, wycofując się ze swoich zdań, jakby szukał klawisza delete, a potem je kontynuuje. Jest oddanym samoukiem, którego życie zmieniła książka W drodze; zawsze też nosi przy sobie kopię Finnegans Wake, nad którą rozmyślał przez lata. Prowadzi pamiętnik odkąd skończył dwadzieścia lat, to pomaga mu poukładać myśli; terapia nigdy mu nie pomogła.
Przez jakiś czas sława kolidowała nawet z jego prywatnymi zajęciami. "W swoich dziennikach starasz się być tak szczery, jak to tylko możliwe, ale jest taka część ciebie, która broni się nawet przed samym sobą, bo wie, że kiedy obrócisz się w proch, ktoś to przeczyta" mówi. "Od kilku lat świadomie staram się pisać szczerze. Czasami wychodzi mi z tego osiem, dziewięć stron. To może być jedno zdanie. To mogą być dwa zdania. Ale teraz piszę szczerze."
Nie potrzebował dzienników, by spojrzeć świeżym okiem na swoje dzieciństwo. Wychowywanie własnych dzieci rzuciło nowe światło na okres, kiedy to był dzieckiem z rodziny wywodzącej się z klasy średniej, która przenosiła się z domu do domu– najpierw mieszkali w Kentucky, potem na Florydzie. Uczucie bycia uciekinierem towarzyszyło mu na długo przed rozpoczęciem kariery. 
"Nie powiedziałbym, że moja młodość była idealnym wzorcem wychowania" powiedział. "To było wychowanie ciężką ręką. Kiedy zrobiłeś coś nie tak, obrywałeś. Jeśli nie zrobiłeś nic, obrywałeś. Ale moi rodzice zrobili wszystko, co mogli z metodami, które znali, więc uznałem, że ja będę robił dokładnie odwrotnie. Nie twierdzę, że byli złymi rodzicami, bo nie byli. Oni po prostu nie znali innych metod wychowawczych i to były zupełnie inne czasy."
Jego ojciec był inżynierem lądowym i wodny; matka pracowała jako kelnerka "liczyła drobniaki pod koniec dnia." Z pieniędzmi było krucho. "W każde święta bankrutowaliśmy" mówi Depp. "Moja mama wychowywała się w chacie w dziczy Appalachii, gdzie toaleta była na zewnątrz. Mówiła, że wychowywała nas tak samo, jak matka wychowywała ją – a ona nie znała innych metod. Ja swoim dzieciom mówię siedemdziesiąt pięć razy dziennie, że je kocham. Wiem mam pewność, że czują się kochane, bezpieczne, szczęśliwe, potrzebne, niezbędne i wiedzą, że są częścią czegoś."
Przenoszenie z miejsca na miejsce wciąż ma na niego wpływ. "Kiedy mam się pakować, nawet na wakacje, jestem wrakiem, stary" mówi. "Nie mogę tego znieść. To przypomina mi o tym, jak ciągle musiałem się przenosić. Przez wiele lat żyłem jak włóczęga. Są filmy, od których jeszcze się nie uwolniłem. Gdzieś w schowku nadal są ich walizki. Wciąż mam nierozpakowaną walizkę Nożycorękiego i Beksy, i Bóg wie, kogo jeszcze. Te małe kapsuły czasu wciąż gdzieś tam leżą, bo nie potrafiłem się z nimi uporać." 
Przewiduje, że kiedyś wyda w jakieś formie swoje dzienniki. Nie jest pewien, co do innych pisarskich projektów, a nawet do wyreżyserowania kolejnego filmu, oprócz dokumentu o Richardsie. Był tak załamany reakcją na Odważnego, że wycofał ten film z obiegu; do dziś niemożliwym jest go zdobyć. "Poczułem się urażony tym, jak amerykańska prasa mówiła 'Jak śmiesz, aktorzyno, myśleć, że masz mózg?' Ale Terry Gilliam powiedział mi ' Chodzi o to, że Odważny jest taki jak ty.' Nie wie, czym chce być. To była celna opinia. Ten film nie wiedział, czym chce być, bo ja nie wiedziałem, kim chcę być – i nadal tego nie wiem."
I to sprawiło, że zaczął myśleć nad ucieczką, innym zajęciem. "Jest taka część mnie, która uważa, że nie byłoby złym pomysłem zrobić sobie kilkuletnią przerwę" mówi. "Nie chodzi o to, że chcę odejść i zrobić nową karierę, bo zawsze uważałem takie zachowanie za dziwne."
Ale prawdą jest, że odnalazł odpowiedzi na wiele pytań, kiedy to czternaście lat i jeden dzień temu urodziła się jego córka Lily-Rose. "Przez lata myślałem, 'Po co to wszystko?'  To wszystko, co musiałem robić, wywiady, filmy, sukcesy, porażki, albo to, albo tamto. I naprawdę poczułem, jakby spadła jakaś zasłona i wszystko stało się jaśniejsze, i pomyślałem wtedy. 'Teraz już rozumiem! To po to to było! Dla tej pięknej istoty, którą częściowo stworzyłem.' Nie miałem pojęcia, jak powinno wyglądać życie, jaki jest jego sens. I nadal go nie mam. I nie jestem pewien, czy życie w ogóle powinno mieć jakiś sens. Ale póki masz szansę oddychać, oddychaj. Dopóki masz możliwość sprawiać, żeby twoje dzieci się uśmiechały i śmiały, rób to."
Nie wierzy w Boga, w duchy, ani inne rzeczy tego typu – niegdyś ich szukał. "Myślę, że tu jesteśmy i tyle" mówi. "A potem jest ziemia i robaki."
Przez jakiś czas myślał, że fajnie byłoby, gdyby zrzucono jego ciało z urwiska. "Po prostu rzucić je z góry, żeby ludzie mogli popatrzeć, jak się odbija" mówi. "Równie dobrze można zapewnić ludziom rozrywkę. Albo oddać im tatuaże. Bo to mogłoby zrewolucjonizować pojęcie tego, co dzieje się po śmierci. Zedrzyjcie z faceta tatuaże, włóżcie je do formaldehydowych ramek, gdzie się zachowają, rozciągnijcie je i takie tam – to wcale nie brzmi okropnie, prawda? Nie. To wcale nie jest w stylu seryjnych morderców. To całkiem fajne. Jesteś to sobie w stanie wyobrazić? 'Co to jest?' 'Oh, to tatuaże mojego ojca. To mój ojciec rozbryzgany po ścianie."
Jeśli chodzi o karierę i wizję emerytury, zakończenia czy zniknięcia, weźcie pod uwagę to: Manson opowiedział nam historię pewnej pijackiej nocy w Hollywood, kiedy to dwóch mężczyzn stało nad gwiazdą Deppa w Alei sław – dokładnie pomiędzy Wesley Snipesem i Sonny i Cher. "Chcieliśmy na nią nasikać" mówi Manson. "Myśleliśmy o tym. Nie mogę powiedzieć, co ostatecznie zrobiliśmy."
A potem pojawia się głos, który Depp słyszy czasami w swojej głowie – tak naprawdę to słyszy go ciągle. To warkot Marlona Brando, a oto, co mówi: "Jebać to. Jebać to. Nie potrzebujesz tego gówna. Jebać to." Depp śmieje się głośno, mówiąc o tym, że Brando krzyczy mu do ucha. "Marlon doszedł do takiego punktu w swoim życiu, kiedy to powiedział, 'Mam to gdzieś' " mówi Depp, uśmiechając się jak uciekinier, który widzi przed sobą koniec drogi. "To musi być jakiś gatunek nirwany. Na pewno. To wolność."
Tłumaczenie by Marion

4 komentarze:

  1. To zdecydowanie najlepszy wywiad jakiego udzielił Johnny, a przynajmniej najlepszy jaki czytałam :) Niewiarygodne, jak ten człowiek potrafi wyrażać samego siebie. Johnny ma piękną duszę! Podoba mi się pomysł z wydaniem jego dzienników, może kiedyś się doczekamy. Poza tym jestem pod wrażeniem tego, jak wypowiada się na temat swooch dzieci i Vanessy, robi to w taki ciepły sposób. A ten jego 'tytoniowy baryton' jest uzależniający :) Johnny to mój bohater, mój idol, cieszę się, że mogę żyć w tym samym czasie co on i oddychać tym samym powietrzem :)

    Dziękuję za wywiad, należy ci się gwiazdka z nieba! Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, i dodałam Twój blog do linków :) pozdrawiam

      Usuń
    2. Też chętnie poczytałabym dzienniki Johnny'ego, bo momentami mam wrażenie, że myślimy w bardzo podobnych kategoriach i z pewnością odnalazłabym w nich wiele fragmentów, pod którymi sama mogłabym się podpisać.
      Szczerze? Kiedy tłumaczyłam ten fragment o dzieciach, rozpłakałam się. Tylko pozazdrościć dzieciakom takiego ojca. No i też podoba mi się to, jak mówi o Vanessie, o tym rozstaniu.
      Po wypowiedziach widać, że czuł się bardzo swobodnie, rozmawiając z tym konkretnym dziennikarzem. Czasami czuć w jego słowach dystans, wycofanie, tu tego nie było. Był naprawdę bardzo otwarty.

      Usuń
  2. Świetny artykuł, no i naprawdę udana okładka.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga