wtorek, 27 stycznia 2015

Forbes (tłumaczenie)

Johnny Depp nigdy nie był gwiazdą filmową
Scott Mendelson

Jak wiecie, Mortdecai z udziałem Johnny'ego Deppa zarobił w ten weekend tylko 4.13 milionów dolarów, co oznacza, że Lions Gate Entertainment, które włożyło w ten film sześćdziesiąt milionów, ma poważny problem. To piąty z kolei film z udziałem Johnny'ego Deppa, który nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań, od czasów czwartej części Piratów z Karaibów, która nie zawiodła i zarobiła ponad miliard dolarów.

Od tamtego czasu widzieliśmy  Dziennik zakrapiany rumem (debiut: $5.1 mln / ogólny zysk $23.9 mln./ budżet: $45 mln.), Mroczne cienie (debiut: $29.6mln/ ogólny zysk: $245.5mln/ budżet: $150mln), Jeźdźca znikąd (debiut: $29.2mln/ ogólny zysk: $260.5mln/budżet: $215mln), Transcendencję (debiut: $10.8mln/ ogólny zysk: $103mln/ budżet: $100mln) a teraz Mortdecai. Do tego niechlubnego grona zalicza się też film Kevina Smitha Tusk ($1.8mln), z którym Depp jest słabo kojarzony, jedyny sukces stanowi Into the Woods Disneya (zysk: $155mln/ budżet $60 mln). Twierdzenie, że wyniki Johnny'ego Deppa w box office się pogorszyły, sugeruje, że filmy z udziałem Johnny'ego Deppa dawniej sporo zarabiały przez sam wzgląd na jego obecność w obsadzie. Prawdę powiedziawszy, Johnny Depp pod tym względem nie jest i nigdy nie był gwiazdą filmową.

Karierę aktorską Johnny'ego Deppa można podzielić na trzy części. Najpierw prolog, od 1984 do 1990, kiedy zaczynał w Koszmarze z ulicy wiązów i Plutonie, a zaraz potem stał się idolem nastolatek dzięki serialowi 21 Jump Street. W 1990 po raz pierwszy zagrał główne role - w Beksie Johna Watersa i Edwardzie Nożycorękim Tima Burtona. Pan Waters nigdy nie był "Panem Box Office", więc nic dziwnego, że jego zniszczenie wizerunku idola nastolatek zarobiło tylko osiem milionów dolarów. Ale Edward Nożycoręki był chwalonym przez krytyków hitem, który Tim Burton stworzył na fali popularności swojego baśniowego Batmana. Film zarobił osiemdziesiąt sześć milionów dolarów przy budżecie dwudziestu milionów. Po Edwardzie Nożycorękim pan Depp uwolnił się od wizerunku idola nastolatek i stał się odtwórcą głównych ról.

Poczynając od wydanego w 1993 roku filmu Benny i Joon (lubiana komedia, o której więcej się mówiło, niż się ją oglądało, i która zarobiła 23 miliony dolarów), Depp przez kolejnych dziesięć lat brał udział w projektach, w których nie zagrałaby żadna "gwiazda filmowa". Od 1993 do 2003 Depp grał głównie w dziwacznych filmach, które nie były nastawione na kasowy sukces i nie posiadały gwiazdorskiej obsady. Co gryzie Gilberta Grape'a (10 milionów dolarów), stworzony u szczytu kariery Tima Burtona Ed Wood (5,8 milionów dolarów), Las Vegas Parano w reżyserii Terry'ego Gilliama (10 milionów dolarów) i Truposz Jima Jarmuscha (milion dolarów) to były doceniane filmy, ale nie hity.
Były też bardziej konwencjonalne projekty jak Na żywo (8 milionów dolarów) i Żona astronauty (19 milionów dolarów), które poniosły porażkę. Don Juan de Marco (68 milionów) i Dziewiąte wrota Romana Polańskiego (58 milionów dolarów przy budżecie 38 milionów) radziły sobie dobrze za oceanem. Nie licząc znakomitego dramatu gangsterskiego, w którym Depp zagrał u boku Ala Pacino, Donniego Brasco (124 miliony dolarów) i niesamowitego powrotu Tima Burtona Jeźdźca bez głowy (206 milionów dolarów), przy którym reżyser walczył o to, by powierzyć rolę Deppowi, a nie, jak chciało studio Paramount, Bradowi Pittowi, projekty, w których Depp brał udział w latach 90, sprawiły, że nadano mu przydomek "trucizna box office", bo szersza publiczność nie chciała ich oglądać. To był niemal zaszczyt, który sprawił, że Depp stał się ulubieńcem krytyków i filmowych frajerów.


W dwutysięcznym pojawił się solidny hit Czekolada (152 miliony dolarów, co było zasługą machiny promocyjnej Weinsteina, a nie obecności Deppa) i minimalnie chybiony w formie Blow Teda Demme'a (83 miliony przy budżecie 53), był też projekt braci Hughes, adaptacja komiksu Kuba Rozpruwacz Alana Moore’a, Z piekła rodem (74 miliony dolarów przy budżecie 35 milionów). Przejdźmy teraz do 2003 roku i Jacka Sparrowa. Tym, co miało być wyłącznie barwną rolą drugoplanową w filmie Gore Verbinskiego Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły (miał być jak Han Solo, a Orlando Bloom jak Luke Skywalker) Depp skradł całe show. Obraz zebrał zachwycające recenzje i zarobił 73 miliony w ciągu pierwszych pięciu dni, ogólnie zarobił 305 milionów dolarów w Stanach i 654 na całym świecie, stając się największym hitem Deppa. Depp z całą pewnością zasłużył na uznanie, ale był jedynie częścią dużego pakietu (duży wpływ na sukces Piratów miały też hitowe Dwie Wieże, w których rok wcześniej grał Orlando Bloom), składnikiem popcornowego letniego filmu wśród kilku propozycji, które zawiodły widzów.

Dwanaście lat później widzimy już tylko sequele Piratów, fantazyjne projekty Tima Burtona i parę innych rzeczy, które okazują się rozczarowującymi porażkami. Był częścią obsady, którą Robert Rodriguez zebrał do swojego hitu Pewnego razu w Meksyku: Desperado 2 (22 miliony dolarów), zasłużył też na uznanie za swoją rolę w adaptacji opowiadania Stephena Kinga Sekretne okno (18 milionów dolarów). Marzyciel był spokojną oscarową produkcją Miramax, która zarobiła 116 milionów i w żaden weekend nie zeszła poniżej czterech milionów. Później zafundował nam dwa filmy Tima Burtona, które były hitami w 2005 roku i sequel Piratów z Karaibów w 2006 roku. Charlie i Fabryka Czekolady był najbardziej komercyjnym projektem duetu Burton - Depp i wielkim sukcesem - 53 miliony dolarów w pierwszym tygodniu, 474 milionów ogółem, przy budżecie 150 milionów. Gnijąca panna młoda była kolejnym wspólnym projektem tego duetu - animacja, która zarobiła 19 milionów podczas pierwszego weekendu i 117 ogółem. No i oczywiście Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka - 135 milionów w pierwszym tygodniu, 421 w Stanach i miliard dolarów na całym świecie, czego zupełnie się nie spodziewano.

Rola Johnny'ego Deppa w Piratach z Karaibów to lwia część sukcesu owej serii, jednak publiczność chce oglądać Deppa wyłącznie jako Sparrowa, nie są zainteresowani jego starymi filmami. Pomiędzy trzema sequelami Piratów, Depp zagrał w trzech filmach Tima Burtona: Sweeney Todd (152 miliony dolarów), Alicja w krainie czarów (miliard dolarów) i Mroczne cienie  (245 milionów dolarów przy budżecie 150 milionów). Zagrał w jednym komercyjnym hicie akcji: dramacie gangsterskim Michaela Manna Wrogowie publiczni, gdzie partnerował mu Christian Bale, gwiazda Mrocznego rycerza; film zarobił 214 milionów dolarów. Połączył siły z Angeliną Jolie w Turyście, filmie, który poniósł porażkę w Ameryce (17 milionów w pierwszym tygodniu, 67 milionów ogółem), ale sporo zarobił za oceanem - 210 milionów dolarów. Po raz kolejny podjął współpracę z Gore Verbinskim przy wspaniałej animacji Rango, która niestety poniosła niezasłużona porażkę ze względu na to, że w owym okresie w kinach wyświetlano kilka innych filmów animowanych - 245 milionów dolarów przy budżecie 135 milionów. W 2011 zaoferował nam film Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach, który dzięki popisowej roli Deppa i technologii 3-D zarobił miliard dolarów. 

Jednak później przyszedł czas na same porażki (Mroczne cienie, Jeździec znikąd, Dziennik zakrapiany rumem, Transcendencja, Mortdecai). Dziwnie jest twierdzić, że aktor, który trzy razy zarobił ponad miliard dolarów i cztery razy wyszedł poza dziewięćset milionów, nie jest gwiazdą filmową, ale ta sytuacja jest bardzo skomplikowana. Johnny Depp to aktor, który, kiedy postawić go w odpowiednim miejscu (Piraci albo filmy Tima Burtona), potrafi zapewnić filmowi ogromne zyski. Nawet obsadzenie Deppa w Jeźdźcu znikąd czy w Mrocznych cieniach nie było spalonym pomysłem, choć oba filmy okazały się przepłacone. Jednak zaangażowanie Deppa do czegoś zupełnie innego to spore ryzyko, a czasami niemądry hazard. Filmy, które w całości opierają się na Johnnym Deppie (Dziennik zakrapiany rumem, Mortdecai, prawie wszystkie filmy, w których zagrał przed Jeźdźcem bez głowy) okazywały się, w większości przypadków, porażkami. Filmy, które spoczywały na barkach Deppa i innej gwiazdy filmowej (Christian Bale, Angelina Jolie), były ryzykiem, które jednak nieco bardziej się opłacało. Johnny Depp był trucizną box office przed Jeźdźcem bez głowy i Piratami z Karaibów i moim zdaniem niewiele się od tego czasu zmieniło, nie licząc kilku konkretnych projektów.


Dla jasności, fakt, iż twierdzę, że Johnny Depp nie jest gwiazdą w znaczeniu “box office”, nie oznacza, że uważam go za złego aktora czy człowieka. Byłem jego fanem, kiedy grał w 21 Jump Street, oglądałem i doceniałem Eda Wooda, Dona Juana DeMarco, Na żywo i Dziewiąte wrota, siedząc w praktycznie pustych salach kinowych. W odpowiednich projektach (mam na myśli Into the Woods) jest bardzo cennym elementem. Kiedy współpracuje z odpowiednią osobą (tu mam na myśli Tima Burtona), razem pokazują prawdziwą klasę. Ale publiczność nigdy nie chciała oglądać filmów dla samego Johnny'ego Deppa, jak to się dzieje w przypadku Willa Smitha czy Toma Cruise'a. Johnny Depp nie radził sobie dobrze w box office przed pierwszą częścią Piratów i wciąż sobie nie radzi.

Robert Downey Jr. w innych rolach niż Tony Stark i Sherlock Holmes nie jest kasową gwiazdą filmową. Brendan Fraser był gwiazdą jedynie w Mumii. A Chris Hemsworth nie jest wart zbyt wiele, gdy nie gra Thora. Tak samo jest z Johnnym Deppem, jest żyłą złota, gdy gra Jacka Sparrowa, albo współpracuje z Timem Burtonem, ale w innych przypadkach jest co najwyżej cennym dodatkiem. Kariera Johnny'ego Deppa nie potrzebuje rehabilitacji czy interwencji. On zawsze podążał w rytmie własnego bębna, a takie filmy jak Mortdecai to jest coś, co lubi robić pomiędzy kolejnymi sequelami Piratów czy poważnymi projektami, jak biografia Whitey'ego Bulgera. Był taki okres, kiedy nazywano Deppa trucizną box office, a ja naprawdę chciałem, by Burton zaangażował do Jeźdźca bez głowy Brada Pitta, bo Burton (po filmach Ed Wood i Marsjanie atakują!) potrzebował bezpiecznego hitu. Nawet dziesięć lat po Klątwie Czarnej Perły uważam, że Depp nie ma w sobie takiej siły, która przyciągnęłaby rzesze widzów  na seans filmu, który zupełnie ich nie interesuje, tylko po to, by oglądać go na ekranie. To nie jest atak, bo myślę, że pan Depp nigdy nie chciał być kolejnym Tomem Cruisem. Jest zadowolony z tego, że jest Johnnym Deppem, i albo to zaakceptujecie, albo nie.

9 komentarzy:

  1. Jak zawsze najwięcej do powiedzenia mają Ci którzy nie lubią Depp'a.. teraz film komu sie podobał zależy tylko od ilości zarobionych pieniędzy, to jest ciekawe, naprawdę. Denerwujące to jest, Jakby zagrała Jolie i Pitt pewnie byłoby zajebiste, ale że przyszło, że lubię Depp'a to trzeba go zbłaznić, co Ci porypani krytycy mają do niego.. Bo och grał dobrze tylko do Piratów z Karaibów.. jasne.. Bo rodzice z dziećmi na to szli, to było więcej ludzi. A Mortdecai, nie jest filmem dla dzieci.. no ale kto by to brał pod uwagę. Bądź to, że ludzie nie mają pieniędzy na kino, a Ameryka zasypana śniegiem, też poco to brać pod uwagę. Jak nie ma do czego sie doczepić, to nie ma to jak do Depp'a.. Szkoda, że nie mogę sobie poprowadzić o tym dyskusji z tymi przemądrzałymi ludźmi. Bo chętnie zobaczyłbym ich na planie Mortdecai i kazał, zrobić film taki samo, a z innymi aktorami, niech piszą scenariusz sami i sobie sami wszystko ustawią... przecież wiedza lepiej niż reżyser i cała obsada. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej, hej. Ale autor tego nie krytykuje Deppa jako aktora czy osoby. Tylko twierdzi, że nie gra dobrze we wszytkich i że nie z każdego filmu zrobi arcydzieło jak akurat w jego mniemaniu Tom Cruise.

      Usuń
  2. Tak się składa, że Johnny Depp ma więcej talentu w małym palcu niż inne hollywoodzkie aktorzyny razem wzięte. Po prostu krytycy nie mają się na czym wyżyć więc co tam?! Obrażajmy Johnnego Deppa! Może nie oglądałam wszystkich filmów z jego udziałem, ale widziałam Transcendencje, Mroczne cienie, no i oczywiście wszystkie części Piratów z Karaibów i powiem tylko, że te filmy są zajebiste!! ;-) Uwielbiam Johnnego Deppa i mam nadzieję, że nie weźmie sobie tej krytyki do serca, bo naprawdę nie ma czym się przejmować.

    OdpowiedzUsuń
  3. Depp i tak nie czytał nigdy żadnej recenzji filmowej o sobie, dlatego jak to powiedział.. "Ma to w dupie" co kto o nim myśli, gada i tak dalej.. :) Inaczej pewnie by się już załapał, że albo film nie zarobił, albo coś tam, że ludzie może nie chcą go oglądać, niczym jakby Ci co poszli do kina sie nie liczyli.. :) Bo tak to wygląda. :) Tak czy owak masz rację Anonimku. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem od kiedy to ocenia się filmy w skali tego ile zarobiły... Przecież chodzi o to, żeby spodobały się ludziom i fanom! Zgadzam się z Mhroczni Pisarze, że Mortdecai nie zarobił tyle co Alicja w Krainie Czarów, czy Charlie i fabryka czekolady, bo w tamtych przypadkach, zbierała sie cała rodzinka z dziećmi na czele i szła do kina na bajkę, a przy Mortdecai nie było takiej możliwości, bo nie jest on przeznaczony dla dzieci... Ja osobiście nie oglądałam Mortdecai, ponieważ w moim kinie nie wyświetlają tego filmu, ale zam zwiastun, który oglądałam chyba z 6 razy powalił mnie na kolana i mogę stwierdzić, że Johnny Depp wygrywa wszystko!! Fajnie, że Johnny nie przejmuje się krytyką i dalej robi to, co kocha i tak, jak chce, bo za to właśnie fani go kochają! Jest sobą, a to w stu procentach wystarczy, żeby był gwiazdą! Krytycy stwierdzili, że Johnny nie jest gwiazdą filmową?? Oni po prostu nie chcą dopuścić do siebie myśli, że Johnny jest, był i zawsze będzie najlepszy!!!

    ~ Jackiee

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat Forbes to magazyn biznesowy, stąd tyle odniesień do zysków, jakie przynosiły poszczególne filmy. Osobiście uważam, że ocenianie jakości filmu przez pryzmat przychodów to głupota, bo zwykle najwięcej zarabiają te filmy, które nie posiadają większej wartości artystycznej.
      Alicja zarobiła masę pieniędzy, a moim skromnym zdaniem to jeden z najgorszych filmów w karierze Deppa, z kolei Rozpustnik, który jest wręcz znakomity (a rola Johnny'ego wybitna) nie cieszył się dużą popularnością.
      W kwestii Mortdecai się nie wypowiadam, bo jeszcze tego filmu nie oglądałam, mogę powiedzieć tyle, że uwielbiam komedie utrzymane w takim klimacie, a negatywne recenzje bardziej mnie zachęcają niż zniechęcają, bo mam słabość do prymitywnego humoru.
      Sam Johnny nie uważa się za gwiazdę, jest człowiekiem, który robi to, co kocha i to jest najważniejsze :).

      Usuń
    2. Dokładnie! Rewelacyjnie, że Johnny jest po prostu sobą i robi to, co kocha. I dobrze, że nie bierze do siebie tej krytyki i dalej tworzy. Mnie także kręci prymitywny humor, a w wykonaniu Deppa - spełnienie marzeń! Mam nadzieję, że ta cała krytyka nie zepsuje mu kariery... Uwielbiam go!!!

      ~ Jackiee

      Usuń
  5. Najważniejsze, że Depp nie czyta tych plotek na swój temat, nie ma doła, żyje swoim życiem. Jemu zapłacili gażę za film, wiec czym ma sie przejmować..? Przecież nie jest bankrutem. Dobrze mu sie powodzi, skoro reżyserzy go biorą, to znaczy, że ludzie chcą go oglądać. Ja gdybym był reżyserem, jako pierwszego bym go zatrudnił. Filmy w jakich gra jest świetny, czy gra Dillinger'a czy Mordecai'ego jest świetny, z wąsem czy bez. Blondyn czy ciemny. I tyle. Tak czy owak czekam na płytę z filmem, bo ten film bardzo mnie zadowolił w kinie i piosenka "Johanna". :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie znam się, ale czy ta recenzja/opinia jest pisana przez jakiegoś amerykanina?
    No bo tak...widać, że kasowe produkcje typu Burton itp takie proste, dobrze zrobine i generalnie w porządku, ale nie artystyczne zachwala i uważa za cuda. A kino artystyczne typu Truposz, Arizona Dream, Benny and Joon i cała reszta załapuje w kategorii "no nie porażka, ale troche mi się przysnęło". Johnny Depp jeśli grał w kinie artystycznym to grał wspaniale i dlatego myśle, że spokojnie można go nazwać europejskim aktorem choć narodowość ma inną. I ja się akurat nie dziwie i macham ręką na tego typu opinię mówiąc "Eeeh...amerykanie. Co oni wiedzą o czymś poza ekranem?". I nie generalizując, ale to prawda. Chociażby widać, że autor kocha Toma Cruisa, a moim zdaniem to Cruise choć jest gwiazdą kina akcji to poza szybkim bieganiem nic nie przekazuje. Jednak zgadzam się - Johnny Depp obsadzony w dobrym filmie zagra genialnie. Tylko, że mam inny gust filmowy niż autor. A to już inna sprawa. Po za tym złego filmu jakim moim zdaniem jest Transcendencja nic nie uratuje nawet Johnny. I tak to jest w świecie kinematografii i nikt nie ma nic do tego.

    OdpowiedzUsuń

Archiwum bloga