sobota, 26 września 2015

The Times (tłumaczenie)

Hollywood Vampires:  Jesteśmy tylko kolesiami, którzy grają swoje ulubione piosenki 
26.09.2015

Johnny Depp, Alice Cooper i Joe Perry z Aerosmith stworzyli gwiazdorską supergrupę... i chcą się bawić. Will Hodgkinson spotkał się z nimi. 

The Roxy na Sunset Strip w Los Angeles jest jednym z tych legendarnych rockowych lokali, które znajdują się w każdym wielkim mieście: obleczony w mit, zaskakująco mały i brudny. Tuż obok znajduje się obskurny Rainbow Bar & Grill, w którym w latach siedemdziesiątych spotykał się pijacki klub Hollywood Vampires. Jego członkami byli między innymi John Lennon, Keith Moon, Harry Nilsson i Alice Cooper. By dołączyć do klubu, wystarczyło upijać się do nieprzytomności. 

W gorącą wrześniową noc w Roxy Cooper składa hołd swoim starym przyjaciołom, występując po raz pierwszy z Hollywood Vampires, klasycznym cover bandem, na gitarze gra Joe Perry z Aerosmith, na scenie pojawia się mnóstwo gości; nawet amazońska popowa diwa Ke$ha wykonała lubieżną wersję Whole Lotta Love Led Zeppelin. W tym samym czasie Johnny Depp dyskretnie przygrywał na gitarze z tyłu sceny. 

"Wszyscy wychowywaliśmy się w barowych zespołach, grając po pięć koncertów każdego wieczora" mówi Depp następnego dnia w obskurnej garderobie Roxy, wygląda jak typowy rocker z LA: bandana, fedora i eyeliner. W pomieszczeniu znajduje się kilka plastikowych krzeseł, tandetna sofa, butelki z wodą i karton chipsów. "To jak bycie w dobrym, barowym zespole; oglądam się i widzę Alice'a, na którego płytach się wychowywałem, obok niego stoi Joe Perry, jeden z dwóch gitarzystów, którzy mieli na mnie ogromny wpływ, drugim jest Keith [Richards]... to dla mnie coś niesamowitego.

Cooper i Perry też mogą być zachwyceni, kiedy się oglądają i widzą obok siebie hollywoodzką supergwiazdę. Dziennikarz z Peckham w południowym Londynie jest zachwycony tym, że może rozmawiać o muzyce z jednym z najsławniejszych aktorów na świecie w ciasnym pokoju w LA. Dzień przed koncertem Depp wraz ze swoją żoną Amber Heard brał udział w premierze filmu Black Mass na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto i wywołał mały skandal, wycofując się z promocji filmu London Fields, w którym wystąpiła Heard, a on zagrał epizodyczną rolę. W Roxy jest jednym z chłopaków. 

"Dla mnie powrót z mojej stałej pracy do zespołu, w którym panuje koleżeńska atmosfera, gdzie ludzie się o siebie troszczą, wspierają się i ufają sobie, jest czymś wyjątkowym" oznajmia Depp, mówi powoli, z czymś, co przypomina atlantycki akcent wymieszany ze szkockim furczeniem. "Ten zespół to ważna rzecz. Nikt nie mówi 'Spójrz na mnie', bo piosenki są za dobre. To prawdziwa frajda: każda piosenka to hołd dla oryginalnej wersji, ale nie jej idealna kopia. Alice to czuje i my również.


Istotą repertuaru zespołu są piosenki dzikich facetów, którzy tworzyli Hollywood Vampires, wśród nich Jump Into The Fire Nilssona (Depp: "dodaliśmy temu utworowi rockowego pazura, sprawiliśmy, że brzmi seksownie i gnuśnie"), My Generation The Who i Cold Turkey Lennona. Cooper twierdzi, że chciał uchwycić ducha starego pijackiego klubu bez rozlewania ogromnych ilości alkoholu, który ich połączył i ostatecznie zabił kilku z nich. "Najfajniejsze w Rainbow było to, że każdego rozpoznawalnego człowieka wpuszczano na strych, który nazywali Norą Wampirów" mówi Cooper, który wciąż wygląda jak zapijaczona legenda rocka. "Powiedziałem im: 'Będziemy pić krew z winorośli, nie z żył' Harry Nilsson był tam każdej nocy, zawsze kłócił się z Lennonem; kiedy John mówił, że coś jest czarne, Harry twierdził, że jest białe. Keith Moon wpadał, kiedy był w mieście i wszyscy go kochaliśmy, ale mój Boże, potrafił zamęczyć człowieka. Ktoś musiał dorzucać mu Ritalinu do owsianki. Wszyscy byli wtedy w rozkwicie, wszyscy nagrywali płyty lub grali koncerty, tam nikt nie chciał rozmawiać o muzyce. To był klub, w którym uciekaliśmy od sławy i czuliśmy się bezpieczni.


The Hollywood Vampires mieli własną kelnerkę, którą Cooper wspomina jako żująca gumę tlenioną blondynkę o imieniu Schatzi, wzorowali się na pijackim klubie z lat trzydziestych, którego członkami byli Errol Flynn i John Barrymore. Legenda głosi, że kiedy Barrymore zmarł, członkowie klubu zabrali jego zwłoki z kostnicy, posadzili przy stole i pili przez całą noc. 

"Gdyby Harry Nilsson umarł w Rainbow, zrobilibyśmy to samo" mówi Cooper. "Atmosfera była bardzo luźna. John Lennon potrafił być bardzo zabawny i cyniczny, ale był nie do zniesienia, kiedy wpadał w nastrój pod tytułem: zamierzam zmienić świat. Mówiłem mu wtedy: 'John, jestem najmniej interesującym się polityką człowiekiem na tej planecie. Jestem tu po to, by bawić świat, nie go zmieniać.' Im więcej pił, tym stawał się gorszy. Ale kiedy byli tam Harry i Keith Moon, było niesamowicie."

Perry, którego zespół Aerosmith był amerykańską odpowiedzią na Rolling Stonesów, włóczy się po garderobie, w ustach trzyma papierosa, na jego szyi wiszą łańcuchy i amulety. Perry był zbyt młody, by przynależeć do oryginalnych Wampirów (ma 65 lat), ale zapewnia ze swoim bostońskim cedzeniem, że rozumie główną ideę.

"Zacząłem przychodzić do Rainbow kilka lat później" mówi Perry. "Były tam inne zespoły i inne narkotyki, ale kiedy tam wchodziłem, stawiali przede mną butelkę Jacka Danielsa. Rozglądałem się, by sprawdzić, którą kelnerkę mógłbym obmacać i tyle. Potem pojawiły się groupie, które lubiły perkusistów, groupie, które lubiły gitarzystów, groupie, które lubiły basistów... każda miała konkretne upodobania. Przez dobre trzy lub cztery lata korzystałem z nich najintensywniej."

Jest wielka różnica między starym Hollywood Vampires i współczesnym Hollywood Vampires: alkohol, a raczej jego brak. Każdy w zespole, z konieczności lub wyboru, jest abstynentem. "Wszyscy są trzeźwi" mówi Cooper. "Ale pamiętamy pijaństwo i każdy z nas stał u progu śmierci, i wcale nie kłamię. Rzygałem krwią, lekarz powiedział, że albo dołączę do swoich kumpli w zaświatach, albo rzucę picie i nagram kolejnych dwadzieścia płyt. Joe Perry był uzależniony od heroiny. Raz nawet uznano go za martwego. Jestem pewien, że Johnny Depp też był bliski zgonu. Chodzi o to, że kiedy występowałem na scenie jako Alice Cooper, nigdy nie byłem pijany. Problem stanowiły pozostałe dwadzieścia dwie godziny."

Jakim cudem oryginalne Hollywoodzkie Wampiry stały się takie hedonistyczne? "To było do przewidzenia. Dziś, kiedy jesteś frontmanem zespołu i dużo pijesz albo bierzesz prochy, nikt nie będzie chciał z tobą pracować; nikt nie chce zabierać ze sobą kogoś, kto może zniszczyć całą trasę. W latach siedemdziesiątych, jeśli nie piłeś i nie brałeś narkotyków, nie dostawałeś żadnej roboty.

Ziarno zespołu zostało zasiane w Buckinghamshire, kiedy to Cooper i jego menadżer Shep Gordon spotkali Deppa w Pinewood Studios na planie Mrocznych cieni, filmu Tima Burtona z 2012 roku, w którym Depp zagrał wampira. "Grałem Barnabasa Collinsa, miałem na dłoniach przedłużone palce i w takiej charakteryzacji musiałem ściskać im dłonie" wspomina Depp. "Alice grał wtedy w klubie 100 w Londynie i powiedział: 'hej, jeśli chcesz po pracy zagrać z nami kilka kawałków, to zapraszam.' Wpadłem w zakłopotanie. Alice Cooper ufa mi na tyle, by zaprosić mnie na scenę? Może dowiedział się skądś, że jestem muzykiem. Zagraliśmy razem School's Out i I'm Eighteen, a po wszystkim podszedł do mnie i powiedział 'Potrafisz grać.' " Depp podniósł swój muzyczny poziom na planach filmowych, gdzie godzinami czekał na nakręcenie sceny. "Pracowałem przez wiele lat, siadałem w swojej przyczepie i ćwiczyłem przez cały dzień. Interesowałem się bluesowymi wykonawcami takimi jak Robert Johnson, Tommy Johnson, Son House i Skip James, więc nauczyłem się grać w tym właśnie stylu. Potem grałem jazzowe kawałki Django Reinhardta. Granie jego muzyki pięcioma palcami jest niemal niemożliwe, a on to robił mając dwa palce i kciuka. Spędziłem sporo wolnego czasu między ujęciami, ucząc się tego wszystkiego.

"Jako gitarzysta szanuje innych" mówi Cooper o Deppie. "Dlatego też wiele zespołów byłoby szczęśliwych, gdyby mogli z nim grać." 

W tym samym czasie Depp zwierza się z czegoś, co może brzmieć jak kiepska wiadomość dla fanów jego filmów: nigdy nie chciał być aktorem.

"Nigdy nie byłem... To znaczy... Przez całe życie byłem muzykiem" mówi cicho. "Szczerze, przez pierwsze trzy, cztery, pięć lat chciałem tylko mieć z czego płacić czynsz. Zawsze myślałem, że wrócę do muzyki. Ale zacząłem iść w tamtym kierunku." Depp przyjechał do Hollywood, by zostać gitarzystą. Spotkanie z Nicolasem Cagem pchnęło go ku sławie. I nie jest to ścieżka, z którą Depp czuje się dobrze. "Te zawody bardzo się od siebie różnią" mówi Depp o byciu muzykiem i aktorem. "To była dla mnie dziwna przemiana... Przechodzisz z zespołu, w którym czujesz się bezpiecznie do aktorstwa, gdzie jesteś sam i każdy się na ciebie gapi. Ale zawsze grałem na gitarze. Grałem z Ryanem Adamsem i Shanem McGowanem, zagrałem dwa koncerty z Williem Nelsonem. Teraz w Hollywood Vampires wracam do poczucia koleżenstwa. Człowiek zawsze chce się czuć komfortowo, by móc pokazać, co potrafi i czerpać z tego radość.

Depp podchodzi z lekkim brakiem szacunku do zawodu, który przychodzi mu ze zbyt wielką łatwością. Kiedy się spotkaliśmy, naśladował Christophera Lee, który nagrał intro do albumu Hollywood Vampires na tydzień przed śmiercią. Stał się uwielbianym przez wszystkich mieszkańcem Liverpoolu, gdy naśladował Paula McCartneya, który nagrał z Wampirami nową wersję swojego utworu Come And Get It. Kiedy jednak Depp niczego nie gra, jest wycofany. 

"Zarówno Johnny Depp jak i Joe Perry są facetami pokroju Keitha Richardsa" mówi Cooper. "Chcą być wyluzowanymi gitarzystami, nie frontmanami.  Ich podejście wygląda następująco: 'Jestem dobrym gitarzystą i chcę, by inni się o tym przekonali', nie myślą w kategorii 'Pokażę im, co potrafię.'" 

Hollywood Vampires zagrali dwa koncerty w Roxy, wielu gości chciało znaleźć się na środku sceny - upiorny Marilyn Manson, Perry Farrell z Jane's Addiction i Tom Morello z Rage Against The Machine, podczas gdy Perry i Depp trzymali się z tyłu, pozwalając sobie na okazjonalne uśmiechy, kiedy to rozbrzmiało Brown Sugar. Żaden z członków Hollywood Vampires nie jest pierwszej młodości. Ale jest coś ożywczego w grupie rockowców, w której skład wchodzi ekstremalnie sławny aktor, grającej swoje ulubione hałaśliwe hity z lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. 

"Prawdę mówiąc, Hollywood Vampires to samolubny projekt" przyznaje Cooper. "To grupa kolesi grających swoje ulubione piosenki. Kto nie chciałby tego robić?" No właśnie, kto? 

Tłumaczenie: Marion

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga