Jak się masz?
Dobrze. Widziałeś...
Czy widziałem twoje nowe filmy? Tak, oba.
Nie, to ostatnia rzecz, o jaką bym zapytał. Chodziło mi o to, czy widziałeś cały festiwal. Jeśli dobrze zrozumiałem, dziś jest ostatni dzień. I byłeś tu przez cały czas? Czy to nie jest wyczerpujące?
Czy ten ładny zapach to twój papieros?
Tytoń Golden Virginia. Sam skręcam papierosy, używam do tego brązowych, lukrecjowych bibułek, poczęstuj się. Gdy je poliżesz, mają słodki, interesujący smak - uzależniłem się od nich i już nigdy nie wróciłem do normalnych papierosów.
W filmie Minamata, który został zaprezentowany podczas festiwalu w Karlowych Warach, jesteś niemal nie do rozpoznania, grasz sławnego fotoreportera Eugene'a W. Smitha, którego kariera legła w gruzach, ale magazyn Life dał mu ostatnią szansę. Grasz tę postać w bardzo powściągliwy, niepozorny, zdyscyplinowany sposób.
Granie prawdziwej, wyjątkowej i tak ważnej osoby jak Eugene W. Smith to nadzwyczajne zadanie. Był fundamentalną postacią w świecie fotografii, poprzez swoją pracę dokonał wielu zmian i wiele dla niej poświęcił. Musiałem go zagrać poprawnie. Zafascynował mnie: był bardzo przyjazny, ale tak naprawdę nie miał żadnych przyjaciół. Był poetycko samotnym człowiekiem - jakby żył wyłącznie we własnej głowie, w swojej artystycznej wizji, w swoich zdjęciach. Pragnął świętego spokoju. Czasami jego własne myśli doprowadzały go do szału, co czasem spotyka każdego z nas.
A jak jest z tobą?
Zdecydowanie mnie to spotyka i to często. Ale nie jestem takim irytującym staruchem jak on, choć istnieje szansa, że kiedyś będę. Mary Ellen Mark, wspaniała fotografka i osoba, założycielka Magnum Photos, znała Eugene'a W. Smitha osobiście. Zapytałem ją, czego skrótem jest litera W przed jego nazwiskiem. Odpowiedziała: też go o to zapytałam i wiesz, co mi odpowiedział? To skrót od słowa wspaniały.
Zgodzisz się z tym, prawda?
Tak, tak, jego mądrość, jego żarty, choć pozbawione szacunku i przewrotne, bardzo mnie bawią. Bardzo podoba mi się jego osobowość, dlatego tak dobrze mi się go grało.
Minamata opowiada o ekologicznej katastrofie, która miała miejsce w latach 70 w Japonii. Wywołała ją lokalna korporacja, powodując choroby i śmierć wielu ludzi. Dziś ekologia to ważny temat, ale nie zawsze tak było. Czy wspierasz ochronę środowiska?
Nie jestem ekspertem, ale moim zdaniem te niebezpieczne zmiany na całym globie, które niosą śmierć, to nie przypadek. Mam na myśli między innymi huragany. Wiem tylko tyle, że jeśli ktoś chce uratować planetę, musi podjąć natychmiastowe działania. Ale nie wiem, czy możliwym jest doprowadzić ją do pierwotnego stanu. My ludzie jesteśmy dla Ziemi jak zaraza, wiecznie coś budujemy, przywłaszczamy sobie miejsca, które nie należą do nas. Zamiast tego powinniśmy się zjednoczyć. Często zdarza się tak, że setki ludzi zaczynają robić dobre rzeczy, a potem jedna z tych osób decyduje się wyciągnąć z tego coś dla siebie i wszystko się posypuje. Czy wiemy, gdzie konkretnie mamy wysyłać pieniądze, gdy chcemy pomóc opuszczonym dzieciom z innych krajów?
Gdzie je wysyłasz?
Nie mam pieniędzy. Gdybym je miał, sam bym je im dostarczył.
Zrealizowałeś dwa niskobudżetowe, artystyczne projekty, czy to twoja nowa praca?
Może skończę jako śmieciarz. Nie wiem. Ale te dwa filmy zostały zrealizowane przez moją wytwórnię. I tak, pracujemy teraz nad kilkoma filmami. Są kontynuacją tej artystycznej drogi.
Są wśród nich jakieś dokumenty? Zdaje się, że je lubisz.
Bardzo lubię tworzyć dokumenty. Aktualnie pracujemy nad dokumentem o Keithie Richardsie.
Gitarzysta Rolling Stones, twój przyjaciel.
Tak.
I wielka inspiracja przy budowaniu postaci Jacka Sparrowa.
Zdecydowanie. Keith był jednym ze składników. Keith i Pepé Le Swąd, postać z kreskówki. Dokument o Keithie jest w trakcie montażu, generalnie mamy już wszystko nagrane. Jest jeszcze kilka innych projektów.
Amerykański dziennikarz Hunter S. Thompson, którego zagrałeś w Las Vegas Parano, Shane MacGowan, o którym jest dokument Crock of Gold, to twoi przyjaciele, obaj to alkoholicy i fetyszyści.
To prawda.
Jaką rolę grają w twoim życiu alkohol i narkotyki?
Wszystko zmienia się wraz z wiekiem. Kiedy byłem bardzo młody, sytuacja w moim domu nie była zbyt przyjemna, nigdy nie wiedziałem, co się wydarzy, nie wiedziałem, czy ktoś nie rzuci we mnie wazonem, według mnie takie doświadczenia nosi się w sobie do końca życia. Te momenty - nieważne czy piękne, czy okropne, czy niepokojące - nauczą cię tego, o co i jak masz walczyć. Musisz się nauczyć, co jest, a co nie jest ważne. Doznałem oświecenia, gdy urodziło mi się pierwsze dziecko. Poczułem się tak, jakby ktoś mi zdjął zasłony z oczu - nagle wszystko nabrało ostrości, stało się wyraźne. Przez wiele lat bycia w Hollywood nie rozumiałem, czym właściwie jestem i czego ode mnie oczekują. Agenci ciągle powtarzali mi: musisz dbać o swoją karierę, musisz grać w kasowych hitach. Kiedy spojrzałem na tę małą istotkę, to wszystko stało się dla mnie żartem. Nagle mówisz sobie: w końcu wiem, po co to wszystko! Jestem dumny z tego, że zrobiłem wszystko to, co chciałem i niezbyt często byłem zwalniany. W każdym filmie grałem dla moich dzieci.
A czy żałujesz ról, które odrzuciłeś?
Nie. Ambicja to dla mnie brudne słowo. W dzisiejszych czasach, gdy mówisz "on jest bardzo ambitny", to tak jakbyś powiedział "jest zdolny do wszystkiego, nie cofnie się przed niczym", a mi się to nie podoba. Nie lubię nawet określenia fan.
Publika kocha twojego Jacka Sparrowa, grałeś także w Fantastycznych zwierzętach, ale ta przygoda już się skończyła - jak się z tym czujesz? Czy to była też twoja decyzja?
Chodzi ci o to, czy sam zrezygnowałem z roli w Fantastycznych zwierzętach? Jak wiesz, to nie była moja decyzja. To Warner Brothers, dzięki wieloletniemu doświadczeniu w Hollywood i wiedzy na temat show-biznesu, zsumowali wszystko i grzecznie poprosili mnie, bym zrezygnował z tego projektu. Więc grzecznie się na to zgodziłem. I to tyle.
Eugene W. Smith i nadal żyjący irlandzki bard Shane MacGowan, bohaterowie wyprodukowanych przez ciebie filmów, to buntownicy - a jak jest z tobą?
Buntownik to świetne słowo, jednak z czasem zamieniło się w komercyjną łatkę. Kiedy byłem młodszy i zaczynałem być znany, mówili: to nowy James Dean, buntownik i inne takie.
A jak jest teraz?
Powiedziałbym, że jestem zbuntowany.
Przeciwko czemu się buntujesz?
