Johnny Depp o "Zbrodniach Grindelwalda" i swoich najbardziej ikonicznych rolach
Autor: Helen Barlow
Collider.com
09.10. 2018
Na festiwalu w Zurychu młodzi fani jak zwykle krzyczeli na widok Johnny'ego Deppa. Starsi też cieszyli się z tego, że mogę zobaczyć aktora, którego znają najlepiej jako kapitana Jacka Sparrowa, jednego z najbardziej lubianych bohaterów kina.
Jak większość z nas nie przejmowali się zbytnio jego nowym filmem Richard Says Goodbye, mimo iż grał tam tam śmiertelnie chorego profesora. Depp nie jest fałszywy w swoich rolach, jest kreatywną duszą. Oto jest tu, by rozmawiać o tworzeniu ikonicznego kapitana Jacka, Edwarda Nożycorękiego i swoich najnowszych wcieleń - Richarda i Grindelwalda. Jego profesor niemal bezustannie pije alkohol i niewyraźnie mówi, więc widocznie nawiązuje do kapitana Jacka. Jest w nim też coś z Rochestera. Czy ktoś oglądał Rozpustnika?
Depp mówił także o mającym niedługo powstać filmie Czekając na barbarzyńców.
Co przyciąga twoją uwagę, jeśli chodzi o scenariusze i postaci? Co autor scenariusza musi do niego wnieść, by cię zainteresować?
Johnny DEPP: Chcesz, by coś cię zaskoczyło. Szukasz czegoś, co na niczym nie bazuje, nie jest schematyczne. Szukasz postaci drobiazgowo opisanej. Kiedy już to znajduję, buduję postać i próbuję zrobić z nią, coś, czego nikt jeszcze nie robił, coś innego. Tkwi w tym pewne niebezpieczeństwo, ale to bardzo ważne dla aktora. Wejść, za każdym razem zrobić to samo, w każdym filmie, każda postać to wersja samego ciebie, a te wszystkie postaci są jakąś wersją mnie. Myślę, że trzeba próbować i zmierzyć się z możliwością porażki.
Więc ważne jest dla ciebie podejmowanie ryzyka?
DEPP: Czuję, że jestem widzom winien pełną eksplorację, oddanie się postaci, wizji reżysera, swojej wizji, wizji autora, nie chciałbym nikogo zanudzić, więc jeśli nie próbuję czegoś, co może okazać się katastrofalne w skutkach, czuję, że nie wykonuję swojej pracy. Wolę, gdy studio się boi.
Jeśli mowa o strachu studia, był taki jeden konkretny pirat, kapitan Jack Sparrow. Mogłeś go zagrać jak typowego pirata, ale zrobiłeś z niego szaloną, zaskakującą i świetną postać. Możesz na opowiedzieć, jak stworzyłeś kapitana Jacka?
DEPP: W oryginalnym scenariuszu Jack był awanturnikiem, piratem, który się gdzieś pojawia, wdaje w bójkę i znika, obłapia dziewczynę i to wszystko. Miałem na niego inny pomysł. To zabrzmi dziwnie, ale kapitan Jack narodził się w saunie. Mojej saunie. Przyglądałem się różnym aspektom postaci i doszedłem do wniosku, że ten facet przez większość życia przebywał na otwartym morzu, więc musiał się zmagać z nieuniknionym przegrzaniem mózgu. Więc podkręciłem temperaturę w saunie i siedziałem tam tak długo, aż zaczęło to na mnie wpływać mentalnie. Było tam bardzo, bardzo gorąco, mój mózg był rozgrzany. Przy takiej temperaturze nie możesz stać w miejscu, a każdy ruch cię zabija. Wtedy zrozumiałem, że jego mózg musiał być w jakimś stopniu ugotowany. Jeśli chodzi o mowę ciała, umyśliłem sobie, że na pokładzie poruszał się dobrze. Dopiero na lądzie nie potrafił chodzić. Miał się chwiać, a Disney nie chciał się na to zgodzić. Producenci komentowali podczas przymiarek kostiumu. "Co on wyrabia?". Dostawałem telefony: "Masz przestać tak wymachiwać, co to za zbolała mina?". "Co się dzieje? To czubek, czy pijak albo gej?". Odpowiadałem "Przepraszam, czy nie wiecie, że każda moja postać to gej?".
Czuli się z tym niekomfortowo, powiedziałem, że mogą mnie zwolnić, zamienić na innego aktora, jeśli chcą, bo ja nie zmienię tego, co zbudowałem. Wierzyłem w to, co stworzyłem, wierzyłem w tę postać całym sercem i wiedziałem, że jestem na dobrej drodze. Za każdym razem, gdy narzekali, scenarzyści mówili: "Tego nie ma w scenariuszu, tego nie ma w scenariuszu!", byli przerażeni. Właściwie to stanowiło dla mnie paliwo napędowe. Potem Michal Eisner. ówczesny szef Disneya, wrzeszczał: "Depp rujnuje film! Będziemy musieli dodać napisy! Nikt nie rozumie, co on mówi. Co on wyrabia?". Rozumiałem to, bo wcześniej kręcili film Country Bear Jamboree, w którym nie zagrałem.
Piraci z Karaibów okazali się jednym z największych sukcesów i teraz parki rozrywki Disneya skupiają się na kapitanie Jacku.
DEPP: Kompletnie się tego nie spodziewałem, jeśli chodzi o box office i ten cały hollywoodzki biznes, miałem za sobą dwadzieścia lat porażek. Ed Wood czy inne dziwne filmy były dla nich porażką. Kiedy myślałem o kapitanie Jacku, miałem trzyletnią córkę Lily-Rose, więc przez te trzy lata oglądałem wyłącznie kreskówki Texa Avery'ego.
Oglądając to, zastanawiasz się, dlaczego parametry są takie szerokie? Dlaczego, kiedy Kojot goni Pędziwiatra i spada na niego głaz, w następnym ujęciu ma tylko bandaż na głowie? A ludzie to kupują, coś tak niewiarygodnego. Królika Bugsa kochają pięcioletnie dzieci, 25-latkowie, 75 i 85-latkowie kochają postaci, którym uchodzą rzeczy, które nie mogłyby ujść nam. Takie miałem podejście. Jak mam podejść do postaci, którą doceniliby ludzie w wieku od pięciu do dziewięćdziesięciu pięciu lat, bo reprezentuje tę stronę nas, której nie wypada pokazywać na co dzień? Może mówić rzeczy kompletnie bezsensowne, a ludzie będą przytakiwać. Zacząłem podejrzewać, że musi wszystko lekceważyć, tego szukałem i to znalazłem.
W filmie Richard Says Goodbye twój profesor staje twarzą w twarz ze śmiercią i zaczyna robić rzeczy, których nie robił przed zdiagnozowaniem śmiertelnej choroby.
DEPP: W życiu Richarda trochę się pokomplikowało.
Co cię przyciągnęło w tej roli?
DEPP: Spotkałem się z reżyserem [Waynem Robertsem], takie spotkania zwykle trwają godzinę, nasze trwało dziewięć godzin, rozmawialiśmy, improwizowaliśmy. Myślę, że scenariusz był pięknie napisany. Rzadko się zdarza, by w pierwszy trzydziestu sekundach filmu bohater dowiedział się, że może umrzeć w każdej chwili i nie ma żadnych szans na wyleczenie. Co bardzo mi się spodobało, to to, że nie użalał się nad sobą. Myślę, że to mądre posunięcie nie zadawać sobie pytania "dlaczego ja?". W pewien dziwny sposób godził się z losem, więc mógł do tego podejść z humorem i powiedzieć sobie: "Jeszcze nigdy tego nie robiłem, może powinienem spróbować?". Wiadomość o nadciągającej śmierci dała mu wolność, mógł powiedzieć, że taką kartę dostał i musi z nią zrobić wszystko, co może. Gdybym znalazł się w takiej sytuacji, zrobiłbym dokładnie to samo, żyłbym i doświadczał tak wielu rzeczy, ile tylko bym mógł, unikałbym zgorzknienia, obcowałbym z ludźmi i dobrze się bawił.
Tim Burton i 'Edward Nożycoręki'.
DEPP: Niechętnie poleciałem do Los Angeles, by spotkać się z Timem, bo czułem, że za nic nie powierzy mi tej roli. Przeczytałem scenariusz i bardzo mnie poruszył, wiedziałem, jaka musi być ta postać. Spotkaliśmy się w kawiarni, nie wiedziałem, jak wyglądał i zobaczyłem niespokojnego, chudego kolesia z rozczochranymi włosami, pił kawę i rysował. Zaczęliśmy rozmawiać o roli, naszych dzieciństwach i odkryliśmy, że bardzo podobnie zaczynaliśmy. Nie było żadnych wiadomości przez miesiąc, aż w końcu zadzwonił telefon i głos powiedział, "Johnny, jesteś Edwardem Nożycorękim".
W pełni poświęciłem się poszukiwaniom Edwarda, bazowałem na noworodkach i małych dzieciach, które widzą coś po raz pierwszy. W kwestii bezwarunkowej miłości zainspirował mnie mój pies. Kiedy się go beształo, zaszywał się w kącie, ale gdy tylko wołało się go z powrotem, oczy miał pełne miłości. Ten pies stał się moją bazą.
Po raz pierwszy Tim i Caroline Thompson spotkali się z aktorem, który wyciął 85 procent dialogów. Wydawało mi się, że Edward powinien mieć mały zasób słownictwa. Kiedy Dianne Wiest znajduje go w zamku i pyta, gdzie jest jego ojciec, w scenariuszu było napisane "umarł" i pomyślałem, że to było zbyt świadome jak na Edwarda, więc zmieniłem to na "nie obudził się", co pokazało całą czystość tej postaci, bo w jego umyśle nie istniało coś takiego jak śmierć. Tim był bardzo cierpliwy, mimo iż przez pierwszych kilka tygodni wszyscy się wściekali. Tim był zdenerwowany, ale wszystko szło tak jak należy.
Nakręciliście razem dziewięć filmów.
DEPP: Tak, ufamy sobie. To najważniejsze między reżyserem i aktorem.
Czy coś jest na horyzoncie?
DEPP: Rozmawialiśmy o wielu rzeczach i myślę, że coś razem wymyślimy. Taką mam nadzieję. Gdyby Tim podniósł kartkę papieru i chciał zrobić o niej film, z chęcią bym w nim wystąpił. Nie obchodzi mnie temat. To mój najlepszy przyjaciel.
Porozmawiajmy o twoich dwóch nadchodzących filmach, Fantastycznych zwierzętach: Zbrodniach Grindelwalda i Czekając na barbarzyńców z Markiem Rylancem i Robertem Pattinsonem.
Opowiedz nam o Grindelwaldzie i całym uniwersum.
DEPP: To było coś niesamowitego. Przyszło znikąd. Ktoś powiedział, że J.K. Rowling chciałaby ze mną porozmawiać. Rozmawiałem z kilkoma producentami, reżyserem i J.K, nasze długie rozmowy dotyczyły Grindelwalda. J.K powiedziała coś, czego się nie spodziewałem, bo stworzone przez nią detale są zdumiewające. "Nie mogę się doczekać tego, co zrobisz z tą postacią". Oddała mi ją z zaufaniem, bardzo mnie to wzruszyło i zachwyciło. Wskoczyłem w tryb postaci i pojawiły się pomysły. Przyszedłem na plan i wszystko szło dobrze.
Grindelwald to interesująca postać. Uważa, że robi wszystko dla większego dobra, ale i w polityce są ludzie, którzy tak myślą [chichocze]. Jest bardzo oddany swoim wierzeniom. Nie jest wesołą postacią; nie jest zabawny.
Czy dobrze ci się go grało?
DEPP: Wspaniale. Można tu próbować różnych rzeczy, różnego podejścia... to ktoś, kto stoi na skraju faszyzmu, właściwie to faszysta, ale chciałem go zagrać jako wrażliwego, zainteresowanego, ale jednocześnie manipulującego i potężnego czarodzieja. Jest mnóstwo możliwości w tym świecie, można spróbować wszystkiego. Było świetnie i nie mogę się doczekać kolejnej części, chyba zaczniemy ją kręcić w połowie przyszłego roku.
Czekając na barbarzyńców to film, do którego się przygotowuje. Bazuje na książce noblisty J.M. Coetzee'a, a reżyserem jest Ciro Guerra, fantastyczny filmowiec. Będę pracował z aktorem, którego bardzo podziwiam, Markiem Rylancem. Oto, co jest w nim niezwykłego: jest głównym aktorem Shakespeareanskim, a nie chce tego przyjąć do wiadomości. Żartuje z tego. Więc będzie tam grał Mark, ja i Robert Pattinson i jestem bardzo podekscytowany. Będziemy kręcić w Maroku pod koniec października.
Gdybyś miał nadać swojemu życiu tytuł jakiegoś albumu albo piosenki, co by to było?
DEPP: Co za szczęśliwy kutas.
Czy wiadomo, gdzie są kręcone filmy Fantastyczne zwierzęta? Pozdrawiam (ps.swietna strona !!!)
OdpowiedzUsuńW Anglii.
UsuńDziękuję, staram się jak mogę.