Nawet bardziej niż inne supergwiazdy swojego pokolenia ( Pitty, Clooneye, Cruisey) Johnny Depp stworzył osobiste mity, tak skomplikowane i fascynujące, jak jego kariera. Sprawił, że nazwano go trubadurem amerykańskiego kina. Po pierwszych rolach przystojniaka z Koszmaru z Ulicy Wiązów (1984) i uroczego policyjnego informatora w serialu 21 Jump Street, Depp walczył ze swoim wizerunkiem idola nastolatek. Pierwszą główną rolą w kultowej komedii Johna Watersa Beksa (1990) aktor sparodiował swój status, grając licealnego twardziela, który robił sobie ze wszystkiego jaja. I nawet wtedy, gdy stał się wodą na młyn tabloidów ( umawiając się z Winoną Ryder i Kate Moss), dało się dostrzec, że gdzieś tam jeszcze jest inny Depp, dociekliwy artysta, który poszukiwał swoich idoli, włącznie z Marlonem Brando, The Beats i swoim dobrym przyjacielem Hunterem S. Thompsonem.
Po roli w niesamowitym Edwardzie Nożycorękim Tima Burtona (1990) Depp zaczął tworzyć swoją menażerie dziwaków, wyrzutków i nieudaczników (Ed Wood [1994], Don Juan DeMarco [1995], Ichabod Crane z Jeźdźca bez głowy [1999], Raoul Duke z Las Vegas Parano[1998]), to nadało mu miano nieprzewidywalnego mistrza kamuflażu. Od piętnastu lat złożone, drugoplanowe postaci Deppa stanowią główną atrakcję filmów, w których się pojawiają (Willy Wonka i Szalony Kapelusznik w burtonowskich Charliem i Fabryce Czekolady [2005] i Alicji w Krainie Czarów [2010], godny szacunku Kapitan Jack Sparrow w serii Piraci z Karaibów).
Teraz, w wieku pięćdziesięciu lat, Depp określa się na nowo. W filmie Transcendence, który trafi do kin już w tym miesiącu, aktor gra współczesnego naukowca badającego sztuczną inteligencję, którego umysł został podłączony do systemu komputerowego - jego charakter, innymi słowy, zatraca się w sieci jego własnego projektu.
A może Johnny to wciąż ten sam stary Johnny - Johnny, który razem ze swoim zespołem The Kids spełnił marzenie, którym było supportowanie Iggy'ego Popa w latach osiemdziesiątych. Aktor i muzyk spotkali się później po raz kolejny na planie Beksy, od tamtej pory się przyjaźnią i współpracują ze sobą (Pop stworzył soundtrack do filmu Deppa Odważny). Zeszłego lutego Pop, który teraz mieszka na Florydzie, zadzwonił do Deppa, który przebywał w swoim domu w Los Angeles i odbył z nim rozmowę o idolach, gitarowych solówkach, wczuwaniu się w postaci i uciekaniu od tego wszystkiego.
IGGY POP: Mam ten artykuł, który napisałeś w 1999 Kerouac, Ginsberg, the Beats i inni dranie, którzy zniszczyli mi życie. Wspominasz w nim bycie nastolatkiem, który marzył o tym, by pić Boone's Farm z uroczymi cheerleaderkami.
JOHNNY DEPP: Oh, tak, stary, Boone's Farm to było moje natchnienie. Boone's Farm i MD 20/20. [śmieje się]
POP: Miło to słyszeć. Boone's Farm był ulubieńcem The Stooges, szczególnie moim. Ale oczywiście teraz już jesteś zaznajomiony z lepszym Bordeaux—Cheval Blanc i innymi trunkami tego typu.
DEPP: Wszystko zaczyna się od Boone's Farm.
POP: Wspomniałeś, że Ginsberg z tobą flirtował. Odwiedził mnie kiedyś, ale ze mną nie flirtował, więc czuję się poniekąd zraniony. Chyba byłem już wtedy za stary. Rozejrzał się tylko po moim mieszkaniu i zapytał, ile kosztowało. [śmieje się]
DEPP: Poznałem go, gdy tworzyliśmy dokument The United States of Poetry w 1995— na potrzeby filmu czytałem fragmenty Kerouaca. Po wszystkim zaproponowałem, że odwiozę go do domu. Przysłali limuzynę — była dosyć obszerna — a Ginsberg ją obejrzał i powiedział "Wow, jak myślisz, ile biorą za godzinę?" [śmieje się]
POP: Myślę, że miał obsesję na tym punkcie. Ale to rozumiem. Ci kolesie byli głodującymi artystami.
DEPP: Zgadza się. Wchodząc do jego mieszkania w Nowym Jorku, miałeś wrażenie, jakbyś cofnął się do 1950.
POP: Z całym mnóstwem małych tchotchkes.
DEPP: I wszędzie były książki. Był nieugiętym flirciarzem. Za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, chciał trzymać się za ręce. To było urocze. Myślę, że on po prostu pragnął czułości, nieważne na jakim poziomie.
POP: Czytałem, że trudniłeś się telemarketingiem. Jak to wyglądało?
DEPP: [śmieje się] Sprzedawałem długopisy —przez telefon. Piękno tkwiło w tym, że dzwoniłeś do obcych ludzi i mówiłeś 'Cześć, jak się masz?' Wymyślałeś sobie jakieś imię 'Hej, tu Edward Quartermaine z Kalifornii. Masz możliwość wybrać zegarek dziadka albo wycieczkę na Tahiti.' Obiecywałeś im to wszystko, jeśli tylko kupią te obrzydliwe długopisy. To było okropne. Ale myślę, że to była moja pierwsza styczność z aktorstwem.
POP: Też byłem telesprzedawcą. Wytrzymałem dwa dni i niczego nie sprzedałem. To chyba dobrze, że zostałem przy muzyce.
DEPP: Ja sprzedałem jedną rzecz, jeden ohydny długopis jakiemuś facetowi. Zapytał mnie o wycieczkę na Tahiti i ruszyło mnie sumienie, więc powiedziałem mu: "Hej, stary, nie chcesz tego pieprzonego długopisu. To przekręt. Zegarek dziadka jest zrobiony z preszpanu. Nie polecisz na Tahiti.Przykro mi." I udało mi się go przekonać, by tego nie kupował.
POP: Ile obecnie palisz papierosów dziennie?
DEPP: Pewnie z tysiąc.
POP: Tysiąc dziennie! [śmieje] Niesamowite, ale brzmi autentycznie. Wierzę w to.
DEPP: Moim celem jest dobić dziesięciu tysięcy.
POP: To tak jak górnicy, jak wygląda twoja przyszłość?
DEPP: [śmieje się] Mam nadzieję, że korzystnie. Ty już nie palisz, prawda?
POP: Rzuciłem pod koniec wieku. Musiałem. Przyjechałem na Florydę, która ma dziwną i niechlujną reputację — zasłużenie — ale to dobre miejsce do tego, by wyleczyć się z syfu Nowego Jorku. Umocniłem się.
DEPP: Sąsiedztwo oceanu i bryzy zdecydowanie ma właściwości lecznicze. Czuć tam karaibski klimat i wilgotność.
POP: Przeniosłeś się z Kentucky na Florydę, prawda?
DEPP: Tak, przeniosłem się z Kentucky do Miramar na Florydzie, kiedy miałem osiem lat. Chodziłem wtedy do drugiej klasy. Wciąż miałem południowy akcent i spotkałem tam masę ludzi różnych ras i narodowości. Kolegowałem się z Sycylijczykami z Jersey i Nowego Jorku. Były tam też kubańskie rodziny i bigoci, więc było tam praktycznie wszystko. Pamiętam, że kiedy dorastałem, na Florydzie było bardzo dużo przemocy.
POP: Nadal tak jest. Od czasu do czasu mówią o tym w wiadomościach. Raz stałem w korku na Dixie Highway i dwóch gości wyszło z samochodów, i zaczęli się tłuc na środku drogi. Nie mieli broni. Tylko gołe pięści i furia.
DEPP: Pewnie tego nie pamiętasz, ale grałem z tobą dwa koncerty w Gainesville. Mój zespół The Kids supportował cię w latach osiemdziesiątych. Boże, byłeś moim idolem, a koncert był zajebisty. Po występie chodziłeś koło klubu, a ja stałem przy barze, miałem wtedy siedemnaście lat, nachlałem się, żeby mieć odwagę do ciebie zagadać. Podjąłem wtedy okropną, pijacką decyzję, postanowiłem, że zwrócę na siebie twoją uwagę. Zacząłem się drzeć: "I-I-Iggy Pop, Piggy Slop (tł: świńskie pomyje)." Podszedłeś do mnie, twoja twarz znajdowała się ćwierć cala od mojej i powiedziałeś "Ty mały gówniarzu." [śmieje się]. Moje zachowanie zasługiwało na taką reakcję i właśnie jej chciałem. To była nasza wspólna chwila. Mimo iż to były tylko trzy słowa, które sprowadziły mnie do parteru, byłem usatysfakcjonowany i szczęśliwy, bo się do mnie odezwałeś.
POP: Cieszę się, że tego nie spieprzyłem, będąc zbyt miłym. [śmieje się]. Ja też otrzymałem skatologiczny prezent od ciebie. Twoje zgrabne powiedzonko. To była podejrzana sytuacja. Ktoś zaprosił nas na przyjęcie, które było czymś w rodzaju orgii, weszliśmy do ciemnego pokoju na górze zdawałoby się pustego domu. Było tam mało mebli. Spojrzałeś w lewo, spojrzałeś w prawo i powiedziałeś "Czuję gówno". [śmieje się]. I tak było, leżało pod drzwiami. Zawsze mi się to przypomina, kiedy znajduję się w kiepskim miejscu i chce gdzieś uciec. Doszło do mnie, że ludzie z Kentucky po prostu tak mówią. Poznałem twoją rodzinę, to naprawdę mili ludzie. Wszyscy wyglądacie na bardzo zżytych. Jak paczka ciasteczek.
DEPP: To pewnie taka rasa. [śmieje się]
POP: W zwiastunie Transcendence prezentujesz nowe badania à la Steve Jobs. Było coś, co cię zaciekawiło, kiedy przygotowywałeś się do tej roli?
DEPP: To, co zafascynowało mnie najbardziej, to zależność między technologią i władzą - fakt, że człowiek, który łączy się z maszyną, staje się bogiem, albo czymś w rodzaju boga. Religia to dla mnie fascynująca czarna dziura.
POP: Kościół Scjentologów wydał sporo pieniędzy na to, by podczas Super Bowl puścili ich reklamę "Co jeśli technologia i religia mogłyby stać się jednym?" albo coś w tym stylu. Wizualnie przypominało to zwiastun Transcendence. Kiedy usłyszałem o tym filmie skojarzył mi się on z Donovan's Brain [1953]. To niskobudżetowy, stary film sci-fi, który często oglądałem, gdy miałem dwadzieścia lat, jest o pionierskim naukowców, który umiera, zanim kończy swoje badania. Postanawiają umieścić jego mózg w dużym akwarium i wtedy staje się mądrzejszy niż kiedykolwiek, ale jednocześnie okropnie podły. Myślę, że chodziło o to, by pokazać, że bez zwierzęcego ducha, ludzki umysł jest w stanie dokonywać niebezpiecznych rzeczy.
DEPP: Zgadza się. To naprawdę przerażające. Kiedy widzisz te wszystkie reklamy - niekończące się reklamy - ludzie drą ci się z nich prosto w ryj "Kup to, zrób to, to cię uratuje, to cię wyleczy..."
POP: Tym wszystkim zawładnął szał, ten wysoki, agresywny ton. To pożera wszystko; nie można z tym konkurować.
DEPP: Teraz z wszystkiego można zrobić reality show. Wyobraź sobie, co będzie za dwadzieścia lat, stary.
POP: Myślę, że wszystko będzie podążało w tym kierunku, dopóki nie wybuchnie jakiś okropny konflikt, przez który będą problemy z dostępem do elektryczności. Wiele współczesnych próżności zależy od nauki.
DEPP: Ludzie stają się sławni z nie wiadomo jakiego powodu. Ludzie tworzą reality shows tylko dlatego, że są znani w Hollywood, i dzięki temu odnoszą sukces, i zarabiają kupę kasy. To się rozmnaża tak szybko, że któregoś dnia będziesz bez skrępowania zaglądał sąsiadowi do łazienki. To jak gapienie się w ogień. Nie możesz oderwać od niego wzroku.
POP: Wiem. Jak Buster Keaton został aktorem — grał w wodewilach? Co teraz stałoby się z takim gościem? Jak dostałaby rolę?
DEPP: Jego rodzice byli wodewilami. Zaangażowali go do przedstawienia, gdy miał dwa lub trzy lata. Potrafił niesamowicie upadać. Imię Buster nadał mu Houdini. Houdini był w tym samym objeździe co jego rodzice, występował na tych samych scenach. Buster Keaton upadał z
długich schodów, Houdini to zobaczył i powiedział "Co za gość (org. buster)" I właśnie stąd wzięło się jego imię. Myślę, że w tych czasach Buster Keaton by sobie odpuścił. Był bystrym facetem. [śmieje się]
POP: Jego wygląd, jego spojrzenie przypominało wzrok inteligentnych ludzi żyjących na ulicy, obserwujących świat, do którego nie mogą już wrócić. Jest coś w tej ciszy, nawet jeśli to tylko odbicie tego, że nie mają już siły walczyć o swoje.
DEPP: Dokładnie. To uczucie bycia wśród wrzawy, obserwowanie zmian. Myślę, że twarz Bustera wyrażała ból egzystencjalny, nie wierzę w to, że tak po prostu wyglądał. Zamroczony. Brakuje mi słów.
POP: Czy fajnie jest się przebierać i nakładać pełno paskudnych rzeczy na twarz?
DEPP: Uwielbiam zmieniać swój wygląd. Myślę, że jestem winien publiczności to, by za każdym razem pokazać im coś innego, by nie zanudzić ich na śmierć. Zawsze czułem, że jeśli nie próbujesz nowych rzeczy, jesteś asekurantem, ja nie chcę si ę znaleźć w takiej sytuacji. Lubię to, że zanim stanę przed kamerą, producenci czują strach.
POP: [śmieje się] Boją się o społeczeństwo czy pieniądze?
DEPP: Boją się, kiedy mówią "On zabija film." [śmieje się] A ja nie mogę się z nimi kłócić, bo może faktycznie to robię. Ale wiem, że to właśnie mam robić. Zawsze lubiłem chować się za postaciami. To dziwne, czujesz się swobodniej jako postać, niż jako ty sam. Wiesz, o co mi chodzi? Kiedy jestem postacią, mogę stanąć przed nieograniczoną liczbą ludzi, ale kiedy mam wygłaszać przemówienie jako ja, robię się blady jak ściana.
POP: Pamiętam, jaki byłeś zdziwiony, kiedy Jim Jarmusch przyszedł do twojego klubu i zagadał do kogoś, powiedziałeś wtedy "Ma talent do gadania, którego ja nie mam!" Też go nie mam. Ale Jarmusch faktycznie go ma. Stary, to kombinator.
DEPP: Niektórzy ludzie mają tę zdolność, ja jej nigdy nie miałem. I nigdy jej nie chciałem.
POP: Nick Tosches nadal rośnie w siłę?
DEPP: Nadal idzie do przodu. Jest świetny. To najtwardszy, najbardziej poetycki i gniewny pisarz, ale atakuje ze spokojem. I mądrością. Zawsze czuję się szczęśliwy, kiedy czytam jedną z jego książek. Tak samo było z Hunterem [S. Thompsonem]. Kiedy przyjaźniłem się z Hunterem, mieszkałem w jego piwnicy w Woody Creek, w Kolorado, spędzaliśmy wtedy ze sobą sporo czasu. Byliśmy jak odbiegające od normy podpórki na książki. Zawsze byłem drugim bohaterem książki. Byłem jego kopią. Kiedy pojechaliśmy na Kubę, albo byliśmy razem w pokoju hotelowym w San Francisco przez pięć dni, to wszystko było niezwykle intensywne. Skończyło się na tym, że mieliśmy siedemnaście grejpfrutów, czterdzieści solniczek i pieprzniczek i klubowe kanapki zawinięte w celofan. To było szaleństwo. To było świetne uczucie naprawdę tego doświadczać. Są tacy, którzy spotykają swoich idoli i mówią "O kurwa". Ja na szczęście nigdy tak nie miałem. Zaczynając od ciebie, nigdy nie rozczarowałem się ludźmi, których podziwiałem. Wybory, których dokonywałem, wiedząc, że to moje być albo nie być, dokonywałem mając w głowie swoich idoli. Beksa to był dla mnie bardzo ważny krok w ucieczce od łatki aktora telewizyjnego. Wtedy jeszcze nie było szans na to, bym stał się aktorem filmowym. Dopiero Nożycoręki okazał się kolejnym krokiem w kierunku, w którym chciałem iść. Miałem wtedy umysł muzyka, myślałem tylko o tym, by nie rozczarować tych, których podziwiałem.
POP: Myślałeś wtedy coś w stylu: co powiedziałby Marlon Brando?
DEPP: Dokładnie. Nie chciałem rozczarować ludzi, którzy wcześniej pootwierali wszystkie drzwi.
POP: Jest coś w grze na gitarze. Pomaga ci. Czasami widzisz prawdę, tak mi się wydaje.
DEPP: Wciąż podchodzę do scen tak, jak gitarzysta podchodzi do solówki. Nie mam pojęcia, co się stanie, dopóki nie zacznę grać. To tak jakbyś był w studiu, zaczynasz grać i nie wiesz jeszcze dokładnie, na jakiej frazie się skupisz. Moim zdaniem to jest piękne. To danie sobie szansy.
POP: Bycie aktorem to ciężka praca. Wyczerpująca, ciężka praca.
DEPP: Tak, to ciężka praca. Ale słyszałem o jeszcze cięższych .
POP: Czytałem, że jako nastolatek byłeś mechanikiem. Co robiłeś, naprawiałeś swój motocykl?
DEPP: Pracowałem na stacji paliw, wsadzili mnie do warsztatu i zrobili ze mnie mechanika. Powiedziałem jednemu gościowi: "Hej, nie znam się na tym." A on odpowiedział "Będziesz robił, co ci powiem i wszystko będzie dobrze." Cóż, nie było. Zmieniłem facetowi opony w aucie, wyrównałem je, nałożyłem z powrotem pieprzone koła, zestawiłem samochód na ziemie, facet do niego wsiadł i odpadło mu lewe, tylne koło. [śmieje się] Kazali mi się wynosić, co jest raczej oczywiste. A co u ciebie? Masz teraz przerwę, piszesz, nagrywasz?
POP: Przez cały rok prowadzę audycję dla radia BBC 6.
DEPP: Świetnie. Cieszę się, że masz trochę odpoczynku po trasie. Ostatnimi czasy sporo grywam. Fakt, iż mogę skupić się na swojej pierwszej miłości ratuje mi życie. To wolność.
POP: Bycie muzykiem to wolny zawód. Mniej zaangażowanych ludzi.
DEPP: I natychmiastowy - od razu wszystko uchwycasz. O to właśnie chyba chodzi, by coś uchwycić.
POP: Grasz teraz z kimś?
DEPP: Ostatnio sporo pisałem i nagrywałem z Ryanem Adamsem. Ryan jest niesamowicie płodny, ma czystą duszę.
POP: Znam jego twórczość. Jest zajebiście utalentowany, naprawdę zdolny, prawdziwy artysta.
DEPP: Dokładnie, cały czas go świerzbi. Masz wrażenie, że zaraz wystrzeli z niego ogień.
POP: Jest w niebezpieczeństwie. Jak ja kiedyś. Mam nadzieję, że już nie jestem. Jego wizerunek jest już na wymarciu. Oh, kurde, chodź Ryan, powiesimy cię na ścianie.
DEPP: Świetnie sobie z tym radzi. Potrafi się zająć sam sobą. Ale jaki ma talent, stary. Ten jebaniec mnie zachwyca. Od czasu do czasu współpracuję też z Alicem [Cooperem] i świetnie się przy tym bawię. Grywam z Marcusem Mumfordem, który jest niesamowity. Ale ciągle myślę o tym, jak ty i ja usiedliśmy kiedyś w studiu i zaczęliśmy jamować - nagrywaliśmy wtedy program telewizyjny w Paryżu [wykonywali piosenkę Hollywood Affair], a potem kawałki w studio.
POP: Hollywood Affair jest świetne; to piękny utwór. Nagrałem też kilka miłych piosenek do twojego filmu Odważny. Wydałem je później na albumie Avenue B [1999]. Ludzie, którzy chcieli swojego Popa, nie byli nimi zachwyceni. Ale są też ludzie, do których trafiam taką muzyką. W tym było uczucie. To było dla mnie coś niesamowitego.
DEPP: Teraz pytanie dla ciebie. Współpracowałeś z [Davidem] Bowiem przy The Idiot [1977] - czy myśleliście o tym, by znów coś razem zrobić? Pytam jako fan.
POP: Nigdy nie mówię nigdy. Świetnie mi się z nim pracowało. Głównie przy The Idiot. Bowie próbuje wszystkiego, a ja tylko połowy. Pewnej nocy się upiłem, a on się nudził, więc wszedł do mojej sypialni, zajrzał pod materac - to tam chowałem swoją wściekłą poezję - i znalazł ten wiersz: Jestem na krawędzi/ Czuję, że się załamię / Wszystko jest zbyt proste, a ja pragnę dziwnego grzechu/ Pragnę dziwnego grzechu.
Dokończył go i zrobił z niego piosenkę. [Some Weird Sin z albumu Lust for Life] Podrzucił mi też tytuł płyty Lust for Life. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale to była nazwa powieści i filmu, w którym Kirk Douglas grał van Gogha.
DEPP: Ciągle mam w głowie fragment tego tekstu. Myślę, że najpiękniejszy wers to "Jest jak zahipnotyzowane kurczaki."
POP: To z Burroughsa. Czym jest w ogóle miłość? / Jest jak zahipnotyzowane kurczaki / Pogłaszcz je po brzuchu, pogłaszcz je po głowie, a wpadną w trans / To jest właśnie miłość. [śmieje się]
DEPP: Słucham Burroughsa czytającego A Thanksgiving Prayer dwa razy w miesiącu. To moja religia. Zaczyna się od słów, "Do Johna Dillingera, w nadziei, że wciąż żyje." To jest po prostu piękne. Boże, świetnie się z tobą rozmawia, stary. Tęsknię za tobą. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.
POP: Z całą pewnością. Załatwię sobie koncert w Hollywood. Albo ty możesz wpaść do mnie.
DEPP: Muszę zaprosić ciebie i twoją dziewczynę do siebie na Bahama, stary. Wychodzisz z domu i za mniej niż dwie godziny jesteś na plaży. Masz zapewnioną anonimowość. Przez pierwszych piętnaście minut serce zwalnia ci do dwudziestu uderzeń na minutę. Tak, musimy się tam wybrać na wakacje.