Świat potrzebuje prawdy, niestety jestem tylko aktorem, jednym człowiekiem. Próbuję używać swojej pracy, swoich filmów jako formy komunikacji, staram się patrzeć na świat oczami wszystkich postaci, które grałem. Nie wszyscy byli typowymi outsiderami, ale ciężko też nazwać ich osobami w pełni akceptowanymi. Lubię dowiadywać się, co jest normalne lub uznawane za normalne, a co nie - i kto o tym decyduje. Zadaję sobie pytania. Zrobiliśmy filmy, w których chciałem zagrać - z wielu powodów. Ale wiedzieliśmy, że mi one zaszkodzą. Przez postaci. Ale musiałem słuchać swojego instynktu, szóstego zmysłu, bo gdybym go nie słuchał, zwariowałbym. Lubię przechodzić na drugą stronę, zamiast stąpać po wydeptanej ścieżce, która jest bezpieczna i komfortowa - wolę poznawać nowe terytoria.
Jak to jest być buntownikiem w Hollywood?
Ktoś mnie zapytał, czy czuję się bojkotowany przez Hollywood.
The Sunday Times.
Więc odpowiem jeszcze raz. Tak. Ale to nic, nawet tak wolę.
Co wolisz?
Wolę, by oni mnie bojkotowali. Bo to znaczy, że musiałem mieć na nich jakiś wpływ i nadal się mną przejmują. Ty stoisz na jednym brzegu rzeki, oni na drugim, między wami jest burzliwa, rycząca, rwąca woda i kiedy dochodzi do powodzi, raczej nikt nic z tym nie zrobi.
Zostałeś oskarżony o przemoc domową, czy z takiej sytuacji da się wyjść?
Próbuję przedstawiać ludziom fakty. Mój syn zapytał mnie: poszedłeś do sądu, by się zemścić czy po to, żeby sprawiedliwości stało się zadość? Miał wtedy czternaście lat i nie wiedziałem, co mam mu odpowiedzieć. Więc powiedziałem: nie wiem. Może i to, i to. Obrzucanie kogoś błotem przed kamerą byłoby bezsensowne; nienawiść jest czasem potrzebna, ale to bardzo silne uczucie. Miałem niegdyś w sobie płomień nienawiści, ale teraz mam to gdzieś. Jeśli czujesz nienawiść, to znaczy, że mówisz o czymś, co cię dotyka, a mi zależy tylko na tym, by pokazać ludziom prawdę. Hollywood to jedno wielkie bractwo, pełne dużych pieniędzy, to konserwatyści, którzy grają w kręgle i tenisa i oni uznali, że jestem niebezpiecznym towarem. Nie przeszkadza mi to, bo nigdy nie chciałem być towarem czy produktem.
Może to nie będzie trwało wiecznie.
Wiem, że nie będzie to trwało wiecznie, ale nieważne, z której strony na to spojrzysz... Nadal mam siłę i zdolność do walki, mimo iż niedługo minie sześć lat. Wiele mnie to wszystko nauczyło, ale to sytuacja, w której obie strony są przegrane, bo gdy ktoś zrzuci na twoje barki taki ciężar, nie możesz się go pozbyć, musisz z nim żyć już do końca. Nie zrobiłem tego, o co jestem oskarżany, ale masowe media i Hollywoodzka brać mnie zmiażdżyły. Ale myślę tylko o tym, z iloma dziećmi spotkałem się w szpitalach i na planach filmowych. Z iloma chorymi dziećmi spotkałem się od 1986 w ramach działalności fundacji Make A Wish. Myślę o tym, ilu z nich wyzdrowiało i dorosło. Co powiedzą, gdy to wszystko o mnie przeczytają? Mogą pomyśleć: o Boże, co za drań!. To mnie najbardziej dotyka. I mam nadzieję, że coś takiego nigdy nie spotka nikogo innego. Nie wiem, czy wygram, czy przegram w sądzie, ale przegrałem już sześć lat temu, kiedy ta sprawa ujrzała światło dzienne. Nawet jeśli jutro wygram, to i tak przegrałem. Ale musimy o tym mówić - bo gdy ktoś uderza cię łomem, a ty stoisz w kącie, musisz walczyć, by stamtąd uciec, inaczej umrzesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz