IM DŁUŻEJ NA MNIE PATRZYSZ, TYM BARDZIEJ ZNIKAM. Jeśli oczekiwaliście, że Johnny Depp tymczasowo zrzuci pirackie buty, że zrobi sobie przerwę, to proszę bardzo: "dziki"wrócił, bardziej seksowny niż kiedykolwiek.
Do Wenecji przywozi legendarnego gangstera, w życiu prywatnym opowiada nam o sekrecie pozostawania "aniołem walczącym z diabłem". I o byciu trochę niewidzialnym.
Artykuł -Antonella Bussi, wicedyrektor Vanity Fair
Johnny Depp: Mam w sobie diabła (i anioła)
Najpierw w Wenecji wyczekiwana historia okrutnego gangstera, później "dobry dzikus" w reklamie perfum. "To są dwie różne części mnie" -mówi w tym jednym z niewielu wywiadów król hollywodzkich outsiderów. "Jestem klasycznym przykładem człowieka, w którym rozgrywa się walka anioła z diabłem. Żyją we mnie liczne osobowości wszystkich moich filmowych postaci. Myślę jednak, że jestem przede wszystkim kombinacją Edwarda Nożycrękiego i Jacka Sparrowa. Kiedy czytałem scenariusz Edwarda, czułem głębokie połączenie z jego czystością. Przypominał mi mojego psa, jego bezwarunkową miłość. Nie był życzliwy, bo życzliwość zakłada, że jest się jej świadomym; był po prostu czysty. Z Kapitana Jacka natomiast mam lekceważące podejście."
WIELKI POWRÓT. W maju pytaliśmy na stronach tego pisma, co się stało z Johnnym Deppem. Diabeł zdawał się stracić wiatr w skrzydłach. Kilka ekscesów za dużo, kilka kontrowersyjnych wyborów zawodowych. Gdzie skończyła najlepiej opłacana gwiazda w Hollywood, najbardziej uwielbiany outsider swojej generacji? Odpowiedź właśnie nadchodzi do Wenecji, gdzie czwartego września Johnny zaprezentuje na festiwalu filmowym swój film wyczekiwany tutaj od lat.
Obsada Black Mass w reżyserii Scotta Coopera jest imponująca: Benedict Cumberbatch, Kevin Bacon, Sienna Miller, Dakota Johnson. Sama historia jest spektakularna - prawdziwa - stworzona na podstawie bestsellera Dicka Lehra i Gerarda Oneill: historia Jamesa Bulgera , legendarnego gangstera mafii irlandzkiej z Bostonu.
Nie oczekujcie fascynującego Johnny'ego Deppa z filmu Czekolada: żeby zinterpretować postać tego okrutnego i odrażającego człowieka, Johnny nosi niebieskie szkła kontaktowe i przeciwsłoneczne okulary z lat siedemdziesiątych oraz łysinę, co czyni go prawie nierozpoznawalnym. Oczekujcie jednak niezapomnianego występu.
NOWA RODZINA. Mówi się o tym, że Deppowi w Wenecji będzie towarzyszyć jego żona Amber, Teksanka, która spowodowała, że w lutym Johnny skapitulował (chociaż czternaście lat żył w związku z Vanessą Paradis, ale bez obrączki) i wziął ślub. Zdawało się, że Vanessa uspokoiła demony. Johnny zawsze opowiadał się za tradycją w poszukiwaniu korzeni w życiu rodzinnym, którego sam nie miał w dzieciństwie, stał się tatą, który potrafi bawić się lalkami ze swoją córką Lily-Rose ("robiłem próby swoich nowych ról, ale ona nie lubiła, gdy zmieniałem głos i chciała, żebym z powrotem był sobą") i spędzać cały wolny czas ze swoim synem Jackiem, który "bardzo mnie przypomina". Żyli na południu Francji, gdzie jego prywatność była chroniona, w Hollywood i na prywatnej wyspie na Bahamach. Ale później, w roku dwa tysiące dwunastym, nastąpiło oficjalne rozstanie. Od tej pory nie było już szczerych i otwartych prywatnie wywiadów, Depp ograniczył się do rozmów promujących filmy, a i to nie zawsze, bo niejeden raz nie zjawił się na wywiadach.
Wystawił dom we Francji na sprzedaż z wszystkim, co było w środku, wliczając w to pamiątki. Następnie, po serii wzlotu i upadków, poślubił kobietę młodszą od siebie o dwadzieścia trzy lata. Amber była trochę bardziej rozmowna. Kilka miesięcy temu powiedziała, że ich małżeństwo było naturalnym następstwem długiego bycia razem. Długo to znaczy dwa lata, poznali się podczas zdjęć do Dziennika zakrapianego rumem i ona, która miała wtedy swoją partnerkę, próbowała trzymać poziom - ale to jest tylko sentymentalny słownik aktorek z Hollywood. Po chwilowym wejściu w konflikt z australijskim prawem, podczas nielegalnego przewozu psów, są niecierpliwie wyczekiwani w Wenecji: młoda, obiecująca i szukająca spełnienia aktorka i uznany naturalny talent, porównywany do wielkich i świętych jak Brando, Pacino czy Hoffman, najlepszy w swojej generacji. Będą najchętniej fotografowaną parą.
NATURALNIE DZIKI. Bardzo wyczekiwane jest też drugie wrześniowe wydarzenie, debiut Johnny'ego Deppa - po raz pierwszy zostaje twarzą kampanii reklamowej perfum. Wiadomość została przyjęta z zaskoczeniem: aktor ekscentryczny, wycofany, noszący się niedbale (choć pięknie), któremu dano prowokacyjny pseudonim mr. Stench (pan Swąd) wybrany przez Diora do zapachu Sauvage, przywracając, ale tylko z nazwy, kultową już Eau Sauvage. Wybór zaskakujący również z powodów "rodzinnych". Vanessa Paradis, jego była partnerka, jest twarzą i ikoną konkurencyjnego domu mody Chanel, który zatrudnił także, w roli świeżej twarzy, Lily-Rose, siedemnastoletnią córkę Deppa i Paradis, która odziedziczyła po matce urodę, talent i przebojowość. Niedawno zaangażowała się odważnie w projekt Self Evident Thruts, który jest galerią portretów dziesięciu tysięcy osób, które deklarują, że "nie są całkowicie heteroseksualne". Inicjatywę poparł jej ojciec, nosząc slogan We are you (jesteśmy wami), z kampanią związana jest też jego partnerka, zdeklarowana biseksualistka, Amber.
Ale wracając do tematu: dlaczego on? Wątpliwości opadły, kiedy przybyliśmy do Palm Springs i na pustynię Joshua Tree, gdzie poczuliśmy przedsmak filmu reklamowego Diora, a następnie go obejrzeliśmy. Perfekcyjna dzikość, mieszanka przeklętego piękna, niepokojącego do granic możliwości i amerykańskiej niewinności w stylu Marka Twaina. W samochodzie Dodge z sześćdziesiątego dziewiątego roku opuszcza miasto i przemierza bezkresne drogi południowego-zachodu, w poszukiwaniu łączności z naturą i swoim pierwotnym instynktem, niczym współczesny szaman. To nie jest komiksowy Johnny Depp z ostatnich lat; to seksowny Johnny, ten, który oczarował niegdyś kobiety na całym świecie.
Vanity Fair: Czy znałeś wcześniej Jeana-Baptiste Mondino, fotografa i reżysera kampanii?
Johnny Depp: Nie, ale to bliski przyjaciel Vanessy, więc wiedziałem, że człowiek, który z nim pracuje, natychmiast się w nim zakochuje. I mnie się to przytrafiło, ponieważ ten człowiek zachował swoją czystość. Powiedziałem mu, że muszę nakręcić niemy film, w którym nie ma miejsca na słowa. Praca z nim była chwilą wolności. Przeszliśmy od zgiełku Los Angeles do cichej pustyni. Zaufałem jego narracji, jego wizji. Wiesz, co najbardziej podobało mi się w tym doświadczeniu z Diorem? Niektóre dziedziny sztuki i rzemiosła umierają, wypalamy się w tej opanowanej przez cyfryzacje rzeczywistości. Dla mnie łączenie różnych zapachów w celu stworzenia unikatowej woni jest niesamowitą sztuką. Podoba mi się ta staromodność. Wiele dziedzin sztuki traci na znaczeniu. To niesamowite, że telewizja idzie pod prąd, czasami jej artystyczny poziom dorównuje najlepszym filmom. Niektóre seriale - te, które oglądałem na Netflix - są genialnie napisane. To niesamowite, jak wiele treści można zmieścić w jednym trwającym pięćdziesiąt pięć minut odcinku.
VF: Okey, tak w skrócie, czemu kampania Diora?
JD: Nie wiem za dużo o modzie, chociaż myślę, że chwytam jej sens, rozumienie estetyki. Ale Sauvage to słowo bardzo dla mnie ważne. Przywodzi na myśl pewną postawę, bycie buntownikiem, który nie chodzi na kompromisy. Tak jak szlachetna dzikość Johna Drydena. Zresztą większość postaci granych przeze mnie była właśnie taka. Nieskorumpowane, niepokonane.