WOKALISTA I AUTOR PIOSENEK IGGY POP JEST NAZYWANY OJCEM CHRZESTNYM PUNKA. PROWADZI PROGRAM THE IGGY POP RADIO SHOW NA ANTENIE BBC RADIO 6 MUSIC.
Po roli w niesamowitym Edwardzie Nożycorękim Tima Burtona (1990) Depp zaczął tworzyć swoją menażerie dziwaków, wyrzutków i nieudaczników (Ed Wood [1994], Don Juan DeMarco [1995], Ichabod Crane z Jeźdźca bez głowy [1999], Raoul Duke z Las Vegas Parano[1998]), to nadało mu miano nieprzewidywalnego mistrza kamuflażu. Od piętnastu lat złożone, drugoplanowe postaci Deppa stanowią główną atrakcję filmów, w których się pojawiają (Willy Wonka i Szalony Kapelusznik w burtonowskich Charliem i Fabryce Czekolady [2005] i Alicji w Krainie Czarów [2010], godny szacunku Kapitan Jack Sparrow w serii Piraci z Karaibów).
Teraz, w wieku pięćdziesięciu lat, Depp określa się na nowo. W filmie Transcendence, który trafi do kin już w tym miesiącu, aktor gra współczesnego naukowca badającego sztuczną inteligencję, którego umysł został podłączony do systemu komputerowego - jego charakter, innymi słowy, zatraca się w sieci jego własnego projektu.
A może Johnny to wciąż ten sam stary Johnny - Johnny, który razem ze swoim zespołem The Kids spełnił marzenie, którym było supportowanie Iggy'ego Popa w latach osiemdziesiątych. Aktor i muzyk spotkali się później po raz kolejny na planie Beksy, od tamtej pory się przyjaźnią i współpracują ze sobą (Pop stworzył soundtrack do filmu Deppa Odważny). Zeszłego lutego Pop, który teraz mieszka na Florydzie, zadzwonił do Deppa, który przebywał w swoim domu w Los Angeles i odbył z nim rozmowę o idolach, gitarowych solówkach, wczuwaniu się w postaci i uciekaniu od tego wszystkiego.
IGGY POP: Mam ten artykuł, który napisałeś w 1999 Kerouac, Ginsberg, the Beats i inni dranie, którzy zniszczyli mi życie. Wspominasz w nim bycie nastolatkiem, który marzył o tym, by pić Boone's Farm z uroczymi cheerleaderkami.
JOHNNY DEPP: Oh, tak, stary, Boone's Farm to było moje natchnienie. Boone's Farm i MD 20/20. [śmieje się]
POP: Miło to słyszeć. Boone's Farm był ulubieńcem The Stooges, szczególnie moim. Ale oczywiście teraz już jesteś zaznajomiony z lepszym Bordeaux—Cheval Blanc i innymi trunkami tego typu.
DEPP: Wszystko zaczyna się od Boone's Farm.
POP: Wspomniałeś, że Ginsberg z tobą flirtował. Odwiedził mnie kiedyś, ale ze mną nie flirtował, więc czuję się poniekąd zraniony. Chyba byłem już wtedy za stary. Rozejrzał się tylko po moim mieszkaniu i zapytał, ile kosztowało. [śmieje się]
DEPP: Poznałem go, gdy tworzyliśmy dokument The United States of Poetry w 1995— na potrzeby filmu czytałem fragmenty Kerouaca. Po wszystkim zaproponowałem, że odwiozę go do domu. Przysłali limuzynę — była dosyć obszerna — a Ginsberg ją obejrzał i powiedział "Wow, jak myślisz, ile biorą za godzinę?" [śmieje się]
POP: Myślę, że miał obsesję na tym punkcie. Ale to rozumiem. Ci kolesie byli głodującymi artystami.
DEPP: Zgadza się. Wchodząc do jego mieszkania w Nowym Jorku, miałeś wrażenie, jakbyś cofnął się do 1950.
POP: Z całym mnóstwem małych tchotchkes.
DEPP: I wszędzie były książki. Był nieugiętym flirciarzem. Za każdym razem, gdy się spotykaliśmy, chciał trzymać się za ręce. To było urocze. Myślę, że on po prostu pragnął czułości, nieważne na jakim poziomie.
POP: Czytałem, że trudniłeś się telemarketingiem. Jak to wyglądało?
DEPP: [śmieje się] Sprzedawałem długopisy —przez telefon. Piękno tkwiło w tym, że dzwoniłeś do obcych ludzi i mówiłeś 'Cześć, jak się masz?' Wymyślałeś sobie jakieś imię 'Hej, tu Edward Quartermaine z Kalifornii. Masz możliwość wybrać zegarek dziadka albo wycieczkę na Tahiti.' Obiecywałeś im to wszystko, jeśli tylko kupią te obrzydliwe długopisy. To było okropne. Ale myślę, że to była moja pierwsza styczność z aktorstwem.
POP: Też byłem telesprzedawcą. Wytrzymałem dwa dni i niczego nie sprzedałem. To chyba dobrze, że zostałem przy muzyce.
DEPP: Ja sprzedałem jedną rzecz, jeden ohydny długopis jakiemuś facetowi. Zapytał mnie o wycieczkę na Tahiti i ruszyło mnie sumienie, więc powiedziałem mu: "Hej, stary, nie chcesz tego pieprzonego długopisu. To przekręt. Zegarek dziadka jest zrobiony z preszpanu. Nie polecisz na Tahiti.Przykro mi." I udało mi się go przekonać, by tego nie kupował.
POP: Ile obecnie palisz papierosów dziennie?
DEPP: Pewnie z tysiąc.
POP: Tysiąc dziennie! [śmieje] Niesamowite, ale brzmi autentycznie. Wierzę w to.
DEPP: Moim celem jest dobić dziesięciu tysięcy.
POP: To tak jak górnicy, jak wygląda twoja przyszłość?
DEPP: [śmieje się] Mam nadzieję, że korzystnie. Ty już nie palisz, prawda?
POP: Rzuciłem pod koniec wieku. Musiałem. Przyjechałem na Florydę, która ma dziwną i niechlujną reputację — zasłużenie — ale to dobre miejsce do tego, by wyleczyć się z syfu Nowego Jorku. Umocniłem się.
DEPP: Sąsiedztwo oceanu i bryzy zdecydowanie ma właściwości lecznicze. Czuć tam karaibski klimat i wilgotność.
POP: Przeniosłeś się z Kentucky na Florydę, prawda?
DEPP: Tak, przeniosłem się z Kentucky do Miramar na Florydzie, kiedy miałem osiem lat. Chodziłem wtedy do drugiej klasy. Wciąż miałem południowy akcent i spotkałem tam masę ludzi różnych ras i narodowości. Kolegowałem się z Sycylijczykami z Jersey i Nowego Jorku. Były tam też kubańskie rodziny i bigoci, więc było tam praktycznie wszystko. Pamiętam, że kiedy dorastałem, na Florydzie było bardzo dużo przemocy.
POP: Nadal tak jest. Od czasu do czasu mówią o tym w wiadomościach. Raz stałem w korku na Dixie Highway i dwóch gości wyszło z samochodów, i zaczęli się tłuc na środku drogi. Nie mieli broni. Tylko gołe pięści i furia.
DEPP: Pewnie tego nie pamiętasz, ale grałem z tobą dwa koncerty w Gainesville. Mój zespół The Kids supportował cię w latach osiemdziesiątych. Boże, byłeś moim idolem, a koncert był zajebisty. Po występie chodziłeś koło klubu, a ja stałem przy barze, miałem wtedy siedemnaście lat, nachlałem się, żeby mieć odwagę do ciebie zagadać. Podjąłem wtedy okropną, pijacką decyzję, postanowiłem, że zwrócę na siebie twoją uwagę. Zacząłem się drzeć: "I-I-Iggy Pop, Piggy Slop (tł: świńskie pomyje)." Podszedłeś do mnie, twoja twarz znajdowała się ćwierć cala od mojej i powiedziałeś "Ty mały gówniarzu." [śmieje się]. Moje zachowanie zasługiwało na taką reakcję i właśnie jej chciałem. To była nasza wspólna chwila. Mimo iż to były tylko trzy słowa, które sprowadziły mnie do parteru, byłem usatysfakcjonowany i szczęśliwy, bo się do mnie odezwałeś.
POP: Cieszę się, że tego nie spieprzyłem, będąc zbyt miłym. [śmieje się]. Ja też otrzymałem skatologiczny prezent od ciebie. Twoje zgrabne powiedzonko. To była podejrzana sytuacja. Ktoś zaprosił nas na przyjęcie, które było czymś w rodzaju orgii, weszliśmy do ciemnego pokoju na górze zdawałoby się pustego domu. Było tam mało mebli. Spojrzałeś w lewo, spojrzałeś w prawo i powiedziałeś "Czuję gówno". [śmieje się]. I tak było, leżało pod drzwiami. Zawsze mi się to przypomina, kiedy znajduję się w kiepskim miejscu i chce gdzieś uciec. Doszło do mnie, że ludzie z Kentucky po prostu tak mówią. Poznałem twoją rodzinę, to naprawdę mili ludzie. Wszyscy wyglądacie na bardzo zżytych. Jak paczka ciasteczek.
DEPP: To pewnie taka rasa. [śmieje się]
POP: W zwiastunie Transcendence prezentujesz nowe badania à la Steve Jobs. Było coś, co cię zaciekawiło, kiedy przygotowywałeś się do tej roli?
DEPP: To, co zafascynowało mnie najbardziej, to zależność między technologią i władzą - fakt, że człowiek, który łączy się z maszyną, staje się bogiem, albo czymś w rodzaju boga. Religia to dla mnie fascynująca czarna dziura.
POP: Kościół Scjentologów wydał sporo pieniędzy na to, by podczas Super Bowl puścili ich reklamę "Co jeśli technologia i religia mogłyby stać się jednym?" albo coś w tym stylu. Wizualnie przypominało to zwiastun Transcendence. Kiedy usłyszałem o tym filmie skojarzył mi się on z Donovan's Brain [1953]. To niskobudżetowy, stary film sci-fi, który często oglądałem, gdy miałem dwadzieścia lat, jest o pionierskim naukowców, który umiera, zanim kończy swoje badania. Postanawiają umieścić jego mózg w dużym akwarium i wtedy staje się mądrzejszy niż kiedykolwiek, ale jednocześnie okropnie podły. Myślę, że chodziło o to, by pokazać, że bez zwierzęcego ducha, ludzki umysł jest w stanie dokonywać niebezpiecznych rzeczy.
DEPP: Zgadza się. To naprawdę przerażające. Kiedy widzisz te wszystkie reklamy - niekończące się reklamy - ludzie drą ci się z nich prosto w ryj "Kup to, zrób to, to cię uratuje, to cię wyleczy..."
POP: Tym wszystkim zawładnął szał, ten wysoki, agresywny ton. To pożera wszystko; nie można z tym konkurować.
DEPP: Teraz z wszystkiego można zrobić reality show. Wyobraź sobie, co będzie za dwadzieścia lat, stary.
POP: Myślę, że wszystko będzie podążało w tym kierunku, dopóki nie wybuchnie jakiś okropny konflikt, przez który będą problemy z dostępem do elektryczności. Wiele współczesnych próżności zależy od nauki.
DEPP: Ludzie stają się sławni z nie wiadomo jakiego powodu. Ludzie tworzą reality shows tylko dlatego, że są znani w Hollywood, i dzięki temu odnoszą sukces, i zarabiają kupę kasy. To się rozmnaża tak szybko, że któregoś dnia będziesz bez skrępowania zaglądał sąsiadowi do łazienki. To jak gapienie się w ogień. Nie możesz oderwać od niego wzroku.
POP: Wiem. Jak Buster Keaton został aktorem — grał w wodewilach? Co teraz stałoby się z takim gościem? Jak dostałaby rolę?
DEPP: Jego rodzice byli wodewilami. Zaangażowali go do przedstawienia, gdy miał dwa lub trzy lata. Potrafił niesamowicie upadać. Imię Buster nadał mu Houdini. Houdini był w tym samym objeździe co jego rodzice, występował na tych samych scenach. Buster Keaton upadał z
długich schodów, Houdini to zobaczył i powiedział "Co za gość (org. buster)" I właśnie stąd wzięło się jego imię. Myślę, że w tych czasach Buster Keaton by sobie odpuścił. Był bystrym facetem. [śmieje się]
POP: Jego wygląd, jego spojrzenie przypominało wzrok inteligentnych ludzi żyjących na ulicy, obserwujących świat, do którego nie mogą już wrócić. Jest coś w tej ciszy, nawet jeśli to tylko odbicie tego, że nie mają już siły walczyć o swoje.
DEPP: Dokładnie. To uczucie bycia wśród wrzawy, obserwowanie zmian. Myślę, że twarz Bustera wyrażała ból egzystencjalny, nie wierzę w to, że tak po prostu wyglądał. Zamroczony. Brakuje mi słów.
POP: Czy fajnie jest się przebierać i nakładać pełno paskudnych rzeczy na twarz?
DEPP: Uwielbiam zmieniać swój wygląd. Myślę, że jestem winien publiczności to, by za każdym razem pokazać im coś innego, by nie zanudzić ich na śmierć. Zawsze czułem, że jeśli nie próbujesz nowych rzeczy, jesteś asekurantem, ja nie chcę si ę znaleźć w takiej sytuacji. Lubię to, że zanim stanę przed kamerą, producenci czują strach.
POP: [śmieje się] Boją się o społeczeństwo czy pieniądze?
DEPP: Boją się, kiedy mówią "On zabija film." [śmieje się] A ja nie mogę się z nimi kłócić, bo może faktycznie to robię. Ale wiem, że to właśnie mam robić. Zawsze lubiłem chować się za postaciami. To dziwne, czujesz się swobodniej jako postać, niż jako ty sam. Wiesz, o co mi chodzi? Kiedy jestem postacią, mogę stanąć przed nieograniczoną liczbą ludzi, ale kiedy mam wygłaszać przemówienie jako ja, robię się blady jak ściana.
POP: Pamiętam, jaki byłeś zdziwiony, kiedy Jim Jarmusch przyszedł do twojego klubu i zagadał do kogoś, powiedziałeś wtedy "Ma talent do gadania, którego ja nie mam!" Też go nie mam. Ale Jarmusch faktycznie go ma. Stary, to kombinator.
DEPP: Niektórzy ludzie mają tę zdolność, ja jej nigdy nie miałem. I nigdy jej nie chciałem.
POP: Nick Tosches nadal rośnie w siłę?
DEPP: Nadal idzie do przodu. Jest świetny. To najtwardszy, najbardziej poetycki i gniewny pisarz, ale atakuje ze spokojem. I mądrością. Zawsze czuję się szczęśliwy, kiedy czytam jedną z jego książek. Tak samo było z Hunterem [S. Thompsonem]. Kiedy przyjaźniłem się z Hunterem, mieszkałem w jego piwnicy w Woody Creek, w Kolorado, spędzaliśmy wtedy ze sobą sporo czasu. Byliśmy jak odbiegające od normy podpórki na książki. Zawsze byłem drugim bohaterem książki. Byłem jego kopią. Kiedy pojechaliśmy na Kubę, albo byliśmy razem w pokoju hotelowym w San Francisco przez pięć dni, to wszystko było niezwykle intensywne. Skończyło się na tym, że mieliśmy siedemnaście grejpfrutów, czterdzieści solniczek i pieprzniczek i klubowe kanapki zawinięte w celofan. To było szaleństwo. To było świetne uczucie naprawdę tego doświadczać. Są tacy, którzy spotykają swoich idoli i mówią "O kurwa". Ja na szczęście nigdy tak nie miałem. Zaczynając od ciebie, nigdy nie rozczarowałem się ludźmi, których podziwiałem. Wybory, których dokonywałem, wiedząc, że to moje być albo nie być, dokonywałem mając w głowie swoich idoli. Beksa to był dla mnie bardzo ważny krok w ucieczce od łatki aktora telewizyjnego. Wtedy jeszcze nie było szans na to, bym stał się aktorem filmowym. Dopiero Nożycoręki okazał się kolejnym krokiem w kierunku, w którym chciałem iść. Miałem wtedy umysł muzyka, myślałem tylko o tym, by nie rozczarować tych, których podziwiałem.
POP: Myślałeś wtedy coś w stylu: co powiedziałby Marlon Brando?
DEPP: Dokładnie. Nie chciałem rozczarować ludzi, którzy wcześniej pootwierali wszystkie drzwi.
POP: Jest coś w grze na gitarze. Pomaga ci. Czasami widzisz prawdę, tak mi się wydaje.
DEPP: Wciąż podchodzę do scen tak, jak gitarzysta podchodzi do solówki. Nie mam pojęcia, co się stanie, dopóki nie zacznę grać. To tak jakbyś był w studiu, zaczynasz grać i nie wiesz jeszcze dokładnie, na jakiej frazie się skupisz. Moim zdaniem to jest piękne. To danie sobie szansy.
POP: Bycie aktorem to ciężka praca. Wyczerpująca, ciężka praca.
DEPP: Tak, to ciężka praca. Ale słyszałem o jeszcze cięższych .
POP: Czytałem, że jako nastolatek byłeś mechanikiem. Co robiłeś, naprawiałeś swój motocykl?
DEPP: Pracowałem na stacji paliw, wsadzili mnie do warsztatu i zrobili ze mnie mechanika. Powiedziałem jednemu gościowi: "Hej, nie znam się na tym." A on odpowiedział "Będziesz robił, co ci powiem i wszystko będzie dobrze." Cóż, nie było. Zmieniłem facetowi opony w aucie, wyrównałem je, nałożyłem z powrotem pieprzone koła, zestawiłem samochód na ziemie, facet do niego wsiadł i odpadło mu lewe, tylne koło. [śmieje się] Kazali mi się wynosić, co jest raczej oczywiste. A co u ciebie? Masz teraz przerwę, piszesz, nagrywasz?
POP: Przez cały rok prowadzę audycję dla radia BBC 6.
DEPP: Świetnie. Cieszę się, że masz trochę odpoczynku po trasie. Ostatnimi czasy sporo grywam. Fakt, iż mogę skupić się na swojej pierwszej miłości ratuje mi życie. To wolność.
POP: Bycie muzykiem to wolny zawód. Mniej zaangażowanych ludzi.
DEPP: I natychmiastowy - od razu wszystko uchwycasz. O to właśnie chyba chodzi, by coś uchwycić.
POP: Grasz teraz z kimś?
DEPP: Ostatnio sporo pisałem i nagrywałem z Ryanem Adamsem. Ryan jest niesamowicie płodny, ma czystą duszę.
POP: Znam jego twórczość. Jest zajebiście utalentowany, naprawdę zdolny, prawdziwy artysta.
DEPP: Dokładnie, cały czas go świerzbi. Masz wrażenie, że zaraz wystrzeli z niego ogień.
POP: Jest w niebezpieczeństwie. Jak ja kiedyś. Mam nadzieję, że już nie jestem. Jego wizerunek jest już na wymarciu. Oh, kurde, chodź Ryan, powiesimy cię na ścianie.
DEPP: Świetnie sobie z tym radzi. Potrafi się zająć sam sobą. Ale jaki ma talent, stary. Ten jebaniec mnie zachwyca. Od czasu do czasu współpracuję też z Alicem [Cooperem] i świetnie się przy tym bawię. Grywam z Marcusem Mumfordem, który jest niesamowity. Ale ciągle myślę o tym, jak ty i ja usiedliśmy kiedyś w studiu i zaczęliśmy jamować - nagrywaliśmy wtedy program telewizyjny w Paryżu [wykonywali piosenkę Hollywood Affair], a potem kawałki w studio.
POP: Hollywood Affair jest świetne; to piękny utwór. Nagrałem też kilka miłych piosenek do twojego filmu Odważny. Wydałem je później na albumie Avenue B [1999]. Ludzie, którzy chcieli swojego Popa, nie byli nimi zachwyceni. Ale są też ludzie, do których trafiam taką muzyką. W tym było uczucie. To było dla mnie coś niesamowitego.
DEPP: Teraz pytanie dla ciebie. Współpracowałeś z [Davidem] Bowiem przy The Idiot [1977] - czy myśleliście o tym, by znów coś razem zrobić? Pytam jako fan.
POP: Nigdy nie mówię nigdy. Świetnie mi się z nim pracowało. Głównie przy The Idiot. Bowie próbuje wszystkiego, a ja tylko połowy. Pewnej nocy się upiłem, a on się nudził, więc wszedł do mojej sypialni, zajrzał pod materac - to tam chowałem swoją wściekłą poezję - i znalazł ten wiersz: Jestem na krawędzi/ Czuję, że się załamię / Wszystko jest zbyt proste, a ja pragnę dziwnego grzechu/ Pragnę dziwnego grzechu.
Dokończył go i zrobił z niego piosenkę. [Some Weird Sin z albumu Lust for Life] Podrzucił mi też tytuł płyty Lust for Life. Wtedy jeszcze tego nie wiedziałem, ale to była nazwa powieści i filmu, w którym Kirk Douglas grał van Gogha.
DEPP: Ciągle mam w głowie fragment tego tekstu. Myślę, że najpiękniejszy wers to "Jest jak zahipnotyzowane kurczaki."
POP: To z Burroughsa. Czym jest w ogóle miłość? / Jest jak zahipnotyzowane kurczaki / Pogłaszcz je po brzuchu, pogłaszcz je po głowie, a wpadną w trans / To jest właśnie miłość. [śmieje się]
DEPP: Słucham Burroughsa czytającego A Thanksgiving Prayer dwa razy w miesiącu. To moja religia. Zaczyna się od słów, "Do Johna Dillingera, w nadziei, że wciąż żyje." To jest po prostu piękne. Boże, świetnie się z tobą rozmawia, stary. Tęsknię za tobą. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy.
POP: Z całą pewnością. Załatwię sobie koncert w Hollywood. Albo ty możesz wpaść do mnie.
DEPP: Muszę zaprosić ciebie i twoją dziewczynę do siebie na Bahama, stary. Wychodzisz z domu i za mniej niż dwie godziny jesteś na plaży. Masz zapewnioną anonimowość. Przez pierwszych piętnaście minut serce zwalnia ci do dwudziestu uderzeń na minutę. Tak, musimy się tam wybrać na wakacje.
WOKALISTA I AUTOR PIOSENEK IGGY POP JEST NAZYWANY OJCEM CHRZESTNYM PUNKA. PROWADZI PROGRAM THE IGGY POP RADIO SHOW NA ANTENIE BBC RADIO 6 MUSIC.
Tłumaczenie by Marion
Bardzo się cieszę z przetłumaczenia tego wywiadu. Świetnie się go czyta - tym bardziej, że rozmowa jest luźna, o wiele więcej można z niej wyczytać o Johnnym - niż ze standardowego wywiadu - Johnny-dziennikarz. Pokłony za Twoją pracowitość!
OdpowiedzUsuńTak, też wolę tego typu luźne rozmowy, niż nieco sztywniejsze wywiady, o niebo lepiej się je tłumaczy.
UsuńCholernie mnie dziwi ta moja pracowitość, bo z natury jestem paskudnym leniem. Wychodzi na to, że Johnny ma dobry wpływ na ludzi :).