Dziś podczas festiwalu w Wenecji odbyła się konferencja prasowa poświęcona filmowi Black Mass. Poniżej przetłumaczone fragmenty rozmowy:
Czy musiałeś znaleźć w sobie zło, by zagrać Whitey'ego Bulgera?
Johnny Depp: Znalazłem je w sobie już dawno temu i zaakceptowałem. Jesteśmy starymi przyjaciółmi.
Czy zauważyłeś, że twoi fani koczują tu już od wczoraj, czekając aż pojawisz się na premierze?
JD: Są na tyle mili, że czekają naprawdę długo tylko po to, by się przywitać i powitać mnie we Włoszech. Ci ludzie na zewnątrz, nie nazywam ich fanami, nie podoba mi się to określenie. To nasi szefowie, płacą za to, by na dwie godziny uciec od rzeczywistości, oglądając film. Dziękuję swoim szefom.
Jak to jest grać przestępce, który nadal żyje?
JD: Dla mnie to ogromna odpowiedzialność - nieważne czy to dobrzy, czy źli ludzie, nawet nie patrzę na nich w ten sposób - chcę być tak prawdziwy, jak tylko się da. Weźmy Dillingera, ludzie mieli o nim różne opinie, dla mnie był niemal kimś pokroju Robin Hooda. Rozmawiałem z jego jedyną żyjącą krewną, z siostrą, powiedziała mi, że był to jeden z najzabawniejszych ludzi, jakich znała - uwierzyłem w to. Co się tyczy Bulgera, są materiały filmowe FBI, kilka taśm, na których słychać strzelaniny. Ważnym jest to, by ukazać jego dwie strony: jest biznesmenem, który w ramach tego biznesu zrobił to, co musiał zrobić, i była też druga strona, kochający rodzinny człowiek, oddany matce i bratu. To skomplikowany facet. Kiedy zagłębiasz się w taką osobę, musisz oddać jej sprawiedliwość, nawet jeśli zrobiła coś naprawdę paskudnego. Zapytałem jego adwokata, czy mógłbym z nim pomówić, ale Bulger kulturalnie odmówił, myślę, że nie jest zbyt wielkim fanem książki Black Mass - ani żadnej innej, której jest głównym bohaterem. Jego adwokat podbudował moją pewność siebie, powiedział, że w tym, co robiłem, czuł swojego starego przyjaciela. To był dla mnie wielki komplement.
Jak pracowałeś nad tym, by uzyskać kontrast pomiędzy wizerunkiem przestępcy, a oddanym członkiem rodziny?
JD: Oni nigdy nie postrzegają siebie jako tych złych, wydaje im się, że są sprawiedliwi, nawet wtedy, gdy posuwają się do najgorszych czynów. Jest coś poetyckiego w tym, co był w stanie zrobić w pracy, był dumnym irlandzkim imigrantem, lojalnym wobec sąsiedztwa, świetnie opiekował się matką i był bardzo blisko ze swoim bratem.
Często się przeobrażasz: Ed Wood, Edward Nożycoręki, Piraci z Karaibów... Dlaczego to robisz?
JD: Moimi kinowymi idolami są John Barrymore, Marlon Brando, Timothy Carey, John Garfield... oni wszyscy poddawali się transformacjom. Myślę, że to kwestia obsesji, zawsze chciałem być aktorem charakterystycznym, nie chłoptasiem z plakatu, którego chcieli ze mnie zrobić ze sto lat temu. Myślę, że bycie aktorem zobowiązuje do zmian, do dawania widzom czegoś innego, czegoś nowego, po to, by ich zaskoczyć. Nie możemy ich zanudzać ciągłym graniem tego samego, graniem samego siebie. Transformacje zawsze wiążą się z ryzykiem. Dla mnie to wyzwanie, ważnym jest, by aktor poddawał samego siebie testowi.
Jak pracowałeś nad swoim wyglądem w tym filmie, szczególnie nad oczami?
JD: Ze Scottem doszliśmy do wniosku, że ważnym jest to, bym był jak najbardziej podobny do Jimmy'ego Bulgera. Moje tęczówki są czarne jak pik. Użyliśmy więc ręcznie malowanych soczewek. Razem z charakteryzatorem Joelem Harlowem, z którym współpracuję od wielu, wielu lat, zrobiliśmy cztery czy pięć testów, zanim pokazaliśmy cokolwiek Scottowi. Uchwyciliśmy wygląd Jimmy'ego Bulgera najlepiej jak potrafiliśmy.
Zdjęcia z konferencji możecie zobaczyć TU.
W najbliższych dniach na blogu pojawią się pierwsze recenzje Black Mass.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz