Q&A: Johnny Depp rozmyśla nad Black Mass, Whiteym Bulgerem i najtrudniejszymi rolami
Jenelle Riley
Variety
6.02.2016
W trakcie swojej trzydziestoletniej kariery Johnny zagrał wszystko, od najwspanialszego kochanka świata (Don Juan DeMarco) do najgorszego reżysera świata (Ed Wood), odnajdując się na nowo w każdym ekranowym wyzwaniu. Jako że stał się jedną z największych gwiazd na świecie, łatwo można zapomnieć o tym, że jest też niezwykłym aktorem, który tak głęboko zanurza się w swoje postaci, że staje się praktycznie nierozpoznawalny.
Tak właśnie było w przypadku Black Mass, gdzie Depp wcielił się w legendarnego bostońskiego gangstera Jamesa “Whitey'ego” Bulgera z tak przerażającą autentycznością, iż ci, którzy znali prawdziwego Bulgera, byli wytrąceni z równowagi, kiedy odwiedzali plan, tak donosi reżyser Scott Cooper.
W miniony weekend trzykrotnie nominowany do Oscara aktor pojawił się na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Palm Springs, gdzie odebrał statuetkę Desert Palm za osiągnięcia zawodowe, podziękował ze sceny swojej żonie, aktorce Amber Heard, za to, że "żyje z tymi wszystkimi postaciami, co wcale nie jest takie łatwe." Zwrócono mu uwagę, że on też musi żyć z postaciami granymi przez Heard, Depp się roześmiał. "Tak", powiedział, "ale jej są o wiele atrakcyjniejsze, niż większość moich!"
Powiedziałeś kiedyś, że udział Scotta Coopera zachęcił cię do zaangażowania się w ten projekt w takim samym stopniu, jak szansa wcielenia się w Whitey'ego Bulgera.
To prawda. Od lat fascynowała mnie sprawa Bulgera, ale tak naprawdę do tego projektu przyciągnął mnie Scott. Widziałem Szalone serce i byłem zachwycony nie tylko niesamowitą rolą Jeff Bridgesa. Ktoś może oglądać występ aktora i nie zwracać uwagi na film. Ale Jeff był tak odważny i niesamowicie wzruszający i zabawny, do tego doszła umiejętność Scotta do tworzenia intymnych portretów. Scott fantastycznie rozumie kino i ludzką zwierzęcość. Jest bardzo wyjątkowy; wciąż nie mogę uwierzyć w to, że nakręcił tylko trzy filmy. Chcę zrobić wszystko z tym gościem.
Byłeś nominowany do nagrody SAG za swoją rolę w Black Mass, aktorzy doceniają twoją pracę; wygrałeś tę nagrodę w dwa tysiące czwartym roku za występ w Piratach z Karaibów.
Byłem tym zdumiony, nadal jestem. Głównie dlatego, że to był ekscentryczny projekt. To nie jest typ filmu i roli, która zdobywa nominacje. Przyjmując taką rolę, tak naprawdę czekasz na wytykanie palcem i szydzenie. Więc tak, moment, w którym ogłoszono moją nominację, był bardzo wyjątkowy i szokujący.
Twierdzisz, że podejmowanie ryzyka naraża cię na szyderstwa?
Wiem, że czasami ludzie mówią, to szaleństwo, gra jakiegoś dziwaka albo znowu maluje twarz. Ale liczy się to, jak ja widzę te postaci. Jeśli czujesz, że coś jest właściwe dla danej postaci i trzymasz się tego bez względu na wszystko, przynajmniej czegoś próbujesz. Nawet jeśli to absolutna porażka. Dobrze mi z moimi postaciami, bo wiem, że przynajmniej czegoś spróbowałem. Jeśli się sprawdzi, świetnie. Jeśli nie wypali, cóż, starałem się.
Więc obawiałeś się tego, jak Whitey zostanie odebrany, skoro tak specyficznie i ikonicznie oddałeś jego wygląd?
Wcale się nie martwiłem, bo co się stało, to się nie odstanie. Ale chciałem, by widzowie się zatracili. Kiedy oglądają film, widzą gościa, który nazywa się Johnny Depp, znają jego bagaż i wszystkie filmy, ja chcę, by o mnie zapomnieli. To wielki test. Jeśli uda mi się ta sztuczka w ciągu pierwszych trzech lub pięciu minut, będzie dobrze. Ale jeśli od razu mówią "oglądam jakiegoś faceta z makijażem", mam przesrane. Zawsze się o to martwię. Ale wiem, że przy Black Mass byłem w dobrych rękach Joela Harlowa. Zrobiliśmy wiele testów, jest genialny. Ta charakteryzacja musiała być idealna, a on spisał się wspaniale.
Ile czasu zajmowało ci nałożenie całej charakteryzacji?
Zaczynaliśmy bardzo wcześnie. Na początku zajmowało nam to dwie i pół godziny, a potem zeszliśmy do dwóch, czasami nawet do półtorej godziny. Pod koniec dnia musiałem się go pozbyć. Zajmowało to mniej więcej godzinę, odklejali mi różne rzeczy z głowy i twarzy. Było tego pełno wszędzie.
Czy kiedykolwiek spałeś w tej charakteryzacji?
Tak! Spałem w ciężkiej charakteryzacji na planach kilku filmów. Kiedy grałem Tonto w Jeźdźcu znikąd, zostawiałem sobie charakteryzację starego Tonto i kładłem się spać, bo nałożenie jej zajmowało od czterech do pięciu godzin. Amber się ona nie podobała (śmieje się). Tak samo robiłem z Bulgerem, czasami go na sobie zostawiałem, bo byłem zbyt zmęczony.
A co z zostawianiem postaci pod względem emocjonalnym? Ciężko ci było otrząsnąć się z niego pod koniec dnia?
Jako że grasz jakiegoś gościa od rana do nocy każdego dnia przez dłuższy okres czasu, czasami ciągnie się to miesiącami, przecieka on od twojej świadomości. Nie twierdzę, że przestajesz być sobą. Ale kiedy jesteś kimś dłużej niż samym sobą, nie ma szans na to, by ta postać w ciebie nie wsiąkła. Zawsze mam okres dekompresji po zakończeniu filmu. Czasami jest wesoło, bo cieszysz się, że już skończyłeś. A czasami bywa melancholijnie. Pamiętam ostatni dzień na planie Edwarda Nożycorękiego, patrzyłem na niego i wiedziałem, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Naprawdę mnie to dotknęło.
Zagrałeś wiele różnorodnych postaci. Z kim najtrudniej było ci się rozstać?
Na myśl przychodzą mi trzy. Rozstanie z Edwardem Nożycorękim było trudne, bo czułem się bezpiecznie z tym, że mogłem się tak otworzyć, być tak szczery. Mogłem zgłębić czystość. Ciężko mi było z niego wyjść. Kapitan Jack, po pierwszej części było naprawdę ciężko. Disney nie spodziewał się, że film odniesie sukces. Nie myślałem wtedy, że powstaną sequele, więc nie wiedziałem, że go znów zobaczę. Jednak najtrudniej było w przypadku filmu Rozpustnik. Ten film oglądało prawdopodobnie siedemnaście osób. Grałem tam Johna Wilmota, drugiego Hrabiego Rochester, nakręciliśmy ten film bardzo szybko, w czterdzieści pięć dni, co jest epickie. Każdego dnia grałem ogromną ilość stron scenariusza, była to wymagająca postać. Na sam koniec załamałem się i rozchorowałem. Kiedy nagrywasz film, twoje ciało nie pozwala ci na chorobę, dopóki nie skończysz. Chorowałem przez dwa tygodnie. Granie go było wzruszające, bo bardzo chciałem pokazać go światu jako genialnego poetę. Tak wielu ludzi nie wie, kim był. I pokochałem go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz