sobota, 17 października 2015

Peter Sarsgaard + Entertainment Weekly (tłumaczenie)

Na portalu Hollywood Reporter pojawił się wywiad z aktorem Peterem Sarsgaardem, poproszono go, by opisał trzema słowami Johnny'ego Deppa: 

To niemożliwe. Johnny to jedna z najbardziej artystycznych osób, z jakimi grałem. Mam wrażenie, że stworzył swoją własną formę aktorstwa. Ogromnie go podziwiam. 


***


Tim Burton na dwudziestopięciolecie Edwarda Nożycorękiego.
Dziewięć krótkich historii o genezie i następstwach gotyckiej bajki.

Autor: Anthony Breznican
Entertainment Weekly
16.10.2015

Dwadzieścia pięć lat od premiery Edward Nożycroęki wciąż jest jednym z najostrzejszych noży w szufladzie. 

W tym tygodniu Fox wydał film z 1990 roku na Blu-ray i z okazji zbliżającego się dwudziestopięciolecia Entertainment Weekly przeprowadziło rozmowę z reżyserem Timem Burtonem o spuściźnie zagubionej duszy z ostrymi jak brzytwa dłońmi. 

Ten film nie mógł powstać w lepszym czasie. 

Trzydziestego września na kanale informacyjnym HLN wyemitowano program, do którego Yasmin Vossoughian zaprosiła człowieka o nazwisku Jon Hendren, by porozmawiać z nim o sekretnej debacie Edwarda Snowdena - ale każda jego odpowiedź dotyczyła zupełnie innego Edwarda. 

"Przepędzić go, wyrzucić ze społeczeństwa tylko dlatego, że ma nożyce zamiast rąk, to dziwne" powiedział Hendren, komik, który działa na Twitterze pod nazwą fart (pierd). "Ludzie się go nie bali, dopóki nie zaczął rzeźbić dinozaurów i różnych tego typu rzeczy."

Kanały informacyjne nadawane w telewizjach kablowych cały czas padają ofiarą żartownisiów, ale najistotniejsze jest to, jak długo Vossoughian i producenci pozwolili Hendrenowi mówić, zanim przerwali emisję. 

Ten film uczynił Johnny'ego Deppa gwiazdą, stał się najbardziej osobistą historią Burtona, a na jego cześć nazwano istotę, którą żyła na ziemi pięćset milionów lat temu. 

Burton jest zaskoczony tym, że film nadal żyje. 

Oto wspomnienia filmowca z okresu tworzenia Edwarda Nożycorękiego, powiedział nam, kogo jeszcze przesłuchiwał do tej roli, opowiedział o niezwykłych następstwach filmu i o tym, czy kiedykolwiek rozważał stworzenie  sequelu. 


SNOWDEN VS. NOŻYCORĘKI


Entertainment Weekly: Powinienem zapytać o dwudziestą piątą rocznicę powstania Edwarda Nożycorękiego, a ty powinieneś powiedzieć coś o Edwardzie Snowdenie. Wtedy wszechświat wróci do równowagi. 
Tim Burton: [Chwilę się zastanawia, po czym zaczyna się śmiać] Musiałem chwilę pomyśleć, zanim zrozumiałem, o co ci chodzi!

Widziałeś to nagranie?
Tak, tak! To było jak bomba z opóźnionym zapłonem, trzeba było chwilę pomyśleć, żeby zrozumieć, o co chodzi... Szkoda mi niektórych prowadzących, bo zawsze ich wtedy zatyka - pamiętasz tę historię z azjatyckim samolotem?

Żart z katastrofą lotniczą. Mówili o tym przez cały dzień.
Czasami udzielałem wywiadów ludziom, którzy mieli gdzieś, co mówiłem, wiesz, o co mi chodzi?

Prawie w ogóle cię nie słuchali?
Zadają ci pytanie, bo nie mają pojęcia, o co chodzi, nie obchodzi ich to - zadają pytanie po to, by mieć je z głowy. 


DZIECKO BATMANA I SOKU Z ŻUKA


ENTERTAINMENT WEEKLY: Nożycoręki powstał po tym, jak stworzyłeś naprawdę duże filmy, Sok z żuka i Batmana - czy to był ten przypadek, kiedy to mogłeś zrobić taki film, jaki chciałeś? 
Tim Burton: Tak, ale i tak ciężko było go stworzyć. Miałem umowę ze studiem Warner Bros. To było po premierze Batmana, więc pomyślałem, że teraz zrobię coś osobistego, z mniejszym budżetem. Ale nie spodobał im się ten pomysł. Myślałem sobie wtedy: naprawdę nie chcą zrobić tego filmu. 

Więc przeniosłeś się do Foxa?
Skoro oni nie chcieli tego zrobić, to czemu nie? Byłem w stanie wybrnąć z tej sytuacji i znaleźć kogoś, kto zrealizuje ten pomysł. 
To był dziwny okres, dziwnie się czułem z tym, że po tym jak zrobiłem Batmana, miałem problem ze stworzeniem czegoś znacznie mniejszego. 

Czy musiałeś zmierzyć się z wieloma ingerencjami? Zanim powstanie większość filmów, ich twórcy muszą zmierzyć się z logicznymi pytaniami studia. Takim jak: jakim cudem gotycki zamek leży na wzgórzu obok przedmieścia...
Nie pamiętam takich sytuacji. Nie wiedzieli, co o tym powiedzieć. Nie pamiętam testowych wyświetleń, choć jestem pewien, że takowe się odbywały. Wyparłem je z pamięci. Tak naprawdę nie było żadnych pytań - wszystko ograniczyło się do minimum i niczego konkretnego sobie nie przypominam. 

Kiedy film wyszedł, poczułeś, że czegoś dowiodłeś?
Kiedy film wyszedł, nie był wielkim hitem. Było z nim tak samo jak z Miasteczkiem Halloween, potrzebował czasu na rozkręcenie. To jedno z najmilszych uczuć, bo wtedy wszystko staje się bardziej emocjonalne. 


POZNANIE JOHNNY'EGO DEPPA


ENTERTAINMENT WEEKLY: To była twoja pierwsza współpraca z Johnnym Deppem, od tamtej pory jesteście przyjaciółmi. Jak trafiłeś na Johnny'ego? Miał już na koncie kilka filmów: Koszmar z Ulicy Wiązów, Beksę Johna Watersa, ale jego największym osiągnięciem w tym czasie było 21 Jump Street. 
Tim Burton: Grał w tym serialu, ale ja go nigdy nie oglądałem. Nie miałem pojęcia, kim był. W niczym go nie widziałem. 

Ale ktoś ci go polecił?
Tak, padło jego nazwisko. Więc spotkałem się z nim w kawiarni. I to było najlepsze, bo nie miałem pojęcia, jakim jest aktorem. Już podczas tego pierwszego spotkania wiedziałem, że jest właściwą osobą do tej roli. Dlatego, że sprawiał wrażenie osoby uwięzionej w tym całym wizerunku stworzonym na potrzeby 21 Jump Sreet - ale on wcale taki nie był. Wydawał się być taki jak Edward. Jak ktoś, kto jest postrzegany w pewien sposób, ale tak naprawdę jest zupełnie inny. 


Niespodziewana współzależność.
On już był tą postacią. Wyczuwało się to w jego życiu. Miał emocjonalność tej postaci i wyczułem to już podczas pierwszego spotkania, naprawdę. 

Jesteście naprawdę dobrymi przyjaciółmi i często razem pracujecie. Czy jest tak dlatego, że jesteście podobni, czy wręcz przeciwnie, działa to na zasadzie przeciwieństw?
Tak naprawdę nigdy tego nie analizowałem. Myślę, że ludzie są ze sobą w jakiś sposób połączeni i nie istnieje na to żadne logiczne wyjaśnienie. Mamy podobny gust, jeśli chodzi o filmy i dziwne rzeczy, obaj wychowywaliśmy się na przedmieściach. Myślę, że jesteśmy ze sobą związani na wiele różnych sposobów. 


PRAWIE EDWARDY


Entertainment Weekly: Czy rozważałeś zatrudnienie wielu aktorów? Czytałem, że o tę rolę starał się Tom Hanks, że rozmawiałeś z Tomem Cruisem i  Robertem Downeym, Jr.
Tak jest z prawie każdym filmem. Masz jakiś pomysł, a studio rzuca nazwiskami największych gwiazd owego okresu. Nie mam nic do tych aktorów, bo są świetni, ale... mimo iż czułem, że wybiorę Johnny'ego i tak zgodziłem się z nimi porozmawiać. Nie było to zbyt wiele osób, bo czułem, że zmarnowałbym ich czas. 

Czy nazwiska, które podałem, zgadzają się? Czy rozmawiałeś z Downeym, Jimem Carreym i Tomem Cruisem?
Nie, nie pamiętam, bym rozmawiał z Jimem Carreyem. Czy rozmawiałem z Robertem? Możliwe. Rozmawiałem z Tomem Cruisem. To były miłe spotkania. Odrobiłem pracę domową. 

Brzmi to tak, jakby zależało ci na kimś nieznanym - kimś, kto nie był wielką gwiazdą, mimo iż później się nią stał. 
Tak, zależało mi na tym. Zwykle trzeba przejść przez te wszystkie castingi, żeby w końcu trafić na odpowiednią osobę. 


VINCENT PRICE


ENTERTAINMENT WEEKLY: Kolejnym aktorem w filmie, który niestety już odszedł, jest Vincent Price. Ale znałeś go już wcześniej, wystąpił w twoim krótkometrażowym filmie Vincent, który opowiadał o chłopcu z obsesją na punkcie aktora. Możesz mi opowiedzieć o tym, jak się z nim zaprzyjaźniłeś?
Było tak samo jak z  Christopherem Lee. Vincent był kimś, kogo mi w tym filmie brakowało, odpowiedział bardzo szybko. Spodobało mu się to. Zrozumiał, że to nie był zwykły fanowski projekt. Zauważył jego emocjonalną stronę i był nim zachwycony. Przyjechał i wystąpił w roli narratora. 

Musiałeś być podekscytowany, w końcu ten mały chłopiec był zainspirowany tobą. 
To było niesamowite poznać kogoś, kogo oglądało się w telewizji jako dziecko i kto okazał się być tak miły i interesujący. To o wiele lepsze doświadczenie niż spotkanie idola, który na twój widok mówi "spadaj stąd, gówniarzu. Wyjazd z mojego trawnika."

Rola w Edwardzie Nożycorękim okazała się być jego ostatnią dużą rolą. Zmarł kilka lat później. 
Grał jeszcze przez jakiś czas, ale był już osłabiony. 

Jaki był na planie? Pamiętasz?
Zawsze miał w sobie iskrę. Twardo stąpał po ziemi, był hojny i wesoły. Przypomniałem sobie wtedy Dom Usherów, Odrażającego Dr Phibesa - wszystkie jego filmy! A potem patrzyłem na niego we własnej osobie! 


DESKA KREŚLARSKA


Entertainment Weekly: Edward Nożycoręki narodził się z twojego rysunku - narysowałeś go jako dorosły, czy było to coś, co stworzyłeś jako dziecko?
Tim Burton: Miałem wtedy dwadzieścia lat. 

Pamiętam, że kiedyś powiedziałeś mi, iż jako dziecko chodziłeś na cmentarz niedaleko lotniska w Burbank i tam rysowałeś i czytałeś. Zastanawiam się, czy właśnie w takim miejscu narodził się Edward. 
Było z nim tak jak z Edem Woodem – byłem pewien, że to był właśnie cmentarz ukazany w filmie Plan 9, bo znajdował się w podobnym miejscu, był identycznie rozplanowany, wiele rzeczy wydawało się identycznych. 


PIOSENKA I TANIEC


Czy to prawda, że przez pewien czas rozważałeś zrobienie tego filmu w formie musicalu? Pomyślałem, że tak, bo stylistycznie trochę go przypomina.
[śmieje się] Nie. 

Nie? Kiedyś to przeczytałem i zacząłem się nad tym zastanawiać. 
Nie, nie, nie. Anthony, nie wierz we wszystko, co czytasz. 

Wiem! Dlatego zwróciłem się do źródła. 
Myślałem, żeby zrobić to w klimacie Ice Capades, ale się rozmyśliłem. Nie w formie musicalu. Miała być muzyka, ale rzecz działaby się na lodzie. 


STAROŻYTNY HOŁD


Entertainment Weekly: Abstrahując od żartów na wizji, czy istnieje jakiś hołd oddany Edwardowi Nożycorękiemu, który jest twoim ulubionym? Wiem, że naukowcy nazwali skamielinę archaicznego kraba, który miał przypominające nożyce szczypce, Kooteninchela deppi, więc to prezent dla Johnny'ego. 
Pewnie poczuł się zaszczycony. 

Brzmi jak życiowy cel, prawda?
[śmieje się] Dobre, tak. Cieszę się jego szczęściem. Komu w takiej sytuacji potrzebny jest Oscar?


NOŻYCORĘKI  II?


Entertainment Weekly: Na sam koniec chciałem zapytać, czy kiedykolwiek pragnąłeś powrotu Edwarda i czy chciałeś opowiedzieć kolejną historię z nim związaną?
Tim Burton: Nie. Myślę, że takie projekty są koszmarne. Robię je bardzo rzadko. Rozumiem, dlaczego tworzy się więcej filmów. Trylogie, sequele, ośmiokąty. Rozumiem to. Ale w moim przypadku to rzadkie projekty. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Archiwum bloga