SZUKAJĄC KORZENI. W filmie reklamowym Sauvage nie mamy do czynienia tylko z samym Zachodem. Pojawiają się mistyczne symbole rodzimych kultur oraz zwierzęta, które były święte dla rdzennych Amerykanów: orzeł, kojot, bizon.W biografiach Deppa pojawiają się zawsze motywy egzotyczne dotyczące tego, że płynie w nim częściowo indiańska krew, z czego jest bardzo dumny.
Nie przez przypadek wybrał rolę Indianina z plemienia Komanczów, Tonto, kolejnego zabawnego outsidera, w filmie Jeździec znikąd. I niejeden go za to krytykował.
VF: Co odpowiesz komuś, kto twierdzi,że nie wystarczy daleki przodek, żeby uważać się za rdzennego Amerykanina?
JD: Miałem szczęście być traktowanym z wielkim szacunkiem przez przedstawicieli indiańskich nacji, z którymi pracowaliśmy, szczególnie Komanczów, co mnie bardzo cieszyło. Ich wódz powiedział mi, że bardzo cieszy się z mojego przyjazdu, bo mam w sobie krew rdzennych Amerykanów, i LaDonna Harris, niesamowita kobieta, dosłownie mnie adoptowała. Tym filmem chciałem sprowokować, stanąć w opozycji do tego, w jaki sposób Indianie byli zazwyczaj przedstawiani w filmach. Trochę jak Jean-Michel Basquiat, który maluje krzyż na napisanym wyrazie i chociaż ten wyraz jest zasłonięty, to na niego każdy patrzy. Wciąż mam świetny kontakt z plemionami Komanczów i Nawaho.
VF: Inna Ameryka, którą kochasz, to ta Huntera Thompsona. Jak się poznaliście?
JD: Dzięki wspólnemu znajomemu. Byłem w Aspen i powiedział mi, żebym wpadł do knajpy; zadzwonię po Huntera i się poznacie.
Siedzieliśmy przy stole, kiedy drzwi szeroko się otworzyły, a ludzie w środku rozpłynęli się na wszystkie strony, ponieważ on tam stał z paralizatorem i elektrycznym pastuchem w dłoniach, krzycząc: zabierajcie się stąd, sukinsyny. Klasyczny Hunter. Później przedstawił się i zaczęła się nasza historia miłości i szaleństwa. Jeśli mówi się o byciu nieskrępowanym, to Hunter był w tym królem.
VF: Czytałeś już wtedy jego książki?
JD: Prawie wszystkie już znałem. Są naprawdę nieliczni pisarze, którzy potrafią rozbawić, Hunter do nich należał. Można tylko sobie wyobrazić, jaki byłem szczęśliwy, poznając pisarza , którego od zawsze podziwiałem. Wieczór zakończyliśmy idąc do jego domu, gdzie skonstruowaliśmy małe bomby w pojemnikach z propanem i nitrogliceryną, i odpaliliśmy je w jego ogrodzie. Od tego momentu staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Kiedy mnie zapytał, czy mam ochotę zagrać w ekranizacji jego książki "Lęk i odraza w Las Vegas"(Las Vegas parano,reż.Terry Gilliam) oczywiście poczułem się uhonorowany, ale powiedziałem mu też, że być może po tym będzie nienawidził mnie do końca swych dni. "To ryzyko, które musisz podjąć" odpowiedział mi sukinsyn... Kiedy pokazali mu film, zadzwoniłem do niego i zapytałem: "Teraz mnie pewnie nienawidzisz?"A on: "Nie, dlaczego, to było jak słuchanie upiornie zawodzącej trąbki na polu przegranej bitwy". Jak nie dać za wygraną komuś, kto mówi w ten sposób?
PIERWSZA MIŁOŚĆ. Ostatnie wystąpienie publiczne Johnny'ego Deppa przed festiwalem w Wenecji miało miejsce dwudziestego sierpnia w sali do gry w kręgle w Los Angeles, gdzie grał na gitarze z Gennem Simmonsem z zespołu Kiss, w ramach charytatywnej zbiórki pieniędzy dla Mending Kids, organizacji, która zajmuje się finansowaniem operacji ratujących życie biednych dzieci i sierot w dziesiątkach krajów na całym świecie. Zawsze świetny muzyk, a przede wszystkim jej pasjonat. Byli też Guns N Roses i inne zespoły, które grały już wtedy, kiedy Johnny szukał szczęścia ze swoim zespołem The Kids. Muzyka była jego pierwszą pasją. Ściany jego domu w Hollywood są pełne zawieszonych gitar. W spocie Diora ścieżka dźwiękowa to akordy i perkusja wzięte z utworu Rya Coodera. "Słuchając go" mówi Depp "zdajesz sobie sprawę z tego, od jak dawna nie było żadnego wielkiego gitarzysty."
VF: Jak to się stało, że zamiast muzykiem zostałeś aktorem?
JD: Przez czysty przypadek. Jako muzyk, na południu Florydy, musiałem zaciskać pasa. Zaproszono nas do Hollywood, żeby nagrać płytę i szybko zorientowaliśmy się, że jesteśmy w niewłaściwym miejscu. To były czasy zespołów z długimi włosami, mięli ogromne fryzury, my nie byliśmy gotowi się przestawić, a zespoły takie jak nasz nikogo nie interesowały. Motley Crue, Guns N Roses, ich muzyka się podobała. I ich fryzury.
VF: Dlaczego, wy jaką muzykę tworzyliście?
JD: Generalnie punk pop, coś blisko Elvisa Costello, The Clash, Libertines. W tamtym momencie nikogo to nie interesowało. Pewnego dnia Nicolas Cage, który był moim przyjacielem, przekonał mnie, że mogę grać w filmach i poznał mnie ze swoim agentem. Dostałem małą rolę w Koszmarze i tak się wszystko zaczęło; był rok tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty czwarty. Tak naprawdę nigdy nie zdecydowałem, że będę aktorem. Chciałem być muzykiem, gitarzystą. Na początku kino nic mnie nie obchodziło, szukałem tylko sposobu na zapłacenie rachunków. A później stało się to, co się stało i po trzydziestu latach wciąż tutaj jestem. Dziwne, co?
VF: Nadal chciałbyś nagrać własną płytę?
JD: Nie, już bym nie mógł. Ograniczam się do zabawy z moimi przyjaciółmi, piszę i nagrywam z nimi, partycypuję w ich projektach: grałem również z Paulem McCartneyem. To piękne, bo to jakbym miał drugie życie, w którym nie muszę mówić, nie ma żadnej postaci, nie ma niczego, jedynie coś, co wychodzi z głowy, albo serca, przechodzi przez żyły i dochodzi do palców, i tutaj wytryska muzyka. I nic nigdy nie brzmi dwa razy tak samo. Solówka czy riff są doświadczeniem unikalnym, które wydobywa się z ośrodka twojego istnienia, z tego, co odczuwasz. Czyż nie tak samo jest z perfumami, które zmieniają zapach w zależności od tego, na czyjej są skórze? Ponadto fakt, że nie zostałem profesjonalnym muzykiem, spowodował, iż muzyka pozostała moją pierwszą miłością. Jeśli byłaby moim zawodem, mógłbym się znaleźć w sytuacji, kiedy musiałbym co roku jechać w trasę koncertową i nie mógłbym sobie odpuścić, nawet jako niedołężny starzec, w momencie, gdy nawet mój syn zaczynałby się starzeć, ech, byłoby inaczej.
VF: Powiedziałeś, że nigdy nie oglądasz swoich filmów. Nie sądzisz, że w tym sensie spontaniczność muzyka pomaga ci być lepszym aktorem?
JD: Oczywiście, ponieważ możesz próbować i powtarzać jedną scenę, aż do momentu, kiedy osiągniesz efekt, którego szukasz, ale nadchodzi w pewnym miejscu moment, kiedy już nie możesz wrócić. Kiedy byłem mały, desperacko chciałem grać na gitarze, mając dwanaście lat, kupiłem jedną za dwadzieścia pięć dolarów i zamknąłem się na miesiąc w swoim pokoju, żeby słuchać płyt, uczyć się i wyrobić słuch muzyczny. W pewien dziwny sposób pomogło mi to chwytać elementy, których chcę w postaci, którą tworzę. W aktorstwie wykorzystuje to samo podejście co w muzyce. Niczego nie robię dwa razy, podejmuję wyzwanie, idąc ciągle dalej.
VF: Kiedy chcesz się rozerwać, co robisz?
JD: Najczęściej gram.
Taki jest Johnny Depp. Nadal robi filmy i jest jednym z najlepiej opłacanych aktorów w Hollywood, ale nie nudzi się kolejnymi eksperymentami. Ma nowe życie, młodą kobietę, która prawdopodobnie będzie chciała mieć dzieci. A on, jak mandala wieczności, zaczyna od początku, od muzyki.
VF: Wyjaśniałeś, że nie chcesz żyć w Nowym Jorku, ponieważ cię tam rozpoznają. Burroughs mówił, że "sekretem bycia niewidzialnym jest zobaczyć innych pierwszemu".
JD: Geniusz. Także Cocteau powiedział coś świetnego na ten temat: "Im dłużej na mnie patrzysz, tym bardziej znikam." Uważam, że to piękne.
Tłumaczenie: RAFAŁ VIALLI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz