Pięciu reżyserów, którzy mogliby pomóc Johnny'emu Deppowi odbudować karierę po Mortdecai
Autor: Jeff Labrecque
Entertainment Weekly
25.01.2015 10:00
Najsmutniejszą częścią okropnego debiutu Mortdecai jest fakt, że każdy był w stanie to przewidzieć. Najnowszy film z udziałem Johnny'ego Deppa miał przypominać żartem Różową Panterę, ale Amerykanie trzymają się od niego z daleka, a krytycy się na nim wyładowują. "Winą za lichość tego filmu obarczamy jego gwiazdę" pisze David Edelstein. "Zazdroszczę Deppowi jego samouwielbienia, ale szkoda, że jest tak bogaty, że nikt nie ma odwagi powiedzieć mu: Johnny, to jest naprawdę kiepskie."
Mortdecai zarobił zaledwie cztery miliony dolarów w ten weekend i stał się najgorszym debiutem filmu z udziałem Deppa od czasów Żony astronauty.
Praktycznie wszyscy spodziewali się tej porażki: ową komedię wyświetliło niecałe trzy tysiące kin - to zaskakująco mało, jak na film z udziałem supergwiazdy Hollywood - a wielu krytyków nie miało nawet ochoty pisać jej recenzji. Mimo iż Into the Woods, gdzie Depp zagrał Wilka, okazało się hitem, Mortdecai jest piątą z kolei porażką gwiazdora po Transcendencji, Jeźdźcu znikąd, Mrocznych cieniach i The Rum Diary.
Jego ostatnim prawdziwym hitem była czwarta część Piratów z Karaibów, Na nieznanych wodach, gdzie po raz kolejny wcielił się w kapitana Jacka Sparrowa.
Większą część swojej trzydziestoletniej kariery Depp spędził na obrzeżach Hollywood, buntując się przeciwko zostaniu zarabiającą miliardy dolarów gwiazdą, to jednak, jak na ironię, stało się po tym, jak zagrał kapitana Jacka. Sukces Piratów pomógł Deppowi rozszerzyć jego "arię dziwności", dzięki czemu chowa się za postaciami zamiast w nich znikać. Po kapitanie Jacku były Charlie i Fabryka Czekolady, Sweeney Todd, Alicja w krainie czarów, Mroczne cienie, Jeździec znikąd, Transcendencja, Into the Woods i teraz Mortdecai. Niektóre z tych postaci były niesamowicie wymieszane, ale razem maskowały coś innego: jak na aktora, który może grać w czym tylko chce, Depp skupia się wyłącznie na jednym typie kreatywności - Johnny Depp z 1995 roku przewróciłby oczami.
Depp jest bratnią duszą Marlona Brando, mentora, z którym się zaprzyjaźnił po tym, jak zagrali razem w Don Juanie de Marco. Brando wyznaczył standardy własnej profesji, a Depp przejął po nim pałeczkę. "To, co mnie satysfakcjonuje to fakt, że podobnie jak Marlon, dotarłem do miejsca, gdzie mam wszystko w dupie" wyznał niedawno Depp w wywiadzie dla magazynu Details. "Najpierw bardzo się wszystkim przejmowałem i pilnie pracowałem. Potem zaczęło mi zależeć tak kurewsko, że trafiłem pod pieprzony obstrzał krytyki. Ale później stało się coś cudownego. Nagle zaczęło mi zależeć tak, że miałem już na wszystko wyjebane, a kiedy masz na wszystko wyjebane, osiągasz totalną wolność. Jesteś gotowy spróbować wszystkiego."
Kim jestem, by interpretować słowa tych dwóch mężczyzn, ale pozwolę sobie zasugerować, że najlepsze filmy Brando nie powstały w okresie, gdy osiągnął tę aktorską nirwanę. Nie jest trudno zauważyć, w którym momencie Brando zaczął mieć wszystko w dupie (podpowiedź: to nie Na nabrzeżach ani Tramwaj zwany pożądaniem). Można się kłócić, że wiele późniejszych ról, od Ojca Chrzestnego po Ostatnie tango do Apokalipsy, Brando grał w okresie totalnej wolności, ale te filmy miały coś, czego brakuje ostatnim filmom Deppa: genialnych i motywujących reżyserów, którzy mieli wizję i zabraniali Brando się obijać. Nie chcę obrażać Davida Koeppa, Wally'ego Pfistera, Gore Verbinskiego czy Floriana Henckela von Donnersmarcka, ale daleko im do Coppoli, Bertolucciego czy Kazana.
We wrześniu Depp pojawi się na ekranach kin jako bostoński gangster Whitey Bulger w filmie Scotta Coopera Black Mass. To pierwszy tak wyczekiwany film z udziałem Deppa od czasów Wrogów Publicznych Michaela Manna, bo Depp nie gra tam postaci z kreskówki i Cooper jest takim reżyserem, który na pewno miał odwagę powiedzieć Deppowi, kiedy był do dupy. Depp, jak Brando i inni aktorzy, którzy posiadają własne wyspy, potrzebują reżysera, który jest wizjonerem, ma obsesję, jest tyranem i szaleńcem. Kogoś, kto nie ma wszystkiego w dupie i urządzi Deppowi piekło, gdy ten zacznie wszystko zlewać.
Depp ma dopiero pięćdziesiąt jeden lat i wciąż może grać znacznie młodsze postaci. Co prawda przyznał się, że zastanawia się nad przejściem na emeryturę, ale przed nim jest jeszcze kilka dekad świetnej pracy, jeśli sam będzie tego chciał. Ale to będzie wymagało podporządkowania się reżyserowi, zamiast bawienia się w totalną wolność. Na chwilę obecną czeka go praca z Kevinem Smithem, Jamesem Bobinem i debiutującym w filmie Matthew Cullenem. A oto pięciu reżyserów, którzy mogliby pomóc Deppowi wrócić na szczyt - i do serc kinomanów.
Quentin Tarantino — nad tym nie ma, co się rozwodzić, bo obaj się z tym zgadzają. "Chcielibyśmy razem pracować" powiedział Tarantino w dwa tysiące dwunastym roku w wywiadzie z Charliem Rossem. "Rozmawiamy o tym od lat... Muszę tylko napisać postać, która pasowałaby do Johnny'ego. I jeśli on się zgodzi, zrobimy to. I to będzie coś magicznego."
Tarantino naprawdę rozumie i docenia znaczenie gwiazd, w tym starym hollywoodzkim stylu. Stworzył idealną rolę dla Johna Travolty w Pulp Fiction i dokonał cudu z Bradem Pittem i Leonardo DiCaprio. Potrafi wskrzeszać oryginalność aktorów.
Autor: Jeff Labrecque
Entertainment Weekly
25.01.2015 10:00
Najsmutniejszą częścią okropnego debiutu Mortdecai jest fakt, że każdy był w stanie to przewidzieć. Najnowszy film z udziałem Johnny'ego Deppa miał przypominać żartem Różową Panterę, ale Amerykanie trzymają się od niego z daleka, a krytycy się na nim wyładowują. "Winą za lichość tego filmu obarczamy jego gwiazdę" pisze David Edelstein. "Zazdroszczę Deppowi jego samouwielbienia, ale szkoda, że jest tak bogaty, że nikt nie ma odwagi powiedzieć mu: Johnny, to jest naprawdę kiepskie."
Mortdecai zarobił zaledwie cztery miliony dolarów w ten weekend i stał się najgorszym debiutem filmu z udziałem Deppa od czasów Żony astronauty.
Praktycznie wszyscy spodziewali się tej porażki: ową komedię wyświetliło niecałe trzy tysiące kin - to zaskakująco mało, jak na film z udziałem supergwiazdy Hollywood - a wielu krytyków nie miało nawet ochoty pisać jej recenzji. Mimo iż Into the Woods, gdzie Depp zagrał Wilka, okazało się hitem, Mortdecai jest piątą z kolei porażką gwiazdora po Transcendencji, Jeźdźcu znikąd, Mrocznych cieniach i The Rum Diary.
Jego ostatnim prawdziwym hitem była czwarta część Piratów z Karaibów, Na nieznanych wodach, gdzie po raz kolejny wcielił się w kapitana Jacka Sparrowa.
Większą część swojej trzydziestoletniej kariery Depp spędził na obrzeżach Hollywood, buntując się przeciwko zostaniu zarabiającą miliardy dolarów gwiazdą, to jednak, jak na ironię, stało się po tym, jak zagrał kapitana Jacka. Sukces Piratów pomógł Deppowi rozszerzyć jego "arię dziwności", dzięki czemu chowa się za postaciami zamiast w nich znikać. Po kapitanie Jacku były Charlie i Fabryka Czekolady, Sweeney Todd, Alicja w krainie czarów, Mroczne cienie, Jeździec znikąd, Transcendencja, Into the Woods i teraz Mortdecai. Niektóre z tych postaci były niesamowicie wymieszane, ale razem maskowały coś innego: jak na aktora, który może grać w czym tylko chce, Depp skupia się wyłącznie na jednym typie kreatywności - Johnny Depp z 1995 roku przewróciłby oczami.
Depp jest bratnią duszą Marlona Brando, mentora, z którym się zaprzyjaźnił po tym, jak zagrali razem w Don Juanie de Marco. Brando wyznaczył standardy własnej profesji, a Depp przejął po nim pałeczkę. "To, co mnie satysfakcjonuje to fakt, że podobnie jak Marlon, dotarłem do miejsca, gdzie mam wszystko w dupie" wyznał niedawno Depp w wywiadzie dla magazynu Details. "Najpierw bardzo się wszystkim przejmowałem i pilnie pracowałem. Potem zaczęło mi zależeć tak kurewsko, że trafiłem pod pieprzony obstrzał krytyki. Ale później stało się coś cudownego. Nagle zaczęło mi zależeć tak, że miałem już na wszystko wyjebane, a kiedy masz na wszystko wyjebane, osiągasz totalną wolność. Jesteś gotowy spróbować wszystkiego."
Kim jestem, by interpretować słowa tych dwóch mężczyzn, ale pozwolę sobie zasugerować, że najlepsze filmy Brando nie powstały w okresie, gdy osiągnął tę aktorską nirwanę. Nie jest trudno zauważyć, w którym momencie Brando zaczął mieć wszystko w dupie (podpowiedź: to nie Na nabrzeżach ani Tramwaj zwany pożądaniem). Można się kłócić, że wiele późniejszych ról, od Ojca Chrzestnego po Ostatnie tango do Apokalipsy, Brando grał w okresie totalnej wolności, ale te filmy miały coś, czego brakuje ostatnim filmom Deppa: genialnych i motywujących reżyserów, którzy mieli wizję i zabraniali Brando się obijać. Nie chcę obrażać Davida Koeppa, Wally'ego Pfistera, Gore Verbinskiego czy Floriana Henckela von Donnersmarcka, ale daleko im do Coppoli, Bertolucciego czy Kazana.
We wrześniu Depp pojawi się na ekranach kin jako bostoński gangster Whitey Bulger w filmie Scotta Coopera Black Mass. To pierwszy tak wyczekiwany film z udziałem Deppa od czasów Wrogów Publicznych Michaela Manna, bo Depp nie gra tam postaci z kreskówki i Cooper jest takim reżyserem, który na pewno miał odwagę powiedzieć Deppowi, kiedy był do dupy. Depp, jak Brando i inni aktorzy, którzy posiadają własne wyspy, potrzebują reżysera, który jest wizjonerem, ma obsesję, jest tyranem i szaleńcem. Kogoś, kto nie ma wszystkiego w dupie i urządzi Deppowi piekło, gdy ten zacznie wszystko zlewać.
Depp ma dopiero pięćdziesiąt jeden lat i wciąż może grać znacznie młodsze postaci. Co prawda przyznał się, że zastanawia się nad przejściem na emeryturę, ale przed nim jest jeszcze kilka dekad świetnej pracy, jeśli sam będzie tego chciał. Ale to będzie wymagało podporządkowania się reżyserowi, zamiast bawienia się w totalną wolność. Na chwilę obecną czeka go praca z Kevinem Smithem, Jamesem Bobinem i debiutującym w filmie Matthew Cullenem. A oto pięciu reżyserów, którzy mogliby pomóc Deppowi wrócić na szczyt - i do serc kinomanów.
Quentin Tarantino — nad tym nie ma, co się rozwodzić, bo obaj się z tym zgadzają. "Chcielibyśmy razem pracować" powiedział Tarantino w dwa tysiące dwunastym roku w wywiadzie z Charliem Rossem. "Rozmawiamy o tym od lat... Muszę tylko napisać postać, która pasowałaby do Johnny'ego. I jeśli on się zgodzi, zrobimy to. I to będzie coś magicznego."
Tarantino naprawdę rozumie i docenia znaczenie gwiazd, w tym starym hollywoodzkim stylu. Stworzył idealną rolę dla Johna Travolty w Pulp Fiction i dokonał cudu z Bradem Pittem i Leonardo DiCaprio. Potrafi wskrzeszać oryginalność aktorów.
Bracia Coen — Coenowie również mają słabość do tak ekscentrycznych postaci, jakie lubi Depp, więc nie trudno jest wyobrazić sobie Deppa w roli, którą George Clooney grał w Bracie, gdzie jesteś?, czy w tej, którą odgrywał Brad Pitt w Tajne przez poufne. Nawet taki film jak Lebowski mieści się w zainteresowaniach Deppa. Prawdę powiedziawszy, w alternatywnym świecie Coenowie mogliby być Timem Burtonem Deppa - oczywiście z większym budżetem. Mam naprawdę wielkie nadzieję, że taka współpraca kiedyś nastąpi.
Darren Aronofsky — reżyser Zapaśnika i Czarnego łabędzia potrafi wypychać swoich aktorów z ich stref komfortu. Depp nie wyszedł ze swojej od czasów Sweeney Todda. Wybieramy ten film głównie dlatego, że to był musical, a on wcześniej nie śpiewał. Aronofsky ma niezwykłe wizje i nie onieśmielają go gwiazdy, z którymi pracuje. Jest też kumplem Paula Bettany'ego, z którym Depp współpracował trzy razy, więc bardzo łatwo można by było zaaranżować ich spotkanie.
Gus Van Sant — urocze i wrażliwe. Tak można opisać wiele popularnych ról Deppa i osobowość, którą pokazuje w wywiadach. Najlepsze filmy Van Santa, takie jak Obywatel Milk czy Za wszelką cenę, są bardzo precyzyjne i pełne refleksji, i bardzo łatwo wyobrazić sobie, że ci dwaj mężczyźni świetnie dogadaliby się na stopie prywatnej i artystycznej. Johnny Depp w filmie Gusa Van Santa brzmi bardziej obiecująco niż Depp udający coś u takich reżyserów jak David Fincher czy Paul Greengrass.
Alejandro G. Iñárritu — ciągle słyszy się zachwyty Michaela Keatona i reszty obsady filmu Birdman, gdzie aktorstwo było na naprawdę wysokim poziomie, a ujęcia trwały bardzo długo, taki proces z pewnością pobudziłby Deppa. Próbowanie wszystko to jedno, bycie gotowym na danie z siebie wszystkiego, kiedy nadarza się taka okazja, to coś zupełnie innego. Oczywiście nie wszystkie filmy Iñárritu są na poziomie Birdman, ale ten filmowiec jest idealnym człowiekiem do tego, by pomóc aktorowi na nowo pokochać swój zawód.
Wes Anderson wydaje się logicznym wyborem, a internet oznajmił kiedyś, że Depp zagra w The Grand Budapest Hotel. Być może były takie plany, a być może nie. Ale po obejrzeniu Budapest i Mortdecai obawiam się, że jeśli ten duet zrobiłby coś razem, ekran przepełniałaby pretensjonalność i drobiazgowość, uraczyliby widzów modnymi zarostami i pastelowymi kolorami. Może teraz nie jest odpowiedni czas na tę idealną współpracę, która, mimo iż możliwa, nie stanowi żadnego wyzwania.
Quentin Tarantino, najgłupszy i najbardziej beznadziejny reżyser jakiego kiedykolwiek widziałem.. i oglądałem z nim filmy i Depp miałby grać w jego filmach..? W życiu.I kolejny badziew "Czarny Łabędź, tak zajebiści reżyserzy, po prostu nic tylko pozazdrościć. Depp był świetny w Mortdecai i niczym jakbym w tym recenzjach widział mojego znajomego, który nie lubi Depp'a, że ma sie chęć za to komuś dać po mordzie..
OdpowiedzUsuńNie znasz sie na filmach, na tej pracy to nie wypowiadaj, tak powiedziałbym do tego kto jest autorem tego całego paplania.. Oczywiście nie chodzi tu o autorke tego bloga, nie nie.. tylko o tego Jeff'a L.
Przyznaję, że czytałam ten komentarz w lekkim szoku, bo bardzo cenię obu tych reżyserów (szczególnie Tarantino, który moim zdaniem jest genialny w tym, co robi) i byłabym zachwycona, mając okazję oglądać Johnny'ego w filmach ich autorstwa. Ale to już wyłącznie kwestia gustu.
UsuńKażdy pisze o tym co lubi, ja nie lubię dziwadeł. A Tarantino jest dziwny jak jego filmy. Ja jestem w większym szoku, że ludzie potrafią ocenić film po tym ile film zarobił, a nie po tym jaki film jest sam w sobie.
UsuńO tym sie nie napisze bo poco, bo na około Depp ma wrogów, bo jest bogaty, sławny, czy ludzie go lubią czy nie, czy ten film zarobił więcej czy mniej, on i tak na tym korzysta i wisi mu opinia wszystkich frajerskich krytyków, którzy sie nie znają na niczym. Jak tylko wkurzaniu ludzi. :)
A tak poza tym Tarantino i jego film "Kill Bill" jest kiczem, co każdy ocenił go takim mianem na mojej uczelni. :)
Tarantino nie jest "dziwadłem", jest specyficznym reżyserem, który tworzy specyficzne, a przede wszystkim, oryginalne filmy (kicz, o którym wspominasz na końcu, jest zabiegem celowym), które albo się podobają, albo nie. Ale to, że coś mi się nie podoba, nie oznacza, że jest złe i trzeba to obrażać. Mi osobiście nie odpowiadają filmy Woody'ego Allena, ale nie twierdzę, że jest on kiepskim reżyserem, który nie zasługuje na uznanie, którym się cieszy. Trzeba szanować ludzi i ich dorobek, nawet jeśli nie jest to coś, co nas zachwyca.
UsuńMhroczni pisarze...nie rozumiem. Najpierw się wpieniasz, że jak można tak obrażać Deppa bo przecież jest zajebisty. A potem tak samo i mniej dyplomatycznie obrażasz Tarantino. I w tym momemncie Mr. Jeff L. mógłby ci tak samo odpowiedzieć. Po za tym Wes Anderson robi o wiele dziwniejsze filmy niż Tarantino xD
UsuńHm.. uch czuje pocisk w moją stronę. Sama przejrzyj to co jest w postach, a zrozumiesz, jak ludzie, którzy piszą te słowa, tutaj na Depp'a jak go bardzo szanują. Tłumaczysz to wszystko... ale przecież to są X ludzi słowa.. jakby nie było. Dlaczego ja nie muszę szanować, X faceta, który pisze o Deppie, wredne teksty. :) Proste. Prawda? Nie muszę tego szanowac i twierdzic.. "że on ma swoje zdanie.." nie nie muszę upadać przed kimś na kolana i przyznawać mu rację. Bo to jak gadanie mojego znajomego, raz usłyszał coś o Depp'ie co sam John powiedział i obrócił tyłek tyłem do człowieka, którego wypowiedź słyszał raz w życiu. Dlatego uważam, że to są ludzie, którzy za bardzo zazdroszczą Depp'owi by wciskać swoje cztery litery i teraz wsadzać w tyłek Deppa place i pokazywać mu z kim powinien grać w filmach. To jego sprawa, on ma na wszystko wyjebane jak to powiedział Paul Bettany. I ja mam wyjebane na Tarantino. :)
OdpowiedzUsuńPocisk? W żadnym wypadku, ot zwykła odpowiedź. Tak jak Ciebie dotyka bezpodstawna krytyka Deppa, tak mnie razi bezpodstawne obrażanie Tarantino. Ale myślę, że to już wyraźnie zaznaczyłam w poprzednich wypowiedziach i nie ma sensu kontynuować tek dyskusji, bo donikąd ona nie prowadzi.
UsuńAleż ja nie prowadzę na ten temat, dyskusji, każdy lubi kogo chce i tyle.
OdpowiedzUsuńA to, że Depp'a obrażają po każdym filmie, to już jest szczytem bezczelności.
A właśnie był nominowany do Złotych Malin.. prawda..? Mam nadzieje, że nie dostał tej "nagrody".. wiesz coś na ten temat?
Widziałam informację na temat nominacji (nie pisałam o tym na blogu, bo uważam, że ZM to jawna kpina, którą nie warto zaprzątać sobie głowy), aczkolwiek nie wiem, komu statuetki przyznano i czy już to zrobiono. Prawdopodobnie nie, w innym wypadku już byłoby o tym głośno.
UsuńBo to jest kpina.. i żadna atrakcja na nagrodę.. Najważniejsze, że prawdopodobnie tego nie dostał.. i tyle.
UsuńMoim zdaniem Johnny pracujący z Wesem i Coen'ami -których wszystkich wielbie calusienkim serduszkiem- może i by zagrał wspaniale, ale przecież wszyscy włącznie z krytykami oczekują nie grania już w dziwnych komediach. Gdybym ja miała wybrać 5 reżyserów najlepszych do współpracy z Johnnym to mój wybór padłby tylko na 2 z tej listy (Tarantino i Inarittu) oraz M. Scorsesse, Sofie Copollę oraz Jima Jarmuscha ponownie.
OdpowiedzUsuń